J.Kaczyński zapowiedział też na konferencji prasowej, że poda swój rząd do dymisji w konstytucyjnym terminie, czyli w dniu pierwszego posiedzenia nowego Sejmu - 5 listopada. Ocenił, że "nie ma powodu", aby podawał rząd do dymisji wcześniej.
Premier poinformował, że decyzję o pozostaniu w następnej kadencji Sejmu w opozycji podjął komitet polityczny PiS. Szef PiS zakłada, że jego partia ma przed sobą cztery lata bycia w opozycji. Jak mówił, "przedwczesne zakończenie kadencji" musiałoby się bowiem wiązać z "gwałtownymi wydarzeniami", a takich PiS Polsce nie życzy.
Według premiera, PiS będzie opozycją "twardą", ale "biorącą pod uwagę interesy kraju". Zaznaczył, że w żadnym wypadku PiS nie będzie się kierował zasadą "im gorzej, tym lepiej".
Zdaniem premiera, szef PO Donald Tusk zapowiedział "ubezwłasnowolnienie" CBA. "Sformułowano zapowiedź - nie likwidacji - ale ubezwłasnowolnienie i unieczynnienie CBA" - uważa J.Kaczyński. Jak ocenił, podporządkowanie CBA Sejmowi oznacza powstanie instytucji, która ma statut taki, jaki mają inne instytucje, które przez cały czas funkcjonowały w III RP.
Tusk powiedział, że CBA nie będzie zlikwidowane. Zapowiedział jednak przeprowadzenie "audytu" w tej instytucji i wyciągnięcie konsekwencji wobec osób winnych zaniedbań lub łamania prawa.
Zdaniem premiera, jeśli CBA będzie w jakikolwiek sposób "ruszone", to "ten stan" będzie trwał dalej. "Donald Tusk zdaje sobie z tego sprawę" - dodał J.Kaczyński.
Według szefa rządu, "bardzo niepokojąca jest uciecha" ze zwycięstwa PO i Tuska w stolicach, które mają "obiektywnie sprzeczne interesy z naszym krajem". J.Kaczyński odniósł się w ten sposób do "radości" - jak to określił - z wyników wyborów w Polsce, wyrażanej w Berlinie i w Moskwie.
Jako kwestie sporne w relacjach z Berlinem premier wymienił "sprawę Rurociągu Północnego, przesiedleńców, własności na polskich ziemiach zachodnich i północnych, oceny przeszłości czy oceny II wojny światowej". "Jeżeli w tej stolicy wybucha taka radość, jest to co najmniej niepokojące" - podkreślił.
Jak dodał, PiS będzie oczekiwał od rządu "twardej kontynuacji polityki obrony polskich interesów narodowych". "Taka polityka może się nie podobać, nie wywołuje braw, wręcz przeciwnie, ale to jest polityka Polsce po prostu bezwzględnie potrzebna" - oświadczył premier. Zaznaczył, że jeżeli ktoś jej zaniecha, to uczyni "coś gorszego niż błąd polityczny".
W ocenie J.Kaczyńskiego, relacje między szefem PO Donaldem Tuskiem a kanclerz Niemiec Angelą Merkelem "nie są takie, jakie powinny być między szefami (rządów) dwóch suwerennych państw".
Jak dodał szef rządu, w Moskwie ze zwycięstwa PO zapanowała radość. "Ja bym na miejscu Donalda Tuska i jego współpracowników z tej radości się specjalnie nie cieszył" - mówił.
Według premiera, w relacjach z Moskwą mamy do czynienia także z interesami sprzecznymi, ale w innym wydaniu niż z Berlinem. Ponieważ - podkreślił - Niemcy są naszym sojusznikiem, a w przypadku Rosji mamy nadal do czynienia z tym, że nie zaakceptowała ona statusu Polski "jako kraju rzeczywiście niepodległego i mającego prawo do prowadzenia swojej własnej polityki, także na terenach b. ZSRR".
"Polska odmawiała i odmawia w dalszym ciągu podporządkowania naszego przemysłu petrochemicznego Rosji, w związku z tym jest pytanie skąd ta radość. Czy są jakieś podstawy do domniemań, że nowy rząd tę politykę zweryfikuje?" - pytał premier.
J.Kaczyński podkreślił, że jeśli polityka nowego rządu ma być "znów polityką jaką uprawiał Aleksander Kwaśniewski, tzn. licznych wizyt w Moskwie bez żadnego praktycznego dla Polski skutku, tylko po to by pojechać i udawać, że jest dobrze, jest to zapowiedź czegoś naprawdę dla Polski niebezpiecznego".
Prezes PiS zapowiedział, że w ciągu najbliższych tygodni PiS wytoczy szereg procesów za obrazę, w tym także szefowi PO i Stefanowi Niesiołowskiemu. "Możemy w tej chwili opierać się o doświadczenie dwóch lat opozycji, no niebywale wręcz radykalnej, brutalnej, niestety łamiącej zasady kultury. Wytoczymy teraz szereg procesów, bo nie chcieliśmy tego robić, kiedy byliśmy przy władzy, ale kiedy jesteśmy w opozycji, mamy rozwiązane ręce" - mówił szef PiS pytany o współpracę z przyszłym rządem.
