Według PBS, w Senacie PO zdobyła 66 mandatów, PiS - 28, LiD - 5, kandydat niezależny - 1.
Lider PO Donald Tusk pokonał w Warszawie premiera Jarosława Kaczyńskiego stosunkiem 47 proc. do 21 proc. W Krakowie Jarosław Gowin z PO zwyciężył ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę stosunkiem 32 proc. do 23 proc. W Gdańsku wygrał Sławomir Nowak z PO (17 proc.) przed Jarosławem Wałęsą z PO (14 proc.) i Maciejem Płażyńskim z PiS (10 proc). W Katowicach zwyciężył były senator, kandydat PO Kazimierz Kutz (24 proc.), który pokonał m.in. ministra transportu Jerzego Polaczka (10 proc.).
Według PBS, kandydujący z Samoobrony b. premier rządu SLD Leszek Miller dostał w Łodzi 1 proc. głosów, a kandydujący tam lider SLD Wojciech Olejniczak - 11 proc. Jacek Kurski dostał w Gdańsku 4 proc., ale wejdzie do Sejmu. Nelly Rokita otrzymała w Warszawie na liście PiS 1 proc. głosów.
PO zwyciężyła w 12 województwach - najlepiej wypadła w woj. pomorskim, zyskując 56 proc. PiS wygrało w czterech województwach - najwyraźniej na Podkarpaciu (46 proc.), a ponadto w Lubelskim, Świętokrzyskim i Podlaskim.
Polacy w Wlk. Brytanii wybrali PO, która zyskała tam ponad 77 proc. LiD dostał 12 proc., a PiS - 9 proc. W Irlandii na PO zagłosowało ponad 77 proc.; na PiS - prawie 13 proc., na LiD - ok. 6 proc.
Głosowało 58,3 proc. kobiet i 53 proc. mężczyzn. 46 proc. kobiet głosowało na PO, a 31 proc. na PiS. Na PO głosowało 43 proc. mężczyzn, na PiS - 31 proc.
Na PO głosowało więcej niż na PiS ludzi z wykształceniem wyższym (56 proc. do 23 proc.) i średnim (45 proc. do 30 proc.). PiS wygrało z PO wśród wyborców z wykształceniem podstawowym (44 proc. do 28 proc.) i zawodowym (41 proc. do 32 proc.).
PO wygrało z PiS wśród najmłodszych wyborców (18-19 lat) - 55 proc. do 24 proc. oraz wśród mieszkańców miast. Na wsi PiS wygrało z PO (stosunkiem 39 proc. do 31 proc.). Na wsi PSL dostało 15 proc., LiD - 9 proc., Samoobrona - 2,6 proc., a LPR - 1,9 proc.
Spośród osób, które nie brały udziału w wyborach w 2005 r. najwięcej - 58 proc. poparło PO, 16 proc. - PiS, 15 proc. - LiD, a 7 proc. na PSL. PiS okazało się atrakcyjne dla sporej części elektoratu Samoobrony i LPR. Na PiS oddało teraz głos prawie 43 proc. wyborców LPR z 2005 r. i 26 proc. - Samoobrony.
Z sondażu PBS wynika, że 16,9 proc. Polaków chciałoby koalicji PO z PSL; 11,8 proc. - PO z LiD, a 9,3 proc. - PO z PiS. Za samodzielnymi rządami PO opowiedziało się 10,4 proc., a PiS - 10,7 proc.
Największa frekwencja była w woj. mazowieckim - 61 proc., a najmniejsza w woj. opolskim i śląskim - 45,5 proc. Frekwencja w innych województwach: dolnośląskie - 54,8 proc., kujawsko- pomorskie - 50,5 proc., lubelskie - 51,5 proc., lubuskie - 50,8 proc., łódzkie - 56,3 proc., małopolskie - 58,5 proc., podkarpackie - 52,1 proc., podlaskie - 49,3 proc., pomorskie - 59,8 proc., świętokrzyskie - 46,4 proc., warmińsko-mazurskie - 50,1 proc., wielkopolskie - 60,6 proc., zachodniopomorskie - 55,6 proc.
Na wsi frekwencja wyniosła 46 proc., w miastach do 50 tys. mieszkańców - 55 proc., w tych od 51 do 200 tys. - 59 proc., w większych od 201 do 500 tys. - 64 proc., a dużych, powyżej 500 tys. - 74 proc. Głosowało 58,3 proc. kobiet i 53 proc. mężczyzn.
Platforma Obywatelska - 43,1 proc., Prawo i Sprawiedliwość - 30,9 proc., Lewica i Demokraci - 13,2 proc., Polskie Stronnictwo Ludowe - 8,6 proc. - to prognoza wyników wyborów według sondażu przeprowadzonego przez TNS OBOP dla TVP i "Rzeczpospolitej", podana przez TVP w poniedziałek krótko przed godz. 2.
Frekwencja według sondażu wyniosła 53,2 procent.
Poniżej progu znalazły się Samoobrona - 1,5 proc., Liga Prawicy Rzeczpospolitej - 1,4 proc. i Polska Partia Pracy - 0,9 procent, inne ugrupowania otrzymały 0,4 proc. głosów.
Według exit poll przeprowadzonego przez TNS OBOP z uwzględnieniem wyników podliczonych w ponad 600 lokalach wyborczych, PO będzie miała w Sejmie 223 mandaty, PiS - 158, LiD - 53, PSL - 27, Mniejszość Niemiecka - dwa. Samoobrona, LPR, PPP i Partia Kobiet nie weszły do Sejmu.
