Wprowadzany przez ministerstwo sprawiedliwości Systemu Dozoru Elektronicznego, który umożliwi odbywanie kary w domu osobom skazanym za drobne przestępstwa, przyniesie państwu poważne oszczędności - przekonuje w rozmowie z Wprost24 generał Paweł Nasiłowski, dyrektor generalny służby więziennej w Polsce. - Najważniejsze jest jednak ograniczenie kosztów społecznych. Skazani, noszący bransoletkę z nadajnikiem, będą mogli zarabiać na życie i opiekować się swoimi rodzinami - twierdzi Nasiłowski. – Jeśli oni tego nie robią, musi to robić państwo – przekonuje.
Wprost24: Od 1 września w Polsce zacznie funkcjonować System Dozoru Elektronicznego. Dlaczego takie rozwiązanie jest naszemu krajowi potrzebne?
Gen. Paweł Nasiłowski: System Dozoru Elektronicznego pozwoli osobom, które zakwalifikują się do tego, by zostać nim objęte, na odbywanie bardzo dotkliwej kary pozbawienia wolności poza murami więzienia. Trzeba zaznaczyć, że mówimy tu o osobach, które nie są przestępcami, skazanych za drobne sprawy, wobec których jednak sąd zdecydował się zastosować karę pozbawienia wolności. Dzięki nowemu systemowi nie odetniemy takich osób od ich społecznych relacji – będą mogły zarabiać na życie, opiekować się rodziną. Jednocześnie będą też odbywały karę ze wszystkimi jej ograniczeniami nałożonymi przez sąd, który dzięki elektronicznym urządzeniom dozorującym będzie miał nad skazanymi pełną kontrolę. To bardzo nowoczesne rozwiązanie, na które oczekuje polskie więziennictwo.
Docelowo w systemie jednorazowo będzie mogło zostać zarejestrowanych 7,5 tysiąca więźniów…
Tak, ale do takiej liczby będziemy dochodzili etapami. Od 1 września dozorem elektronicznym będzie mogło być objętych 500 skazanych, a w kolejnych etapach liczba ta będzie się zwiększać do 2, 4, wreszcie do 7,5 tysiąca.
Czy pomoże to chociaż trochę odciążyć przepełnione polskie więzienia? Dziś ok. 30 tysięcy osób, na których ciąża wyroki, oczekuje na odbycie kary.
Trafił pan w sedno. W tej chwili, spośród oczekujących na miejsce w więzieniu, wobec ponad 24 tysięcy osób orzeczono karę pozbawienia wolności nie przekraczającą 6 miesięcy. To potencjalni klienci nowego systemu. Zważywszy, że sędzia może wyznaczyć skazanemu dozór na okres od miesiąca do sześciu miesięcy proszę zobaczyć, jak wiele osób będzie mogło z tej możliwości skorzystać. Ponadto w polskich zakładach karnych przebywa obecnie 8 tysięcy osób, które też potencjalnie spełniają kryteria dozoru elektronicznego. Każdy z tych więźniów został skazany na karę nie dłuższą niż 12 miesięcy pozbawienia wolności, z czego odbył już połowę kary. Wszystkie te osoby, jeśli sąd penitencjarny wyraziłby na to zgodę, mogłyby zostać objęte systemem dozoru.
A czy na wprowadzeniu nowego rozwiązania Ministerstwo Sprawiedliwości nie straci finansowo? Kontrakt na stworzenie systemu był jedną z najwyższych umów tego typu zawartych przez sektor publiczny w ostatnich latach. System kosztował ok. 225 milionów złotych.
Trzeba doprecyzować, że to nie system kosztował tyle – 225 milionów złotych zapłaciliśmy za kompleksową usługę utworzenia, wdrożenia i pięcioletniej eksploatacji Systemu Dozoru Elektronicznego. O tym, że było warto, przekonamy się, gdy podzielimy kwotę pięcioletniego kontraktu przez liczbę więźniów, którzy w tym czasie mogą skorzystać z systemu. Zakładając, że sędziowie w ciągu pięciu lat orzekaliby wobec każdego więźnia dozór o maksymalnej długości – czyli 6 miesięcy, każdy z więźniów kosztowałby nas ok. 9 tysięcy złotych rocznie. Jeśli porównać to z kwotą 2,2 tysiąca złotych miesięcznie, która określa miesięczny koszt pobytu więźnia w zakładzie karnym, to widzimy wyraźnie o jak dużych oszczędnościach mówimy.
Czyli jest szansa, że pieniądze zainwestowane w system zwrócą się resortowi sprawiedliwości?
