Autor książki o zamachu na papieża przez trzydzieści lat współpracował z wywiadem PRL
Do akcji zacierania śladów udziału komunistycznych służb specjalnych w zamachu na Jana Pawła II Moskwa i jej sojusznicy uruchomili machinę dezinformacji na niespotykaną skalę. Tajne służby korzystały z agentów wśród pisarzy, dziennikarzy, prawników i wydawców książkowych i na Wschodzie, i na Zachodzie.
Praca zbiorowa
W 1983 r. ukazała się książka dziennikarza Eugeniusza Guza "Zamach na papieża". Jej wydanie zbiegało się z drugą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski. Guz uzupełniał swoją książkę, co zaowocowało kolejnymi wydaniami pod różnymi tytułami. Ostatnie - "Zamach na papieża, mroczne siły nienawiści. Nowy ślad" - ukazało się w 2006 r. Pozycja sprawiająca wrażenie solidnego dokumentu stała się punktem odniesienia dla wielu publicystów i watykanistów.
Autor z pasją podważa wszelkie doniesienia potwierdzające tzw. ślad bułgarski, czyli tezę, że za zamachem na Jana Pawła II stały komunistyczne służby specjalne. Broni Bułgarów i KGB, mnożąc sugestie, że za rozpowszechnieniem teorii "śladu bułgarskiego", a wręcz jej spreparowaniem, stoją służby włoskie działające na zlecenie CIA. Snuje sugestie, że za zamachem mogły stać włoska mafia albo islamiści i wywiad turecki.
Guz obszernie omawia inne publikacje. Jedynie między cytatami przedstawia swoje opinie, niektóre prezentując jako fakty. Czytelnik nie znający dobrze historii włoskich śledztw po zamachu nie jest w stanie odróżnić faktów od sugestii. Liczba źródeł cytowanych przez Guza robi wrażenie. Kilkadziesiąt pozycji książkowych, mrowie publikacji prasowych, agencyjnych depesz, komunikatów różnych instytucji z kilku krajów. Wszystko to ma sprawić wrażenie rzetelnego opracowania. Biorąc pod uwagę datę pierwszego wydania książki godne podziwu jest, że jeden autor w tak krótkim czasie był w stanie zebrać, wyselekcjonować i przetłumaczyć tak obfity materiał, uzupełniany w kolejnych wydaniach. Guz w wydaniu z 2006 r. cytuje gazety niemieckie, włoskie, prasę turecką i nie są to wyłącznie media najbardziej popularne. W książce odnajdziemy nawet cytaty z miesięcznika włoskiej policji zawodowej "Nuova Polizia". Publikacja wygląda jak dzieło zbiorowe.
Dokumenty przechowywane w Instytucie Pamięci Narodowej dowodzą, że autor "Zamachu na papieża" współpracował z Departamentem I (wywiad) MSW. Był zarejestrowany jako kontakt operacyjny Gustek i Jan Zdrowy. - Po powrocie z placówki zagranicznej do kraju przekonywał nas w redakcji, że ani Bułgarzy, ani Rosjanie nie mieli nic wspólnego z zamachem na papieża - wspomina wieloletni pracownik redakcji zagranicznej PAP. Charakterystykę Jana Zdrowego zawiera ściśle tajna notatka z 5 lutego 1990 r., sporządzona kilka miesięcy przed weryfikacją funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa: "Pozyskany do współpracy z naszą służbą w 1960 r. Wykorzystywany informacyjnie na kierunku niemieckim. Posiada szerokie znajomości w różnorodnych środowiskach niemieckich - kręgi rządowe, polityczne, dziennikarskie (É). Na terenie RFN kontaktowany przez »Kardifa« [kryptonim oficera wywiadu w ambasadzie PRL w Kolonii]. W kraju zgłasza swój pobyt telefonicznie, kontakt utrzymuje nw. [na wezwanie] W. Czerniaka". Ten ostatni to - jak ustalił "Wprost" - płk Wojciech Czerniak, naczelnik Wydziału I (niemieckiego) Departamentu I MSW, który w latach 1996-1997 był dyrektorem Zarządu Wywiadu UOP. - Nie znam osobiście Eugeniusza Guza. Nigdy nie miałem z nim bezpośredniego kontaktu - zapewnił nas Czerniak, dodając, że w jego ocenie Guz był korespondentem o ogromnej wiedzy i wrażliwości na sprawy niemieckie, zwłaszcza w trudnym dla Polski okresie nawiązywania oficjalnych stosunków z RFN na początku lat 70.