W Senacie 70 miejsc przypadnie Platformie, PiS 19, LiD wprowadzi siedmiu senatorów, LPR w tej izbie będzie miała jednego przedstawiciela, pozostałym kandydatom przypadną 3 fotele.
Sondaż wykazał, że w Warszawie zdecydowanie wygrał Donald Tusk, pokonując Jarosława Kaczyńskiego w stosunku głosów 5:2 . Tusk uzyskał ponad 520 tys., a Jarosław Kaczyński ponad 215 tys. głosów, na Marka Borowskiego głosowało ponad 86 tys. wyborców.
W Krakowie wygrał Jarosław Gowin (PO) - ponad 225 tys. głosów, pokonując Zbigniewa Ziobrę (PiS) z ponad 167 tys. głosów. Na trzecim miejscu znalazł się Jan Widacki (LiD) - 31 tysięcy.
W Łodzi, jak podała TVP, Wojciech Olejniczak (LiD) dostał ponad 60 tys. głosów, Joanna Kluzik-Rostkowska (PiS) - blisko 56,5 tys., a Leszek Miller (Samoobrona) - ponad 6,5 tys. głosów.
W Gdańsku najwięcej głosów zdobył startujący z PO Sławomir Nowak - 75 tys. 619, na drugim miejscu był Maciej Płażyński (PiS) - 73 tys. 883 głosy, Bogdan Lis (LiD) zdobył zaś 27 tys. 887 głosów.
W Lublinie różnica między liczbami głosów oddanych na Janusza Palikota i Elżbietę Kruk wyniosła 0,18 proc - na Palikota według sondażu głosowało 86.733 wyborców, na Kruk - 86.578. Roman Giertych uzyskał blisko 20 tys. głosów.
Wśród elektoratu PO z niedzielnych wyborów trzy piąte (59,4 proc.) to osoby, które głosowały na Platformę także dwa lata temu, 12,8 proc. to ci, którzy dwa lata temu w ogóle nie głosowali, 12,7 proc. to osoby, które w 2005 r. głosowały na PiS, 5,3 proc. tegorocznego elektoratu Platformy to ówcześni wyborcy SLD. 5 proc. nie pamięta jak głosowało, a 1,3 proc. wyborców przed dwoma laty wybrało SdPl.
Platforma wygrała w 12 województwach, natomiast PiS w czterech. Platforma zwyciężyła w województwie pomorskim (54,6 proc.), zachodniopomorskim (49,9 proc.), lubuskim (48,5 proc.), dolnośląskim (51,1 proc.), wielkopolskim (47 proc.), kujawsko- pomorskim (41,5 proc.), opolskim (50 proc.), łódzkim (37,9 proc.), śląskim (47,4 proc.), warmińsko-mazurskim (48,8 proc.), mazowieckim (44,3 proc.) i małopolskim (42,1 proc.). Natomiast PiS zdobył przewagę w województwie podlaskim (40 proc.), lubelskim (38,7 proc.), podkarpackim (41,3 proc.) i świętokrzyskim (37,2 proc.).
Spośród zwolenników PO, 18,7 proc. to wyborcy w wieku 18-24 lata, 33,2 proc. to grupa wiekowa 25-39 lat; 35,3 proc. to wyborcy w wieku 40-59 lat, 12,8 proc. - powyżej 60 lat.
Wśród głosujących na PiS wyborcy w wieku 18-24 lata to 10,6 proc., 25-39 lat - 22,4 proc., 40-59 lat - 42,7 proc., powyżej 60 lat - 24,3 procent.
W grupie wyborców w wieku 18-24 lata frekwencja wyniosła 52,4 proc., w grupie 25-39 lat - 51,5 proc., 40-59 lat - 56,6 proc., a powyżej 60. roku życia - 45,1 proc.
Wśród wyborców, którzy głosowali po raz pierwszy - osób w wieku 18-20 lat - frekwencja wyniosła 47,9 proc.
Na wsiach głosowało 42,6 proc. W miastach do 50 tys. mieszkańców - 54,2 proc., w miastach od 51 do 200 tys. mieszkańców - 60,3 proc., 201 do 500 tys. mieszkańców - 54,8 proc. i w miastach powyżej 500 tys. - 62,9 proc.
Najwyższa frekwencja była w województwie mazowieckim - 59 proc., a najniższa w świętokrzyskim - 45,8 procent.
W poprzednich wyborach parlamentarnych przed dwoma laty najwięcej głosów i mandatów w Sejmie uzyskało Prawo i Sprawiedliwość - 26,99 proc. głosów i 155 mandatów. Druga była wówczas Platforma Obywatelska - 24,14 proc. i 133 mandaty, trzecia Samoobrona - 11,41 proc. głosów i 56 mandatów. Na czwartym miejscu znalazł się SLD z 11,31 proc. głosów i 55 mandatami. LPR z poparciem 7,97 proc. zdobyła 34 mandaty; PSL otrzymało 6,96 proc. głosów i 25 mandatów. Mniejszości Niemieckiej przypadły 2 mandaty. W wyborach do Sejmu frekwencja wyniosła 40,57 procent.
Także w Senacie PiS w 2005 roku uzyskało najwięcej mandatów - 49. Platforma Obywatelska - 34, LPR - 7, Samoobrona - 3, a PSL - 2. W Senacie zasiadło też 5 senatorów niezależnych. Frekwencja w wyborach do Senatu wyniosła 40,56 procent.Sondaże przeprowadzane wśród osób wychodzących z lokali wyborczych różniły się w 2005 roku od oficjalnych wyników wyborów maksymalnie o 2 proc.
