Ubiegły rok to przede wszystkim - w Europie i Ameryce - jedno wielkie rozczarowanie obywateli establishmentem. Bo zarówno odrzucenie w referendum traktatu lizbońskiego przez Irlandczyków, jak i zwycięstwo, obiecującego wielką zmianę Baracka Obamy w USA to znak, że ludzie nie ufają władzy.
Były w ubiegłym roku wydarzenia, których skutki poznamy dopiero w przyszłości (dokładniej o tym piszę w moim blogu). Bo tak naprawdę nikt nie jest w stanie powiedzieć miarodajnie, czym zaowocuje kryzys finansowy. Skutki ogłoszonej w lutym niepodległości Kosowa także poznamy dopiero za kilka lat, choć już teraz widać, jak misternie budowana bałkańska układanka zaczyna pękać. Ale w Nowy Rok nie chcę bardziej straszyć.
Z kolei przegrana przez Gruzję wojna też będzie miała poważniejsze, niż tylko doraźne, znaczenie. To zaznaczenie pozycji Rosji na Zakaukaziu i jednoczesny początek odwrotu stamtąd Ameryki. To zaś w połączeniu ze zwycięstwem Baracka Obamy może oznaczać nowy porządek świata. Właśnie ta wygrana Obamy i referendum w Irlandii są niezwykle istotne z innego względu. Oba społeczeństwa - i amerykańskie, i irlandzkie - pokazały brak zaufania do elit rządzących. Irlandczycy, odrzucając traktat, zagłosowali przeciwko własnemu rządowi, ale jeszcze bardziej przeciwko wszystkowiedzącym elitom brukselskim, dla których Irlandia jest tylko jednym z ogniw w łańcuchu. Podobnie Amerykanie wybrali "zmianę", cokolwiek by ona miała oznaczać.
Kryzys finansowy przyniósł też drastyczny spadek zaufania do instytucji finansowych. Jak na razie, skonfudowani obywatele reagują z reguły chęcią schronienia się pod parasolem państwa. Czy jednak, w miarę pogłębiania się kryzysu i przekładania się jego konsekwencji na życie ludzi, te same masy nie zwrócą się w stronę populistycznych proroków? - nie wiadomo.
Dla mnie osobiście ubiegły rok to triumf dwóch państw: Rosji i Francji. Rosyjska dyplomacja genialnie potrafiła wykorzystać sytuację na Bałkanach (casus Kosowa) do rozegrania wojny o wpływy na Kaukazie i okrążenia Gruzji. Mało tego, zasugerowała, że podobny los czeka Ukrainę - vide Krym, nie mówiąc już o wewnętrznej wojnie politycznej. To znak dla wszystkich buntowników. I choć po wybuchu wojny w Gruzji Moskwa była krytykowana nawet przez jej zachodnich wielbicieli, w kilka miesięcy po wojnie znów stała się "najważniejszym strategicznym partnerem" i Unii Europejskiej i NATO.
Z kolei Francja wykorzystała swoje półroczne przewodnictwo do umocnienia swojej pozycji wewnątrz UE i przeprowadzenia zmian (pakiet klimatyczny, reforma Wspólnej Polityki Rolnej, pakiet imigracyjny), które mogą zmienić Unię, a dziwnym trafem wszystkie jeszcze bardziej umocnią Francję. No a żeby cel osiągnąć, Paryż zmienił partnera w tańcu - miejsce Berlina zajął Londyn. Nicolas Sarkozy i Władimir Putin to najbardziej wpływowi i najlepsi - dla własnych krajów - politycy ubiegłego roku.
Z kolei przegrana przez Gruzję wojna też będzie miała poważniejsze, niż tylko doraźne, znaczenie. To zaznaczenie pozycji Rosji na Zakaukaziu i jednoczesny początek odwrotu stamtąd Ameryki. To zaś w połączeniu ze zwycięstwem Baracka Obamy może oznaczać nowy porządek świata. Właśnie ta wygrana Obamy i referendum w Irlandii są niezwykle istotne z innego względu. Oba społeczeństwa - i amerykańskie, i irlandzkie - pokazały brak zaufania do elit rządzących. Irlandczycy, odrzucając traktat, zagłosowali przeciwko własnemu rządowi, ale jeszcze bardziej przeciwko wszystkowiedzącym elitom brukselskim, dla których Irlandia jest tylko jednym z ogniw w łańcuchu. Podobnie Amerykanie wybrali "zmianę", cokolwiek by ona miała oznaczać.
Kryzys finansowy przyniósł też drastyczny spadek zaufania do instytucji finansowych. Jak na razie, skonfudowani obywatele reagują z reguły chęcią schronienia się pod parasolem państwa. Czy jednak, w miarę pogłębiania się kryzysu i przekładania się jego konsekwencji na życie ludzi, te same masy nie zwrócą się w stronę populistycznych proroków? - nie wiadomo.
Dla mnie osobiście ubiegły rok to triumf dwóch państw: Rosji i Francji. Rosyjska dyplomacja genialnie potrafiła wykorzystać sytuację na Bałkanach (casus Kosowa) do rozegrania wojny o wpływy na Kaukazie i okrążenia Gruzji. Mało tego, zasugerowała, że podobny los czeka Ukrainę - vide Krym, nie mówiąc już o wewnętrznej wojnie politycznej. To znak dla wszystkich buntowników. I choć po wybuchu wojny w Gruzji Moskwa była krytykowana nawet przez jej zachodnich wielbicieli, w kilka miesięcy po wojnie znów stała się "najważniejszym strategicznym partnerem" i Unii Europejskiej i NATO.
Z kolei Francja wykorzystała swoje półroczne przewodnictwo do umocnienia swojej pozycji wewnątrz UE i przeprowadzenia zmian (pakiet klimatyczny, reforma Wspólnej Polityki Rolnej, pakiet imigracyjny), które mogą zmienić Unię, a dziwnym trafem wszystkie jeszcze bardziej umocnią Francję. No a żeby cel osiągnąć, Paryż zmienił partnera w tańcu - miejsce Berlina zajął Londyn. Nicolas Sarkozy i Władimir Putin to najbardziej wpływowi i najlepsi - dla własnych krajów - politycy ubiegłego roku.