Z materiałów IPN wynika, że wywiad MSW nawiązał kontakt z Guzem, kiedy przebywał on służbowo w Berlinie. "Ma możliwości pracy dla pionu »N« [niemieckiego]" - stwierdził w maju 1962 r. kpt. Jan Cygan, starszy oficer operacyjny Departamentu I MSW. Po 28 latach funkcjonariusze wywiadu krytycznie ocenili pobudki, które kierowały Guzem w czasie współpracy. "Jego olbrzymie możliwości wywiadowcze zawsze przekraczały efekty współpracy. W czasie współpracy występowały okresy przynoszące konkretne wyniki oraz okresy zastoju. Informacje oceniane były dobrze, wielokrotnie wykorzystywane w opracowywaniu informacji wywiadu. W ostatnim okresie nastąpił trwały impas we współpracy, wynika on być może z faktu jego obawy przed ujawnieniem go jako naszego źródła informacji. Należy zaznaczyć jego materialne podejście do tematu współpracy. Wszystko przelicza na pieniądze. Wynagradzany stale /miesięcznie 400 DM/" - czytamy w notatce z 1990 r.
Materiały dotyczące Guza, przechowywane w IPN pod sygnaturą 02386/61, są wyjątkowo skromne jak na 30 lat współpracy z wywiadem. Teczka o tym numerze została ponad wszelką wątpliwość wybrakowana. Brakuje spisu zawartości. Nie zachowały się też mikrofilmy, na które powinny zostać wcześniej przekopiowane najważniejsze dokumenty. Poza kilkoma kartkami z lat 60. i 70. pozostały jedynie raporty ze spotkań, które oficer rezydentury w Kolonii, używający kryptonimu Kardif, odbywał z Guzem już w 1990 r. Jan Zdrowy dostarczał wówczas informacji dotyczących stosunków polsko-niemieckich w świetle zbliżającego się zjednoczenia Niemiec. Zbierał relacje z rozmów z dziennikarzami niemieckimi, komunikaty MSZ z Bonn czy wypowiedzi liderów Związku Wypędzonych (BdV) w sprawie ratyfikacji granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Na tym tle wyróżnia się sprawozdanie na temat planowanych zmian prawa regulującego działalność służb specjalnych RFN i zakres ich ingerencji w sferę wolności obywatelskich. Eugeniusz Guz nie chciał rozmawiać z "Wprost" o swojej przeszłości. - Takiej rozmowy prowadzić nie będę - rzucił tylko.
Fakty czy propaganda?
Po lekturze książki Guza o zamachu na papieża można odnieść wrażenie, że demaskowanie zachodnich służb specjalnych to pasja redaktora Jana Zdrowego. Autor zarzuca innym dziennikarzom związki z CIA, milcząc zarazem o swojej 30-letniej współpracy z wywiadem PRL.
W pierwszych rozdziałach wydania z 2006 r. autor, zanim "rozprawi się" z dowodami obciążającymi KGB i Bułgarów, opisuje próbę zamachu, jakiej dopuścił się Juan Fernandez Krohn, katolicki mnich związany z ultrakonserwatywną wspólnotą integrystów skupioną wokół biskupa Marcela Lefebvre'a. Potem w kolejnych rozdziałach przedstawia kronikę udaremnionych prób zamachu, pisząc, że papieża chcieli zabić a to fanatycy muzułmańscy na Filipinach, a to baskijscy separatyści z ETA, islamiści z Turcji, różnej maści szaleńcy, terroryści, ekstremiści politycznii religijni. W kolejnych rozdziałach Guz dowodzi, że Agca wymyślił ślad bułgarski, a podsunęli mu go oficerowie SISMI, włoskiego wywiadu wojskowego - na zlecenie CIA.
W kolejnych rozdziałach Guz cytuje ekspertyzę komisji Międzynarodowego Zrzeszenia Prawników Demokratów z siedzibą w Brukseli, która wytknęła błędy włoskim śledczym. Do porządku dziennego przechodzi nad informacją, że MZPD wynajęła Stasi. Uważny czytelnik kilka rozdziałów dalej zauważy informację, podaną w zupełnie innym kontekście, że Stasi, podejmując szeroko zakrojone działania propagandowe, wybielające wschodnie służby i szkalujące CIA, działała na prośbę Bułgarów. Zeznał to w 1997 r. przed berlińskim prokuratorem pułkownik Stasi Günter Bohnsack.