Jesteśmy wdzięczni milionom Polaków, za to, że daliście nam zwycięstwo. Wiemy dobrze, że nałożyliście na nas wielki obowiązek - po pierwsze obowiązek pojednania - mówił Donald Tusk po ogłoszeniu późnym wieczorem w niedzielę sondażowych wyników wyborów do parlamentu, które dają jego partii niekwestionowane zwycięstwo.
Z ust Tuska nie padła deklaracja, że stanie na czele rządu. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceszef PO Bronisław Komorowski i Zbigniew Chlebowski są jednak przekonani, że to Tusk zostanie szefem premierem. Natomiast jeden z najbliższych współpracowników lidera PO Sławomir Nowak, który w kampanii kierował sztabem Platformy, odpowiada: "poczekajmy".
W poniedziałek przed południem zbierze się zarząd Platformy, po południu Tusk ma wystąpić na konferencji prasowej.
W chwili prezentacji przez stacje telewizyjne wyników wyborczych w auli, gdzie PO organizowała swój wieczór wyborczy wybuchła euforia, a scenę zasypało granatowo-pomarańczowe konfetti. Na scenę wszedł lider partii, po jego wystąpieniu zebrani odśpiewali hymn narodowy.
"Dziękuję tym wszystkim, którzy poszli dziś, 21 października wybrać swój lepszy los" - mówił Tusk tuż po ogłoszeniu wstępnych, sondażowych wyników. Przemówienie szefa PO wielokrotnie przerywały oklaski i okrzyki "Donald Tusk" i "Dziękujemy".
"Dziękuję wszystkim, którzy bezinteresownie pomogli odbudować w Polakach nadzieję" - mówił szef Platformy. Tusk podziękował szczególnie prof. Władysławowi Bartoszewskiemu, który przewodniczył honorowemu komitetowi PO. "Dzisiaj mogę panu, panie profesorze, uczciwie zameldować - przyzwoitość po raz kolejny się opłaciła i wygrała" - mówił, nawiązując do tytułu książki Bartoszewskiego "Warto być przyzwoitym".
"Panie profesorze - najpiękniejszy polski życiorys, najpiękniejsza polska biografia, stała się świadectwem naszych najlepszych intencji, naszej dobrej energii. To pan pokazał Polakom i tym najmłodszym, i ich rodzicom i dziadkom, że można w tym czasie być przyzwoitym" - mówił.
Szef PO podkreślił, że Platforma jest po to, "żeby Polacy poczuli się w swej ojczyźnie lepiej niż do tej pory". Przez wiele, wiele tygodni przekonywaliśmy Polaków, że życie w Polsce może być lepsze, że Polacy zasługują na przyzwoity, dobry rząd - mówił.
Dziękował wszystkim, którzy "pokazali całej Europie, że w chwilach próby Polacy potrafią w sposób niezwykle odpowiedzialny zadbać o własną Ojczyznę". "Zrobimy wszystko, żeby Polska była dla was dobrym domem" - deklarował.
Podkreślił, że frekwencja w wyborach była najwyższa od upadku komunizmu. "Dobrze wiemy, że to nie jest zwycięstwo partii politycznej. Ludzie w Polsce poszli wybierać własny los i nałożyli na Platformę wielki obowiązek i wielką służbę" - podkreślił lider PO.
"Jesteśmy wdzięczni milionom Polaków, za to, że daliście nam zwycięstwo. Wiemy dobrze, że nałożyliście na nas wielki obowiązek - po pierwsze obowiązek pojednania" - powiedział Tusk. Dziękował również tym, którzy głosowali na konkurencyjne partie.
Przywołał słowa - jak mówił - "bohatera z wąsami", który "stał na bramie Stoczni i powiedział 31 sierpnia +Kochani, była walka, była, wygraliśmy, ale od jutra idziemy do ciężkiej roboty, bo Polska potrzebuje naszej ciężkiej pracy". Zapewnił, że Platforma idzie od jutra właśnie do takiej "ciężkiej roboty".
"Jestem dzisiaj najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, nie tylko dlatego, że udało się zwyciężyć, ale dlatego, bo spotykałem dzisiaj moich uśmiechniętych rodaków, którzy mieli wiarę w to, że jutro będzie lepsze. Ja też w to głęboko wierzę" - mówił szef Platformy.
Polacy - podkreślił - głosując na Platformę, "postawili na jasną stronę", wybierali budowanie bez konfliktów i agresji.
Tusk powiedział, że PO szła do wyborów, aby wszyscy dobrze czuli się w swojej ojczyźnie, aby ci, którzy szukają swojego szczęścia poza granicami kraju uwierzyli, że wrócą do domu, w którym będzie porządek.
Zwrócił się do wszystkich Polaków, którzy zaufali Platformie, "aby ponieśli wszystkim bez wyjątku tę dobrą nowinę: +Jesteście u siebie". Zadeklarował, że Platforma dobrze wie, że tylko pojednanie, tylko wspólna praca, tylko wielki narodowy wysiłek Polaków da wszystkim szczęście i satysfakcję.
"Zrobimy wielkie rzeczy, bo wierzymy dzisiaj, tak jak wierzyliśmy dwa lata temu, że to miłość, a nie władza jest najważniejsza w życiu" - mówił Tusk.
Nowak pytany, czy Tusk będzie szefem rządu, odparł: "Wszystko w jego rękach". Nazwał Tuska "najwybitniejszym polskim politykiem nowoczesnej Polski, w którego rękach zdeponowano dzisiaj wielkie zaufanie". "Uważam, że... poczekajmy" - stwierdził Nowak.