Uściślił, że będą to procesy cywilne, ale także karne - "za obrazę". "Jeśli się odwołać do tego doświadczenia (opozycji - PAP) to nie ma żadnego pola do współpracy, jeżeli ktoś prowadzi totalną wojnę, to nie współpracuje. Jeżeli teraz Platforma się zmieni, to oczywiście wtedy będziemy się nad tym zastanawiać" - podkreślił. Zastrzegł, że trzeba na to trochę czasu.
Premier oświadczył, że "zupełnie nie jest zainteresowany" stanowiskiem wicemarszałka Sejmu w nowej kadencji. Wyjaśnił, że "całkiem nie ciągnie go do funkcji parlamentarnych", bo najbardziej lubi politykę "wśród ludzi, w terenie".
Plotkami nazwał doniesienia na temat ewentualnej zmiany na stanowisku rzecznika partii. Jak dodał, przed ugrupowaniem jest jeszcze decyzja na temat szefa nowego klubu PiS.
Według mediów, dotychczasowego rzecznika PiS Adama Bielana miałby zastąpić wiceszef partii Paweł Zalewski. Media spekulują także, że nowym szefem klubu PiS mógłby być Przemysław Gosiewski, który pełnił tę funkcję na początku kończącej się kadencji Sejmu. "Wysoko oceniam pracę Marka Kuchcińskiego, który jest członkiem najściślejszego kierownica partii" - mówił.
Premier powiedział, że po przegranych wyborach czuje się w obowiązku zapytać kongres PiS, czy ten jest gotów w dalszym ciągu akceptować go jako szefa partii. "To jest zupełnie oczywiste. Sądzę, że każdy szef partii po przegranych wyborach powinien tego rodzaju pytanie do najwyższego organu partyjnego sformułować" - podkreślił.
Zastrzegł, że jego wypowiedzi nie należy traktować jako zapowiedzi dymisji. J.Kaczyński zadeklarował też, że bardzo wysoko ceni sekretarza generalnego i przewodniczącego zarządu głównego PiS Joachima Brudzińskiego. Plotki o jego odwołaniu, jak podkreślił, "są kompletnie niczym uzasadnione".
Premier poinformował, że Brudziński "chciał lojalnie zwrócić" mu funkcję przewodniczącego zarządu (J.Kaczyński stał na czele zarządu PiS zanim został premierem). "Ja zdecydowanie tego nie chcę (...), zupełnie zadowolę się stanowiskiem prezesa, czyli takiego jakby +prezydenta+ partii" - powiedział.
J.Kaczyński ocenił też, że Tusk powinien przeprosić prezydenta Lecha Kaczyńskiego za swoje wypowiedzi.
"Sądzę, że pierwszym warunkiem normalnych stosunków (...) +paratowarzyskich+ między prezydentem a panem Tuskiem jest przypomnienie sobie przez pana Tuska, że w Polsce istnieje głowa państwa, prezydent Lech Kaczyński, a nie ma braci Kaczyńskich" - mówił J. Kaczyński, pytany dlaczego prezydent nie pogratulował zwycięstwa PO szefowi tej partii.
Szef rządu podkreślił, że bracia Kaczyńscy jest to - jak mówił - "zjawisko biologiczne", a nie "kategoria polityczna". "Używanie tej kategorii przez pana Tuska powoduje, że obowiązki tego typu zostają zniesione" - uważa premier.
"To nie jest tak, że prezydent państwa to jest osoba, która nie reaguje w jaki sposób się do niej odnosi. Jeśli ktoś głosi kult Huberta H. to niech nie liczy na gratulacje. W zamian za niebywałe chamstwo gratulacji nikt nikomu nie składa" - mówił.
"Jeżeli Donald Tusk sobie przypomni, że jest w Polsce głowa państwa i musi się do niego odnosić z właściwym szacunkiem to wtedy może liczyć na to, że będzie i w drugą stronę odpowiednio traktowany. Oczywiście przedtem musi przeprosić" - zaznaczył.
J.Kaczyński odniósł się też do planów PO dotyczących mediów. W ocenie premiera, "ta formacja, którą reprezentuje PO zawsze, od samego początku od 1989 roku domagała się bezwzględnego monopolu w środkach masowego przekazu.
"18 lat temu zacząłem być przedmiotem ataków publicznych dlatego, że zostałem redaktorem naczelnym +Tygodnika Solidarność+, że został przełamany monopol pewnego środowiska w ówczesnych środkach masowego przekazu" - powiedział J.Kaczyński. Według niego, PO "chce wrócić do tego monopolu i uznaje, że jedyną właściwą postawą dziennikarza jest postawa atakowania naszej formacji".
"Kto jest za takim układem w mediach, jest przeciw demokracji" - powiedział premier i dodał, że PiS "do demokratyzmu PO nigdy żadnej wątpliwości nie miał".ab, ss, pap