Guz dowodzi, że sam Jan Paweł II nigdy nie wierzył w ślad bułgarski. Dowodem na dystans Watykanu wobec tej teorii jest fakt, że papież przyjmował po zamachu na audiencjach delegacje bułgarskie, planował pielgrzymkę do Bułgarii, a przecież - jak pisze Guz - "nie przyjąłby zaproszenia z kraju zakulisowych sprawców zamachu na jego życie". Absurd tych argumentów nie wymaga komentarza, zważywszy, że Jan Paweł II wybaczył przecież nawet samemu Agcy.
W kolejnych rozdziałach książki Guz tropiącego Bułgarów i KGB sędziego Ferdinanda Imposimato przedstawia jako frustrata, który próbuje się "odegrać" i "wykazać". CIA nazywa "głównym inspiratorem śladu bułgarskiego", stwierdzając nawet, że Amerykanie przyznali się do wymyślenia tego tropu, a o winie Moskwy pisze: "dowodów nie było i nie ma".
Montaż
Tworzenie propagandowych artykułów, pisanie książek przez agentów wywiadu nie było w latach 80. dla wschodnich służb rzeczą nową. - KGB było mistrzem w dezinformacji. Sowieckie służby skonstruowały kolosalną machinę kłamstw, polegająca na fabrykowaniu nowych tropów, zaciemnianiu rzeczywistych śladów. Dość powiedzieć, że kilku korespondentów relacjonujących proces Agcy, jak wynika z archiwów Walerija Mitrochina [zbiega z KGB] , było agentami Moskwy - uważa Jacek Pałasiński, wieloletni korespondent polskich mediów w Rzymie.
Mechanizmy wypracowane przez KGB w latach 70. i udoskonalone przez komunistyczne służby po zamachu na Jana Pawła II przywodzą na myśl głośną powieść Vladimira Volkoffa "Montaż". Jej główny bohater, agent literacki cieszący się opinią zatwardziałego antykomunisty, był w rzeczywistości cennym agentem wpływu KGB. Przez książki, jakie wydawał, silnie oddziaływał na elity intelektualne "wolnego świata". Jak się okazuje, literacka fikcja wcale nie odbiegała daleko od rzeczywistości.
Fot: M. Stelmach
Praca zbiorowa
W 1983 r. ukazała się książka dziennikarza Eugeniusza Guza "Zamach na papieża". Jej wydanie zbiegało się z drugą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski. Guz uzupełniał swoją książkę, co zaowocowało kolejnymi wydaniami pod różnymi tytułami. Ostatnie - "Zamach na papieża, mroczne siły nienawiści. Nowy ślad" - ukazało się w 2006 r. Pozycja sprawiająca wrażenie solidnego dokumentu stała się punktem odniesienia dla wielu publicystów i watykanistów.
Autor z pasją podważa wszelkie doniesienia potwierdzające tzw. ślad bułgarski, czyli tezę, że za zamachem na Jana Pawła II stały komunistyczne służby specjalne. Broni Bułgarów i KGB, mnożąc sugestie, że za rozpowszechnieniem teorii "śladu bułgarskiego", a wręcz jej spreparowaniem, stoją służby włoskie działające na zlecenie CIA. Snuje sugestie, że za zamachem mogły stać włoska mafia albo islamiści i wywiad turecki.
Guz obszernie omawia inne publikacje. Jedynie między cytatami przedstawia swoje opinie, niektóre prezentując jako fakty. Czytelnik nie znający dobrze historii włoskich śledztw po zamachu nie jest w stanie odróżnić faktów od sugestii. Liczba źródeł cytowanych przez Guza robi wrażenie. Kilkadziesiąt pozycji książkowych, mrowie publikacji prasowych, agencyjnych depesz, komunikatów różnych instytucji z kilku krajów. Wszystko to ma sprawić wrażenie rzetelnego opracowania. Biorąc pod uwagę datę pierwszego wydania książki godne podziwu jest, że jeden autor w tak krótkim czasie był w stanie zebrać, wyselekcjonować i przetłumaczyć tak obfity materiał, uzupełniany w kolejnych wydaniach. Guz w wydaniu z 2006 r. cytuje gazety niemieckie, włoskie, prasę turecką i nie są to wyłącznie media najbardziej popularne. W książce odnajdziemy nawet cytaty z miesięcznika włoskiej policji zawodowej "Nuova Polizia". Publikacja wygląda jak dzieło zbiorowe.