Donald Tusk jest naszym kandydatem na premiera, to pewne - powiedziała z kolei Gronkiewicz-Waltz. Zapewniła też, że za przedłużoną ciszę wyborczą żadnej winy nie ponosi samorząd. Przyznała, że nie spodziewała się aż tak wysokiego zwycięstwa PO nad PiS. "Jestem szczęśliwa, na pewno pomogła nam frekwencja w wyborach" - zaznaczyła.
Podkreśliła, że jest bardzo wdzięczna warszawiakom za głosowanie na Platformę. "Zdarzył się cud, tak pisaliśmy na naszych billboardach" - powiedziała. "Musimy tę szansę i to zaufanie wykorzystać. Nasz cel to pojednanie i szybkie wzięcie się do roboty" - mówiła prezydent stolicy.
"Premierem powinien zostać Donald Tusk" - mówił też dziennikarzom wiceszef Platformy Bronisław Komorowski, odnosząc się do prognozowanych wyników wyborów parlamentarnych. "Rzeczą normalną w demokracji jest, że premierem zostaje przywódca zwycięskiej partii politycznej" - argumentował.
Nie chciał jednoznacznie opowiedzieć na pytanie o przyszłych koalicjantów Platformy. "PO być może uzyska taki wynik, który by jej samej pozwolił stworzyć rząd, ale jestem pewien, że będziemy szukali partnerów, bo chcielibyśmy naszej zdolności do współpracy przeciwstawić to, co było nieszczęściem Polski pod rządami PiS - łatwiejsze szukanie wrogów niż sojuszników".
"Chcielibyśmy szczerze szukać partnera nie tylko na dziś, jutro, ale na dłużej. Będzie to zależało od ostatecznego wyniku wyborów (...), od poziomu akceptacji wyborców uzyskanej przez PSL, a także od zachowania tej partii. PO dziś nie musi szukać sojuszników, ale chce ich znaleźć" - odpowiedział Komorowski na pytanie, czy Platforma będzie chciała zawiązać koalicję z ludowcami, co zapowiadała przed wyborami.
Komorowski zapowiedział też, że na "sto procent" muszą powstać komisje śledcze do wyjaśnienia trzech spraw: śmierci Barbary Blidy, akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa oraz sprawy "okoliczności niewątpliwej korupcji", której dopuściła się była posłanka PO Beata Sawicka.
Pytany, jaką widzi dla siebie rolę w przyszłym rządzie, odpowiedział: "pracy zawsze starczy". Nieoficjalnie o Komorowskim mówi się, że będzie się ubiegał albo o stanowisko marszałka Sejmu, albo szefa MSZ, do czego według pogłosek aspiruje też Radosław Sikorski.
Konstytucja RP przewiduje, że politykę zagraniczną prowadzi Rada Ministrów; rola prezydenta RP w ciągu dwóch mijających lat wynikała z tego, że to samo ugrupowanie objęło urząd prezydenta i rząd - powiedział szef Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz-Wolski.
Na pytanie, czy spodziewa się, że "teraz prezydent zrezygnuje z tego", Saryusz-Wolski odpowiedział: "Nie sądzę, tylko spodziewam się, że nastąpi przesunięcie akcentów w kierunku rządu, ponieważ konstytucyjnie to rząd odpowiada za politykę zagraniczną".
Zbigniew Chlebowski ocenia, że ministrem finansów w przyszłym rządzie powinien być ktoś spoza Platformy, niezależny ekspert. "W obliczu tak głębokich reform, jakie chcemy wprowadzić, ja osobiście jestem zwolennikiem, aby był to ktoś spoza Platformy, niezależny ekspert. Nazwisk jest kilka" - powiedział Chlebowski, pytany o kandydatury na szefa resortu finansów.
Zadeklarował, że ambicją PO jest, aby polska gospodarka rozwijała się w tempie 6-7 proc. Chlebowski ocenił, że praktycznie od zaraz można rozpocząć m.in. likwidowanie barier w działalności gospodarczej i uruchomić program zachęcający Polaków do powrotu z emigracji. Dodał, że jest jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby przyjąć autopoprawkę do budżetu, tak, aby nie było potrzeby nowelizacji budżetu.
Powiedział też, że Platforma nie chce drastycznie ciąć wydatków publicznych, ale chce je ograniczać. Podkreślił, że bez naprawy finansów publicznych nie da się obniżyć podatków. Chlebowski powiedział też, że 2008 r. będzie pierwszym etapem podwyżek dla lekarzy, pielęgniarek, nauczycieli.Zebrani na wyborczym wieczorze zwolennicy PiS ze spokojem i rezygnacją przyjęli przegraną swojej partii z Platformą Obywatelską. "Nie daliśmy rady" - oświadczył po ogłoszeniu wstępnych wyników premier Jarosław Kaczyński. Zapowiedział też, że PiS będzie "twardą opozycją".
"Nie daliśmy rady potężnemu frontowi, który się rozciągał od +Faktów i Mitów+ pisma, które zatrudniało kiedyś Grzegorza Piotrowskiego, mordercę księdza Popiełuszki, aż po +Nie+, +Gazetę Wyborczą+, różne telewizje, PO, LiD, itd. Nie daliśmy rady" - powiedział premier po ogłoszeniu wstępnych nieoficjalnych wyników wyborów dających PiS drugie miejsce.
Jak dodał, trzeba jednak pamiętać, że PiS zdobył 5 milionów głosów, czyli - jak ocenił premier - o połowę więcej niż w poprzednich wyborach. "To wszystko, co uczyniliśmy dla Polski w ciągu tych dwóch lat, mimo tego niebywałego ataku, niebywałej agresji, z którą spotkaliśmy się, dotarło do świadomości bardzo wielu ludzi - chciałem im bardzo serdecznie podziękować" - powiedział szef PiS.
