Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski ocenił uzasadnienie wniosku PiS o odwołanie Komorowskiego jako "miałkie, nieuczciwe i niesprawiedliwe". W jego ocenie, marszałek Sejmu Komorowski jest "przesadnie dobry".
Jak mówił, "nieudolność (którą zarzuca mu PiS) to permanentne dopuszczanie do łamania regulaminu", "zamieniania pytania w debaty". "To co państwo robią, to czego się domagacie to nie jest dopuszczenie opozycji do głosu, to jest żądanie łamania regulaminu i zamienianie sali w anarchię" - ocenił Niesiołowski. Do tego nie dopuścimy, demokracja się obroni - dodał.
"Jaka buta u marszałka Komorowskiego? Człowieka pełnego taktu, kultury, elegancji, nadmiernej pobłażliwości. Ta pobłażliwość jest przesadna" - uważa polityk PO.
"Twierdzenie, że Pan Bóg poskąpił pewnych przymiotów, pewnych właściwości marszałkowi Komorowskiemu brzmi szczególnie, bo rozumiem, tymi wszystkimi przymiotami obdarzył wnioskodawcę (prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego)" - podkreślił Niesiołowski.
W dużej mierze wicemarszałek odniósł się do wcześniejszego wystąpienia szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Szef PiS zarzucił Komorowskiemu m.in., że toleruje brutalizację języka, "często osobiście udziela się w tej dziedzinie (...), a także toleruje tutaj osoby takie jak poseł Niesiołowski, poseł Palikot, poseł Nowak, poseł Karpiniuk, poseł Graś, minister Kopacz (...)".
"To jest pewien zaszczyt być na liście prezesa Kaczyńskiego. Czy to jest krótka lista, czy długa, panie prezesie" - pytał polityk PO. Zwrócił uwagę, że w przeszłości Jarosław Kaczyński "był uprzejmy nazwać" swych oponentów m.in. KPP, łże-elity, ZOMO, a "demokratyczną Polskę był uprzejmy nazwać rywinlandem i ubekistanem". "Trzeba naprawdę nie lubić własnego państwa i pogardzać własnym narodem, żeby takich określeń używać" - przekonywał Niesiołowski.
Jak dodał, prosiłby w związku z tym o "pewną miarę i przyzwoitość" oraz o "pewną symetrię w formułowaniu zarzutów". "Nawet jeśli niektóre sformułowania są bolesne i się nie podobają" - zaznaczył wicemarszałek.
Jeśli prezes PiS zarzuca Komorowskiemu, iż nie ma odwagi sprzeciwić się premierowi oraz oportunizm i polityczne tchórzostwo, "to sam otacza się ludźmi znanymi z odwagi, uwolnionymi z partyjnego myślenia, w pełni niezależnymi" - mówił. "Jest pan znakomitym przykładem człowieka, który odsuwa lizusów a otacza się niezłomnymi Katonami i herosami" - ironizował Niesiołowski.
Odnosząc się do zarzutów PiS dotyczących wypowiedzi Komorowskiego o incydencie w Gruzji, w którym uczestniczył prezydent Lech Kaczyński, Niesiołowski powiedział, że "to był ironiczny komentarz". "Zacytuję Dostojewskiego - zły to znak, gdy przestaje się rozumieć ironię" - dodał.
Chcemy marszałka, który stoi na straży rozmowy w Sejmie, strażnika praw wszystkich posłów. Nasz głos jest głosem desperacji, że to się nie udało - mówił z kolei Paweł Kowal (PiS).
Jak podkreślił, czasami trzeba słuchać racji, także tych, z którymi się nie zgadzamy. "Parlament to nie jest większość, która ma kamień filozoficzny i mniejszość, która ma po prostu milczeć i słuchać" - ocenił poseł PiS.
"Czy pan, panie marszałku naprawdę uważa, że nie ma sensu słuchać racji opozycji. Przecież to marszałek ma stać ma straży tego, by padały argumenty, byśmy na nie się spierali" - zwrócił się Kowal do Komorowskiego.
Zdaniem Kowala, "dzisiejszy dzień nie jest dniem niczyjego triumfu". "To też nie jest pana zwycięstwo, że stajemy dziś do tej debaty" - dodał.
"A tymczasem tutaj chodzi o sprawy poważniejsze i znaczniejsze - czy posłowie w Sejmie mogą jeszcze liczyć na marszałka, że nie osądzi on ich w porannej audycji w radio, że nie wykpi słowem przed kamerą, że nie powie na ich temat - posłów i parlamentu - słów, które paść nie powinny" - powiedział poseł PiS.