Dokumenty przechowywane w Instytucie Pamięci Narodowej dowodzą, że autor "Zamachu na papieża" współpracował z Departamentem I (wywiad) MSW. Był zarejestrowany jako kontakt operacyjny Gustek i Jan Zdrowy. - Po powrocie z placówki zagranicznej do kraju przekonywał nas w redakcji, że ani Bułgarzy, ani Rosjanie nie mieli nic wspólnego z zamachem na papieża - wspomina wieloletni pracownik redakcji zagranicznej PAP. Charakterystykę Jana Zdrowego zawiera ściśle tajna notatka z 5 lutego 1990 r., sporządzona kilka miesięcy przed weryfikacją funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa: "Pozyskany do współpracy z naszą służbą w 1960 r. Wykorzystywany informacyjnie na kierunku niemieckim. Posiada szerokie znajomości w różnorodnych środowiskach niemieckich - kręgi rządowe, polityczne, dziennikarskie (É). Na terenie RFN kontaktowany przez »Kardifa« [kryptonim oficera wywiadu w ambasadzie PRL w Kolonii]. W kraju zgłasza swój pobyt telefonicznie, kontakt utrzymuje nw. [na wezwanie] W. Czerniaka". Ten ostatni to - jak ustalił "Wprost" - płk Wojciech Czerniak, naczelnik Wydziału I (niemieckiego) Departamentu I MSW, który w latach 1996-1997 był dyrektorem Zarządu Wywiadu UOP. - Nie znam osobiście Eugeniusza Guza. Nigdy nie miałem z nim bezpośredniego kontaktu - zapewnił nas Czerniak, dodając, że w jego ocenie Guz był korespondentem o ogromnej wiedzy i wrażliwości na sprawy niemieckie, zwłaszcza w trudnym dla Polski okresie nawiązywania oficjalnych stosunków z RFN na początku lat 70.
Z materiałów IPN wynika, że wywiad MSW nawiązał kontakt z Guzem, kiedy przebywał on służbowo w Berlinie. "Ma możliwości pracy dla pionu »N« [niemieckiego]" - stwierdził w maju 1962 r. kpt. Jan Cygan, starszy oficer operacyjny Departamentu I MSW. Po 28 latach funkcjonariusze wywiadu krytycznie ocenili pobudki, które kierowały Guzem w czasie współpracy. "Jego olbrzymie możliwości wywiadowcze zawsze przekraczały efekty współpracy. W czasie współpracy występowały okresy przynoszące konkretne wyniki oraz okresy zastoju. Informacje oceniane były dobrze, wielokrotnie wykorzystywane w opracowywaniu informacji wywiadu. W ostatnim okresie nastąpił trwały impas we współpracy, wynika on być może z faktu jego obawy przed ujawnieniem go jako naszego źródła informacji. Należy zaznaczyć jego materialne podejście do tematu współpracy. Wszystko przelicza na pieniądze. Wynagradzany stale /miesięcznie 400 DM/" - czytamy w notatce z 1990 r.
Materiały dotyczące Guza, przechowywane w IPN pod sygnaturą 02386/61, są wyjątkowo skromne jak na 30 lat współpracy z wywiadem. Teczka o tym numerze została ponad wszelką wątpliwość wybrakowana. Brakuje spisu zawartości. Nie zachowały się też mikrofilmy, na które powinny zostać wcześniej przekopiowane najważniejsze dokumenty. Poza kilkoma kartkami z lat 60. i 70. pozostały jedynie raporty ze spotkań, które oficer rezydentury w Kolonii, używający kryptonimu Kardif, odbywał z Guzem już w 1990 r. Jan Zdrowy dostarczał wówczas informacji dotyczących stosunków polsko-niemieckich w świetle zbliżającego się zjednoczenia Niemiec. Zbierał relacje z rozmów z dziennikarzami niemieckimi, komunikaty MSZ z Bonn czy wypowiedzi liderów Związku Wypędzonych (BdV) w sprawie ratyfikacji granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Na tym tle wyróżnia się sprawozdanie na temat planowanych zmian prawa regulującego działalność służb specjalnych RFN i zakres ich ingerencji w sferę wolności obywatelskich. Eugeniusz Guz nie chciał rozmawiać z "Wprost" o swojej przeszłości. - Takiej rozmowy prowadzić nie będę - rzucił tylko.