Premier podziękował też Polakom za udział w wyborach, "niezależnie od tego jak głosowali" i co - jak mówił - według niektórych "było przyczyną porażki PiS".
"Polska demokracja jest dzisiaj silniejsza, bo wyższa frekwencja to silniejsza demokracja. Niezależnie, kto zwycięża, każdy polski demokrata powinien się cieszyć i my też się cieszymy" - oświadczył J. Kaczyński.
Jak mówił, "droga, na którą weszliśmy tworząc PiS (...) nie jest skończona". Podkreślił, że jego formacja w znacznej mierze zmieniła Polskę, ale "przerwano nam w połowie drogi". "A mówiąc dokładnie przerwaliśmy sami, bo mogliśmy rządzić dalej, gdybyśmy chcieli łamać zasady" - wyjaśnił premier. "To było nawet bardzo łatwe, może kiedyś to opiszę" - dodał.
Jak powiedział, PiS zdecydowało się na przyspieszone wybory w imię zasad. "Zasad nie złamaliśmy i nie żałujemy tego" - podkreślił.
"Nie będziemy ich łamać jako opozycja" - dodał i zastrzegł, że PiS nie będzie taką opozycją, jaka była w parlamencie w ostatnich latach.
"Naszym celem pozostanie Polska, zawsze pozostanie Polska - Polska sprawiedliwa, Polska nowoczesna, Polska, która ma szanse rozwijać się i zapewnić swoim obywatelom pomyślność i (...) sprawiedliwość " - mówił.
J.Kaczyński pogratulował szefowi PO Donaldowi Tuskowi zwycięstwa w niedzielnych wyborach parlamentarnych.
Zapowiedział jednocześnie, że PiS będzie "opozycją twardą i zdecydowaną, która rozlicza z obietnic". "Obiecano cud, obiecano niebywałe wręcz rzeczy" - dodał. "Ja oczywiście życzę Tuskowi powodzenia, gratuluję mu. My będziemy bardzo zdecydowanie rozliczać to, co zostało powiedziane i mam nadzieję - zostanie zrobione" - mówił premier. "Zawsze będziemy życzyli dobrze Polsce" - dodał.
Premier zwrócił się też do zgromadzonych zwolenników PiS: "nie ostatni raz spotykamy się na wieczorze wyborczym". "Obiecuję państwu, że będą też milsze" - dodał.
Przed przemówieniem premiera zebrani wysłuchali transmitowanego przez telewizję przemówienia szefa PO Donalda Tuska.
Zebrani w warszawskim hotelu Hyatt zwolennicy PiS ze spokojem przyjęli wstępny, niekorzystny dla tej partii wynik niedzielnych wyborów parlamentarnych. Przedłużająca się cisza wyborcza przetrzebiła uczestników wieczoru, nie wszyscy bowiem chcieli do godz. 23 czekać na ogłoszenie sondażowych wyników, których domyślano się już wcześniej. Zebrani przywitali i pożegnali J.Kaczyńskiego oklaskami i okrzykami: niech żyje premier!Premier powiedział, że koalicja z PO "nie wchodzi w grę". Pytany przez dziennikarzy o dalsze losy jego partii, odparł: "opozycja".
Na pytanie, czy jest zawiedziony wynikami, premier powiedział, że "zawsze lepiej wygrać niż przegrać", ale - jak podkreślił - PiS otrzymało około 5 mln głosów. "Jeżeli chodzi o wynik, to dostać po rządzeniu przy takich atakach o połowę więcej głosów, to nie jest najgorszy wynik" - ocenił szef rządu.
Jarosław Kaczyński, choć podkreślał, że rząd z PO "nie wchodzi w rachubę", nie wykluczył, że PiS poprze "dobre" propozycje zmiany konstytucji.
"Jakby były dobre propozycje (w sprawie zmiany konstytucji), to oczywiście poprzemy" - powiedział.
Jeden z dziennikarzy zapytał Jarosława Kaczyńskiego, czy zamierza złożyć rezygnację z funkcji prezesa PiS w związku z nieosiągnięciem przez PiS 280 mandatów. Premier odparł żartobliwie, że "jak się poda Donald Tusk, bo też nie ma 280, to on też się poda".
Premier mówił też, że Donald Tusk przez dwa lata go obrażał i w związku z tym nie jest "człowiekiem honoru".Według polityków PiS, winne porażce wyborczej ich partii są: atak opozycji i mediów oraz nieprzedstawianie sukcesów rządu. Nieoficjalnie przyznają jednak, że gorszy wynik ich nie dziwi - szczególnie po porażce koalicji z Samoobroną i LPR, w związku ze słabym wizerunkiem polityki zagranicznej prowadzonej przez Annę Fotygę oraz po przegranej debacie Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem.
Politycy PiS uczestniczący w wieczorze wyborczym PiS w hotelu Hyatt podkreślali z rozmowach z dziennikarzami, że wynik ich partii jest "wielkim sukcesem", bo jest lepszy niż ten sprzed dwóch lat. "Mimo że mamy za sobą dwa lata ciężkich rządów, trudną koalicję" - zwracał uwagę sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Adam Lipiński.
Również według szefa klubu parlamentarnego PiS Marka Kuchcińskiego, "wielkim sukcesem" jest to, że PiS uzyskał lepszy wynik wyborczy niż dwa lata temu. "Był wielki atak na nas partii opozycyjnych i mediów, wynik nasz w tym kontekście trzeba uznać za sukces" - mówił Kuchciński.