Absolutnie tak. Przede wszystkim jednak zwrócą się społeczeństwu, które nie będzie musiało łożyć na osoby wyrwane ze swojego życia społecznego. Jeśli ojciec i mąż idzie na 3 miesiące do więzienia, wówczas traci pracę, a rodzina traci źródło utrzymania. Obecny system powoduje więc straty społeczne, o których rzadko się mówi. Z kolei System Dozoru Elektronicznego pozwala skazanemu za drobne przestępstwo dalej wykonywać pracę zarobkową, szukać pracy, czy choćby opiekować się rodziną. A przy tym oczywiście odbywa karę i wypełnia obowiązki nałożone na niego przez sąd. Jeśli zaś skazany trafi do więzienia i nie może tych obowiązków spełniać, musi go w tym zastępować państwo, czyli my wszyscy.
W czasie pierwszej fazy programu z nowego systemu będzie mogło skorzystać jedynie 500 więźniów pochodzących wyłącznie z apelacji warszawskiej. Tymczasem ustawa wchodząca w życie 1 września daje prawo do ubiegania się o dozór wszystkim więźniom, niezależnie od tego, w której części kraju odbywają karę. Czy nie obawia się pan, że zanim system obejmie cały kraj, ministerstwo sprawiedliwości będzie musiało liczyć się z pozwami od więźniów, których wnioski o objęcie systemem zostaną oddalone z przyczyn technicznych?
Dziś nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. W tej sprawie toczyło się już wiele dyskusji – zarówno w parlamencie, jak i na innych forach. Z mojego punktu widzenia alternatywa jest prosta – albo wprowadzamy system, albo tego nie robimy. Nie rozstrzygam tutaj kwestii formalno-prawnych. Moim zdaniem jest dbać o to, by system był technicznie gotowy, maksymalnie elastyczny i by spełniał wszystkie stawiane przed nim zadania.
Dozór elektroniczny działa już w wielu krajach UE, w Stanach Zjednoczonych. Czy Polska korzystała z ich doświadczeń?
Tak – wszystkie one zostały udokumentowane. Przed dwoma laty odbyliśmy też międzynarodowe seminarium, na które Ministerstwo Sprawiedliwości zaprosiło ekspertów z państw, które mają już doświadczenia z tego typu systemami. Zaprosiliśmy również trzech głównych producentów urządzeń przeznaczonych do dozoru elektronicznego, z których każdy przez sześć godzin prezentował swoje urządzenia i opisywał ich warunki techniczne. To m.in. dzięki temu spotkaniu mogliśmy dobrze przygotować się do sporządzenia dokumentów, niezbędnych do ogłoszenia przetargu.
Rozmawiał: Artur Bartkiewicz
Przeczytaj więcej o Systemie Dozoru Elektronicznego
Gen. Paweł Nasiłowski: System Dozoru Elektronicznego pozwoli osobom, które zakwalifikują się do tego, by zostać nim objęte, na odbywanie bardzo dotkliwej kary pozbawienia wolności poza murami więzienia. Trzeba zaznaczyć, że mówimy tu o osobach, które nie są przestępcami, skazanych za drobne sprawy, wobec których jednak sąd zdecydował się zastosować karę pozbawienia wolności. Dzięki nowemu systemowi nie odetniemy takich osób od ich społecznych relacji – będą mogły zarabiać na życie, opiekować się rodziną. Jednocześnie będą też odbywały karę ze wszystkimi jej ograniczeniami nałożonymi przez sąd, który dzięki elektronicznym urządzeniom dozorującym będzie miał nad skazanymi pełną kontrolę. To bardzo nowoczesne rozwiązanie, na które oczekuje polskie więziennictwo.
Docelowo w systemie jednorazowo będzie mogło zostać zarejestrowanych 7,5 tysiąca więźniów…
Tak, ale do takiej liczby będziemy dochodzili etapami. Od 1 września dozorem elektronicznym będzie mogło być objętych 500 skazanych, a w kolejnych etapach liczba ta będzie się zwiększać do 2, 4, wreszcie do 7,5 tysiąca.
Czy pomoże to chociaż trochę odciążyć przepełnione polskie więzienia? Dziś ok. 30 tysięcy osób, na których ciąża wyroki, oczekuje na odbycie kary.