Fakty czy propaganda?
Po lekturze książki Guza o zamachu na papieża można odnieść wrażenie, że demaskowanie zachodnich służb specjalnych to pasja redaktora Jana Zdrowego. Autor zarzuca innym dziennikarzom związki z CIA, milcząc zarazem o swojej 30-letniej współpracy z wywiadem PRL.
W pierwszych rozdziałach wydania z 2006 r. autor, zanim "rozprawi się" z dowodami obciążającymi KGB i Bułgarów, opisuje próbę zamachu, jakiej dopuścił się Juan Fernandez Krohn, katolicki mnich związany z ultrakonserwatywną wspólnotą integrystów skupioną wokół biskupa Marcela Lefebvre'a. Potem w kolejnych rozdziałach przedstawia kronikę udaremnionych prób zamachu, pisząc, że papieża chcieli zabić a to fanatycy muzułmańscy na Filipinach, a to baskijscy separatyści z ETA, islamiści z Turcji, różnej maści szaleńcy, terroryści, ekstremiści politycznii religijni. W kolejnych rozdziałach Guz dowodzi, że Agca wymyślił ślad bułgarski, a podsunęli mu go oficerowie SISMI, włoskiego wywiadu wojskowego - na zlecenie CIA.
W kolejnych rozdziałach Guz cytuje ekspertyzę komisji Międzynarodowego Zrzeszenia Prawników Demokratów z siedzibą w Brukseli, która wytknęła błędy włoskim śledczym. Do porządku dziennego przechodzi nad informacją, że MZPD wynajęła Stasi. Uważny czytelnik kilka rozdziałów dalej zauważy informację, podaną w zupełnie innym kontekście, że Stasi, podejmując szeroko zakrojone działania propagandowe, wybielające wschodnie służby i szkalujące CIA, działała na prośbę Bułgarów. Zeznał to w 1997 r. przed berlińskim prokuratorem pułkownik Stasi Günter Bohnsack.
Guz dowodzi, że sam Jan Paweł II nigdy nie wierzył w ślad bułgarski. Dowodem na dystans Watykanu wobec tej teorii jest fakt, że papież przyjmował po zamachu na audiencjach delegacje bułgarskie, planował pielgrzymkę do Bułgarii, a przecież - jak pisze Guz - "nie przyjąłby zaproszenia z kraju zakulisowych sprawców zamachu na jego życie". Absurd tych argumentów nie wymaga komentarza, zważywszy, że Jan Paweł II wybaczył przecież nawet samemu Agcy.
W kolejnych rozdziałach książki Guz tropiącego Bułgarów i KGB sędziego Ferdinanda Imposimato przedstawia jako frustrata, który próbuje się "odegrać" i "wykazać". CIA nazywa "głównym inspiratorem śladu bułgarskiego", stwierdzając nawet, że Amerykanie przyznali się do wymyślenia tego tropu, a o winie Moskwy pisze: "dowodów nie było i nie ma".
Montaż
Tworzenie propagandowych artykułów, pisanie książek przez agentów wywiadu nie było w latach 80. dla wschodnich służb rzeczą nową. - KGB było mistrzem w dezinformacji. Sowieckie służby skonstruowały kolosalną machinę kłamstw, polegająca na fabrykowaniu nowych tropów, zaciemnianiu rzeczywistych śladów. Dość powiedzieć, że kilku korespondentów relacjonujących proces Agcy, jak wynika z archiwów Walerija Mitrochina [zbiega z KGB] , było agentami Moskwy - uważa Jacek Pałasiński, wieloletni korespondent polskich mediów w Rzymie.
Mechanizmy wypracowane przez KGB w latach 70. i udoskonalone przez komunistyczne służby po zamachu na Jana Pawła II przywodzą na myśl głośną powieść Vladimira Volkoffa "Montaż". Jej główny bohater, agent literacki cieszący się opinią zatwardziałego antykomunisty, był w rzeczywistości cennym agentem wpływu KGB. Przez książki, jakie wydawał, silnie oddziaływał na elity intelektualne "wolnego świata". Jak się okazuje, literacka fikcja wcale nie odbiegała daleko od rzeczywistości.
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 6/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.