Politycy PiS, w oficjalnych rozmowach, za porażkę obwiniają przede wszystkim "wściekły atak opozycji" oraz media, które - ich zdaniem - nie informowały o sukcesach rządu, tylko też "przyłączyły się do ataku".
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, pytany kto jest winny porażki PiS w wyborach powiedział, że "błędy łatwo jest krytykować". "Kiedyś byłem szefem sztabu, dziś byłem ministrem sprawiedliwości, z całą pewnością zabrakło czasu na pokazanie pozytywnych stron naszych rządów. Przyjdzie jeszcze czas na analizę" - mówił.
Ziobro był też pytany, czy będą jakieś konsekwencje wobec PKW w związku z przedłużaniem się ciszy wyborczej. "PKW jest organem niezależnym, na który ani opozycja ani rząd nie mają wpływu" - zastrzegł. Dodał jednak, że "jest zdziwiony, trudno mu w tej chwili komentować, bo szczegółów nie zna".
"Jestem człowiekiem dobrodusznym i wtedy kiedy nie muszę mówić o odpowiedzialności wolę takich wniosków nie stawiać" - powiedział. Podkreślił jednak, że "jest to sytuacja, która będzie wymagała wyjaśnienia i ufa, że takie wyjaśnienia otrzymamy".
Zdaniem Kuchcińskiego, wyraźnie "coś było nie tak" z obsługą wyborów. Również on zapowiedział, że jego partia będzie się domagała wyjaśnienia tej sprawy przez PKW.
"Wybory mają swoją poetykę i zarówno dziennikarze, jak i politycy muszą czekać cierpliwie, aż zostanie przerwana cisza wyborcza" - oceniła szefowa MSZ Anna Fotyga. "To jest sprawa PKW" - mówiła. "Ja, jak państwo wiecie, wpuściłam obserwatorów OBWE, więc będziemy mieli relację w tej sprawie" - dodała.
Politycy PiS nie zapowiadają jednak wniosków o unieważnienie wyborów. Takie plotki pojawiły się na wieczorze wyborczym, kiedy cisza wyborcza została kolejny raz przesunięta. W ocenie Lipińskiego, takie wnioski mogą złożyć Samoobrona i LPR, ale nie PiS.
Politycy PiS na czele z premierem Jarosławem Kaczyński wykluczyli w niedzielę koalicję z PO.
"Przede wszystkim - jak powiedział dziennikarzom Adam Lipiński - PO nie będzie chciała koalicji z PiS, kiedy może rządzić sama lub z PSL".
Według polityków jeszcze rządzącej partii, rząd PO "będzie gorszy od rządu PiS", będzie popełniać błędy i może nie poradzić sobie z napięciami społecznymi.
Zdaniem Lipińskiego, "beneficjentem" błędów PO będzie PiS, które za cztery lub nawet dwa lata wróci do władzy.
"PiS jest trwałym elementem sceny politycznej, to nie jest tragedia, jeżeli jednak formacja na kilka lat oddaje władzę i jednocześnie zachowuje wszystkie przymioty silnego podmiotu politycznego" - ocenił Lipiński.
Wieczór wyborczy partii oddającej władzę upłynął w raczej smutnym nastroju. Obecni ministrowie zapewniali jednak, że nie żałują stanowisk.
Fotyga zapewniła, że "broń Boże" nie będzie jej brak ministerialnego fotela. Również Ziobro zapewniał, że "nigdy mu stanowisk nie brakuje", bo "do głosu społeczeństwa podchodzi z pokorą".
Szefowa polskiej dyplomacji podkreśliła też, że "była pod wielkim wrażeniem przemówienia Jarosława Kaczyńskiego", jakie premier wygłosił tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów. "To wybitny polityk na polskiej scenie politycznej, z ogromną charyzmą. Chcecie państwo wiedzieć, czy czułam żal? Tak czułam żal słuchając premiera, bo jest to jakaś niesprawiedliwość losu, że polityk tej miary nie ma szansy dokończyć swojego dzieła w tym momencie. Ale ja jestem optymistką, myślę, że je dokończy, bo taki jest interes Polski i taka jest racja stanu" - oświadczyła Fotyga
Według szefowej MSZ, "nie ma szans, aby PO dokonała nagłej zmiany" w polityce zagranicznej.
Platforma musi bowiem - jak oceniła szefowa dyplomacji - liczyć się z "obiektywnymi uwarunkowaniami" polityki zagranicznej naszego kraju. W jej opinii, PO będzie za to miała problem z tym, "jak ostro krytykowała polską politykę zagraniczną przez ostatnie dwa lata". "To jest problem, czasami warto jest okiełznać temperament polityczny zwłaszcza w polityce zagranicznej" - podkreśliła Fotyga.
Szefowa MSZ, o której mówi się, że przejdzie teraz do Kancelarii Prezydenta, zapowiedziała też, że rząd podaje się do dymisji 5 listopada - czyli w dniu pierwszego posiedzenia nowego Sejmu.Cisza, smutek, rozczarowanie na twarzach liderów - to reakcje w sztabie Lewicy i Demokratów na wstępne wyniki niedzielnych wyborów. Politycy LiD zapowiadają, że w nowym parlamencie będą silną, zwartą, ale konstruktywną opozycją; najbliższe lata chcą poświęcić na budowę dużej, liczącej się centrolewicowej siły.
Liderzy LiD: szef SLD Wojciech Olejniczak i przewodniczący PD Janusz Onyszkiewicz wykluczają na razie możliwość zawarcia koalicji rządowej ze zwycięską Platformą Obywatelską.