Zarzucał także Komorowskiemu, że "o tych, którzy mają inne zdanie niż pan marszałek, sugerował, że +pracują dla obcych interesów". Zdaniem Kowala, zerwano ze starą zasadą przerwy na prośbę klubu, z której - zaznaczył - wielokrotnie korzystał klub PO podczas poprzedniej kadencji. "Na żądanie rządu w tym samym czasie przerwa ogłaszana jest, na naszych oczach, natychmiast" - dodał Kowal.
"Projekty leżą w zamrażarce (...) pytania, szczególnie te ważne dla opozycji są ograniczane do kilkudziesięciu sekund" - wyliczał poseł PiS.
Jak powiedział, ma czarny sen, że na końcu tej debaty marszałek Komorowski "nic nie powie albo potraktuje tę debatę trochę niepoważnie, no bo ma większość, która załatwia sprawę". "Może czasami nie jest ważne, że ma się większość, może są momenty, kiedy trzeba słuchać racji" - dodał Kowal.
Klub Lewicy uważa natomiast odwołanie Komorowskiego z funkcji za zdecydowanie niepotrzebne. Według Wacława Martyniuka (Lewica), niczego to nie poprawi, ale jedynie wprowadzi zamęt.
Jak podkreślił Martyniuk, potrzebna jest zmiana regulaminu Sejmu i określenie na nowo kompetencji marszałka tej izby. Jego zdaniem, powinna ona objąć m.in. reformę Prezydium Sejmu, tak aby to od decyzji jego wszystkich członków zależał porządek obrad, oraz to, aby opozycja "miała priorytet" w zadawaniu pytań i ustalaniu tematu informacji bieżącej.
Zdaniem posła Lewicy, powinna być przywrócona równowaga między władzą wykonawczą a ustawodawczą. Zaznaczył, że Sejm powinien wzmocnić swoją funkcję kontrolną. W jego opinii, upadł poziom debaty publicznej, także w Sejmie. "Stajemy się tabloidem, tylko politycznym" - stwierdził.
Martyniuk zarzucił PiS, że marszałkowie w poprzedniej kadencji Sejmu: Marek Jurek i Ludwik Dorn postępowali dokładnie tak samo jak Komorowski, z wyjątkiem stylu sprawowania funkcji. Dodał, że na wniosku PiS o odwołanie marszałka studenci mogliby się uczyć "cynizmu" i "demagogii".
Również PSL jest przeciwne odwołaniu Komorowskiego. Nie będziemy uczestniczyli w rozróbach - zadeklarował szef klubu Ludowców Stanisław Żelichowski. Jak dodał, pamięta jak "to wszystko funkcjonowało" za czasów marszałków z PiS.
"Jeżeli dziś te wszystkie ostre słowa, które państwo do siebie mówiliście, ustawilibyśmy w jakiejś hierarchii ważności, to marszałek Komorowski byłby gołębiem pokoju - przy tych jego słowach, których użył" - mówił Żelichowski.
Odnosząc do słów Komorowskiego o incydencie w Gruzji szef klubu PSL zwrócił uwagę, że po sierpniowym ataku rosyjskim na Gruzję wszystkie siły polityczne w Polsce stanęły po stronie Gruzji i nie było podziałów.
Natomiast - dodał - polityka jest sztuką osiągania celów. "Gdybyśmy sobie zadali pytanie, jaki cel został osiągnięty na skutek tej nocnej wyprawy (prezydentów Polski i Gruzji nad granicę osetyjsko-gruzińską), to ja miałbym dużo wątpliwości" - mówił Żelichowski.
Jak dodał, gdyby był doradcą prezydenta to doradzałby, aby obaj prezydenci pojechali tam w dzień, stanęli na tle posterunku z rosyjską flagą i pokazali Europie, że 6-punktowy plan pokojowy nie jest realizowany przez stronę rosyjską.
"Cały świat być może zreflektowałby się. Być może jakiś cel udałoby się tym sposobem osiągnąć" - uważa Żelichowski. Natomiast - mówił - jeśli łamie się procedury, BOR zostaje z tyłu kolumny, a prezydenci wychodzą i uśmiechają się do siebie, to "jaki przekaz się pokazuje".
Żelichowski podkreślił, że politycy różnie komentowali incydent w Gruzji. Jak mówił z niesmakiem słuchał słów Jarosława Kaczyńskiego, że marszałek Komorowski ma "zadziwiającą tendencję, żeby przejmować rosyjski punkt widzenia" i trzeba to widzieć w kontekście "jego powiązań z WSI", które - jak podkreślił Kaczyński - były filią GRU (radziecki, obecnie rosyjski, wywiad wojskowy).
"Myślę, że to wynika z tego, o czym wcześniej państwo mówiliście w stosunku do wielu osób: jeśli na kogoś nie ma kwitu, na kogoś teczki nie ma, to jest to dopiero podejrzane. Rozumiem, że na marszałka Komorowskiego nic nie ma i on według tej logiki jest podejrzany" - mówił Żelichowski zwracając się do polityków PiS.
ND, PAP