Trafił pan w sedno. W tej chwili, spośród oczekujących na miejsce w więzieniu, wobec ponad 24 tysięcy osób orzeczono karę pozbawienia wolności nie przekraczającą 6 miesięcy. To potencjalni klienci nowego systemu. Zważywszy, że sędzia może wyznaczyć skazanemu dozór na okres od miesiąca do sześciu miesięcy proszę zobaczyć, jak wiele osób będzie mogło z tej możliwości skorzystać. Ponadto w polskich zakładach karnych przebywa obecnie 8 tysięcy osób, które też potencjalnie spełniają kryteria dozoru elektronicznego. Każdy z tych więźniów został skazany na karę nie dłuższą niż 12 miesięcy pozbawienia wolności, z czego odbył już połowę kary. Wszystkie te osoby, jeśli sąd penitencjarny wyraziłby na to zgodę, mogłyby zostać objęte systemem dozoru.
A czy na wprowadzeniu nowego rozwiązania Ministerstwo Sprawiedliwości nie straci finansowo? Kontrakt na stworzenie systemu był jedną z najwyższych umów tego typu zawartych przez sektor publiczny w ostatnich latach. System kosztował ok. 225 milionów złotych.
Trzeba doprecyzować, że to nie system kosztował tyle – 225 milionów złotych zapłaciliśmy za kompleksową usługę utworzenia, wdrożenia i pięcioletniej eksploatacji Systemu Dozoru Elektronicznego. O tym, że było warto, przekonamy się, gdy podzielimy kwotę pięcioletniego kontraktu przez liczbę więźniów, którzy w tym czasie mogą skorzystać z systemu. Zakładając, że sędziowie w ciągu pięciu lat orzekaliby wobec każdego więźnia dozór o maksymalnej długości – czyli 6 miesięcy, każdy z więźniów kosztowałby nas ok. 9 tysięcy złotych rocznie. Jeśli porównać to z kwotą 2,2 tysiąca złotych miesięcznie, która określa miesięczny koszt pobytu więźnia w zakładzie karnym, to widzimy wyraźnie o jak dużych oszczędnościach mówimy.
Czyli jest szansa, że pieniądze zainwestowane w system zwrócą się resortowi sprawiedliwości?
Absolutnie tak. Przede wszystkim jednak zwrócą się społeczeństwu, które nie będzie musiało łożyć na osoby wyrwane ze swojego życia społecznego. Jeśli ojciec i mąż idzie na 3 miesiące do więzienia, wówczas traci pracę, a rodzina traci źródło utrzymania. Obecny system powoduje więc straty społeczne, o których rzadko się mówi. Z kolei System Dozoru Elektronicznego pozwala skazanemu za drobne przestępstwo dalej wykonywać pracę zarobkową, szukać pracy, czy choćby opiekować się rodziną. A przy tym oczywiście odbywa karę i wypełnia obowiązki nałożone na niego przez sąd. Jeśli zaś skazany trafi do więzienia i nie może tych obowiązków spełniać, musi go w tym zastępować państwo, czyli my wszyscy.
W czasie pierwszej fazy programu z nowego systemu będzie mogło skorzystać jedynie 500 więźniów pochodzących wyłącznie z apelacji warszawskiej. Tymczasem ustawa wchodząca w życie 1 września daje prawo do ubiegania się o dozór wszystkim więźniom, niezależnie od tego, w której części kraju odbywają karę. Czy nie obawia się pan, że zanim system obejmie cały kraj, ministerstwo sprawiedliwości będzie musiało liczyć się z pozwami od więźniów, których wnioski o objęcie systemem zostaną oddalone z przyczyn technicznych?
Dziś nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. W tej sprawie toczyło się już wiele dyskusji – zarówno w parlamencie, jak i na innych forach. Z mojego punktu widzenia alternatywa jest prosta – albo wprowadzamy system, albo tego nie robimy. Nie rozstrzygam tutaj kwestii formalno-prawnych. Moim zdaniem jest dbać o to, by system był technicznie gotowy, maksymalnie elastyczny i by spełniał wszystkie stawiane przed nim zadania.
Dozór elektroniczny działa już w wielu krajach UE, w Stanach Zjednoczonych. Czy Polska korzystała z ich doświadczeń?
Tak – wszystkie one zostały udokumentowane. Przed dwoma laty odbyliśmy też międzynarodowe seminarium, na które Ministerstwo Sprawiedliwości zaprosiło ekspertów z państw, które mają już doświadczenia z tego typu systemami. Zaprosiliśmy również trzech głównych producentów urządzeń przeznaczonych do dozoru elektronicznego, z których każdy przez sześć godzin prezentował swoje urządzenia i opisywał ich warunki techniczne. To m.in. dzięki temu spotkaniu mogliśmy dobrze przygotować się do sporządzenia dokumentów, niezbędnych do ogłoszenia przetargu.
Rozmawiał: Artur Bartkiewicz
Przeczytaj więcej o Systemie Dozoru Elektronicznego