"Proszę państwa, mam dobrą wiadomość: 21 października skończyła się IV Rzeczypospolita. Trwała dwa lata, strat spowodowała wiele, ale werdykt wyborczy jest bezdyskusyjny" - powiedział po ogłoszeniu sondażowych wyników były prezydent, szef Komitetu Wyborczego LiD Aleksander Kwaśniewski. Dostał burzliwe oklaski. Był to jednak jeden z nielicznych tego wieczora momentów, kiedy zgromadzeni w siedzibie SLD przy ul. Rozbrat w Warszawie tak żywiołowo reagowali.
Kwaśniewski przyznał, że rezultat niedzielnych wyborów nie jest dla niego satysfakcjonujący. Oświadczył jednak, że bierze go na siebie i zaapelował do działaczy ugrupowań tworzących koalicję, by nie szukali winnych takiego wyniku i nie dzielili się. Liderzy LiD przed wyborami wielokrotnie podkreślali, że satysfakcjonujący ich rezultat to około 20 procent głosów.
"Mówię jasno: za ten wynik wyborczy, który oznacza więcej głosów niż w roku 2005, ale mniej głosów niż chcielibyśmy mieć, biorę pełną, całkowitą odpowiedzialność. Proszę nikogo nie obwiniać, nikogo nie wskazywać. Ja ten ciężar biorę na siebie i czynię to nie dla gestu, czy pozy, ale z absolutnym, osobistym przekonaniem" - powiedział Kwaśniewski.
Olejniczak podkreślił z kolei w rozmowie z dziennikarzami, że lewica otrzymała wynik lepszy, niż dwa lata temu. "Dzisiaj otrzymaliśmy poparcie 2 milionów wyborców, dwa lata temu było ich 1 milion 300 tysięcy" - zaznaczył.
"Jest dobry fundament programowy, jest koalicja, trzeba zastanowić się jak usprawnić nasze funkcjonowanie" - mówił szef SLD, odrzucając sugestie dziennikarzy, że wynik LiD jest niewiele lepszy do tego, jaki otrzymał Sojusz dwa lata temu (11,31 proc.).
"Musimy zewrzeć szeregi i nie marnować lat na wewnętrzne rozgrywki" - przestrzegał zarówno Kwaśniewski, jak i Olejniczak. Rezultat poniżej oczekiwań tłumaczyli tym, że niedzielne wybory były "bardziej plebiscytem niż debatą programową".
B. prezydent zaznaczył, że szanuje werdykt swych rodaków, a frekwencja, jaką zanotowano podczas tych wyborów była "fantastyczna, jak na polskie warunki".
Kwaśniewski przekonywał, że niedzielne wybory to początek marszu LiD w kierunku liczącej się na scenie politycznej siły. "Lewica i Demokraci to niezwykle ważny projekt dla Polski, to jedyna centrolewicowa partia na mapie Polski. To ugrupowanie, które rozpoczęło długi marsz po to, aby w kolejnych wyborach, za cztery lata, być może nieco wcześniej, być rzeczywistą alternatywą, walczyć o głosy Polaków" - mówił.
Jego zdaniem, LiD to "znakomita mieszanka ludzi młodych i polityków już doświadczonych". W tym kontekście wymienił m.in. Olejniczaka, Onyszkiewicza, szefa klubu Sojuszu w Sejmie minionej kadencji - Jerzego Szmajdzińskiego. "To jest siła, siła, która musi mieć dziś czas, aby stworzyć dojrzałą pewną, także w sensie personalnym alternatywę dla polskiej prawicy" - podkreślił.
Liderzy Lewicy i Demokratów wykluczają na razie koalicję rządową z PO. "Bylibyśmy nieistotnym dodatkiem" - mówił dziennikarzom Onyszkiewicz. Zwracał jednocześnie uwagę na różnice programowe między LiD i Platformą dotyczące m.in. kwestii ekonomicznych i Unii Europejskiej.
Onyszkiewicz i Olejniczak nie wykluczają jednak współpracy z PO w Sejmie, przy odrzucaniu choćby weta prezydenckiego. "Bez naszych głosów nie będzie to możliwe" - zaznaczył Onyszkiewicz (do odrzucenia weta prezydenta potrzeba 276 głosów. Według sondaży, PO będzie miała w nowym Sejmie 224 lub 227 miejsc).
Mimo apeli Kwaśniewskiego i Olejniczaka, by nie szukać winnych niedzielnego rezultatu przy Rozbrat można było usłyszeć wiele krytycznych głosów co do sposobu prowadzenia kampanii wyborczej. "12 procent, to będzie klęska" - mówił PAP jeden z polityków Sojuszu jeszcze przed podaniem nieoficjalnych wyników wyborów.
Liderzy LiD zapowiedzieli, że jeszcze w tym tygodniu spotkają się, by ustalić zasady przyszłego funkcjonowania w Sejmie, w tym m.in. obsady szefa klubu centrolewicy i wicemarszałka Sejmu. Według Onyszkiewicza, na czele klubu LiD stanie prawdopodobnie Olejniczak.
Kwaśniewski oświadczył w niedzielę, że wycofuje się z polityki. "Każde doświadczenie, każda droga życiowa ma swój kres. Mam poczucie, że moja polityczna droga dobiega pewnego kresu. Czynię to bez jakiegokolwiek wyrzutu" - podkreślił.
Jak dodał, o ile "polityka jest w człowieku na całe życie, o tyle nie powinno się być całe życie w polityce". Decyzję o wycofaniu się z życia publicznego uzasadniał m.in. potrzebą poświęcenia więcej czasu najbliższym, przyjaciołom i sobie samemu. Podziękował wszystkim za lata swej działalności w polityce.
