Fakt, że Filip Vujanović będzie ponownie prezydentem Czarnogóry oznacza, że w kraju nie zmieni się nic. Układ sił politycznych zostanie utrzymany, a maleńką republikę dalej będą wykupywać Rosjanie.
Wybory prezydenckie w Czarnogórze zbiegły się w czasie z dochodzeniem, jakiemu dobrowolnie podał się były prezydent tego kraju i premier, Milo Djukanović. Djukanović, którego brat cieszy się zasłużoną sławą jednego z największych mafiozów na Bałkanach również był oskarżany o udział lub przynajmniej sprzyjanie gigantycznemu szmuglowi papierosów. Polityk postanowił uciąć spekulacje i sam pojechał do włoskiego Bari, by udowodnić swą niewinność. Sześćsettysięczna Czarnogóra, która zaledwie dwa lata jest niezależnym krajem, dba o swój dobry wizerunek. Służyć mają temu dostępne w internecie deklaracje majątkowe czołowych polityków. I właśnie z takiej deklaracji wynika, że Djukanović w ciągu roku, kiedy nie parał się (przynajmniej oficjalnie) polityką, dorobił się gigantycznych pieniędzy dzięki własnym biznesom. Sugeruje to obywatelom, że Milo bynajmniej nie wykorzystuje władzy do napełniania kieszeni. Nieco podobnie, choć na znacznie mniejszą skalę, wygląda sprawa z Vujanoviciem.
Wybory to dobra okazja, by zastanowić się, po co Czarnogórcom była niepodległość. Prawie połowa z nich wcale nie chciała odłączenia się od federacji z Serbią, wychodząc z założenia, że Czarnogórców i Serbów więcej łączy niż dzieli (wiara, język, w pewnym stopniu historia, mentalność) i że mały kraj będzie niesamodzielny. No bo co można powiedzieć o państwie, które nie ma ani rolnictwa ani rozwiniętego przemysłu. Ma za to morze, góry i niesamowite krajobrazy. I to właśnie zobaczyli w Montenegro Rosjanie, którzy masowo wykupują tu grunty. Rosjanie w inwestycjach w branżę turystyczną rywalizują głównie z Brytyjczykami. Sami Czarnogórcy na razie się cieszą, że ściąga zagraniczny kapitał, bo im samym żyje się nieco lepiej. Kiedy jednak uświadomią sobie, że Czarnogóra jest w rosyjskich rękach może być im znacznie mniej wesoło.
Zwycięstwo Vujanovicia oznacza - choć prezydent pełni raczej reprezentacyjną funkcję - że nic się nie zmieni. Za to fakt, że wybory przeszły bez skandali i cudów nad urną będzie argumentem dla zwolenników akcesji Czarnogóry do Unii. Jak to się ładnie mówi w Brukseli - społeczeństwo wykazało dojrzałość.
Wybory to dobra okazja, by zastanowić się, po co Czarnogórcom była niepodległość. Prawie połowa z nich wcale nie chciała odłączenia się od federacji z Serbią, wychodząc z założenia, że Czarnogórców i Serbów więcej łączy niż dzieli (wiara, język, w pewnym stopniu historia, mentalność) i że mały kraj będzie niesamodzielny. No bo co można powiedzieć o państwie, które nie ma ani rolnictwa ani rozwiniętego przemysłu. Ma za to morze, góry i niesamowite krajobrazy. I to właśnie zobaczyli w Montenegro Rosjanie, którzy masowo wykupują tu grunty. Rosjanie w inwestycjach w branżę turystyczną rywalizują głównie z Brytyjczykami. Sami Czarnogórcy na razie się cieszą, że ściąga zagraniczny kapitał, bo im samym żyje się nieco lepiej. Kiedy jednak uświadomią sobie, że Czarnogóra jest w rosyjskich rękach może być im znacznie mniej wesoło.
Zwycięstwo Vujanovicia oznacza - choć prezydent pełni raczej reprezentacyjną funkcję - że nic się nie zmieni. Za to fakt, że wybory przeszły bez skandali i cudów nad urną będzie argumentem dla zwolenników akcesji Czarnogóry do Unii. Jak to się ładnie mówi w Brukseli - społeczeństwo wykazało dojrzałość.