W sztabie Lewicy i Demokratów po ogłoszeniu sondażowych wyników zapanowała cisza, na twarzach liderów czterech partii tworzących koalicję widać było rozczarowanie, zatroskanie. Z kamiennymi twarzami wysłuchali transmitowanego na telebimach przemówienia szefa PO Donalda Tuska. Na wystąpienie premiera Jarosława Kaczyńskiego sala zareagowała śmiechem.
Gdy w sztabie Platformy Tuskowi śpiewano "Sto lat", Kwaśniewski poprosił o oklaski dla lidera zwycięskiego ugrupowania.
Opóźnienia w ogłoszeniu zakończenia ciszy wyborczej przez Państwową Komisję Wyborczą, spowodowały, że sztab LiD przy ulicy Rozbrat opuściło wielu działaczy. Z kilkuset osób, które były w największej sali siedziby SLD, zostało zaledwie około stu. Młodsi działacze, nawet nie czekając na wyniki, przenieśli się na imprezy do warszawskich klubów.
W porównaniu z wieczorami wyborczymi z poprzednich kampanii, tegoroczna uroczystość była skromna. Początkowo serwowano tylko napoje i słone paluszki, później goście mogli liczyć na kanapki.Prezes PSL Waldemar Pawlak powiedział, że ludowcy będą stawiać na współpracę i porozumienie. Inny polityk Stronnictwa Marek Sawicki powiedział, że jeśli PO będzie miała większość w Sejmie, wówczas nie ma potrzeby, żeby PSL wchodziło do koalicji.
"Bardzo ważne, że PSL jest w parlamencie, bo będziemy mogli stawiać na współpracę i porozumienie" - powiedział Pawlak. "Będziemy dobrze służyć ludziom, nie tylko politykom" - podkreślił. Ocenił, że wysoka frekwencja oznacza, że więcej ludzi zainteresowało się demokracją.
Lider warszawskiej listy, Łukasz Foltyn powiedział, że "każda partia marzy o lepszym wyniku niż 8 proc., ale jak na tak krótką kampanię jest to niezły wynik". "Ta kampania była pod dyktando dwóch sił prawicowych, więc przedstawiało się to jako plebiscyt pomiędzy PO i PiS" - ocenił.
Zdaniem szefa PSL wybory doprowadziły do ustabilizowania polityki w Polsce. "Mamy nadzieję, że nikt już nie będzie manipulował, tak jak przez ostatnich kilka godzin, kiedy przedłużano zakończenie głosowania i ogłoszenie wyników wyborów" - ocenił.
Pawlak podziękował wyborcom za głosy. Dodał, że spodziewa się lepszych oficjalnych wyników, bo jak ocenił, PSL zawsze wygrywało z sondażami. "Ta sytuacja nie jest jednoznaczna i powinniśmy poczekać na oficjalne wyniki. Zbyt wiele było niespodzianek, żeby teraz wypowiadać się na wyrost" - mówił.
Jego zdaniem LPR i Samoobrona, które nie weszły do parlamentu, zapłaciły za konfrontacyjną politykę, którą prowadziły do tej pory.
Pytany o plany koalicyjne powiedział: "mamy mandat, który ma określoną wartość, ale do innych będzie należała inicjatywa".
Foltyn podkreślił, że jeżeli będzie koalicja z PO, to PSL postawi warunki.
"Wszystko zależy od tego, na jakim poziomie zamknie się ostateczny wynik Platformy" - powiedział z kolei Sawicki. Pytany, czy jeśli PO będzie miała 231 posłów, to będzie koalicja, Sawicki odparł: "Nie ma takiej potrzeby". Dodał jednak, że PSL opowiada się za tym, by budować w Sejmie szersze porozumienie.Szef LPR Roman Giertych wyraził w niedzielę wieczorem przekonanie, że Liga w przyszłości powróci do parlamentu. Według sondażowych wyników wyborów, LPR nie przekroczyła 5 proc. progu wyborczego, uzyskując niewiele ponad 1 proc. głosów.
"W okresie, kiedy byłem ministrem edukacji, udało mi się pewien drobny fragment polskiej rzeczywistości zmienić i dało mi to olbrzymią satysfakcję" - podkreślił Roman Giertych w rozmowie w TVP.
Przed ogłoszeniem wyników Giertych zapowiedział, że jeżeli jego partia nie przekroczy progu wyborczego w październikowych wyborach parlamentarnych, zrezygnuje z funkcji prezesa Ligi.W Sejmie nie jesteśmy, ale nie znikniemy ze sceny politycznej; działamy dalej jako opozycja pozaparlamentarna - powiedział jeden z liderów Samoobrony Krzysztof Filipek, tuż po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów.
Podczas ogłoszenia prognoz - na wieczorze wyborczym Samoobrony - nie było jej lidera Andrzeja Leppera. Wcześniej po przedłużającej się ciszy wyborczej wyjechał z warszawskiego hotelu Gromada.
"Kadencje mają to do siebie, że się kończą. Na pewno wrócimy" - zapowiedział Filipek.
"Zawsze temu, kto wygrywa w demokratycznych wyborach, należy pogratulować i my oczywiście to czynimy. Natomiast żałujemy, że program +Solidarne Państwo+, który był możliwy do realizacji jeszcze przez dwa lata, został zniweczony przez Prawo i Sprawiedliwość. Ale to ich wybór, ich decyzja, którą dzisiaj ocenili wyborcy" - dodał.
Według Genowefy Wiśniowskiej, społeczeństwo miało za mało czasu by zrozumieć po co było przerwanie kadencji. "Dla nas jest to na pewno smutne, a teraz cóż do pracy ponownie" - podsumowała.