Losy greckiej ustawy hazardowej są o tyle ważne, że polscy automaciarze wynajęli już tę samą kancelarię co Grecy. – Sytuacja Grecji jest analogiczna do tej, którą mamy w Polsce a my rzeczywiście korzystamy z kancelarii Hammonds – mówi „Wprost" prezes Izby Stanisław Matuszewski. O tym, że ustawa hazardowa może wpędzić polski rząd w niemałe tatarapty, świadczy kilka faktów. Po pierwsze, z naszych informacji wynika, że urzędnicy Komisji przypominali Polsce o obowiązku notyfikacji jeszcze za czasów PiS. Dotarliśmy do maila wysłanego przez KE do departamentu regulacji w Ministerstwie Gospodarki, który pośredniczy w notyfikowaniu prawa. „Czy możecie nas poinformować, na jakim etapie znajduje się projekt (ustawa hazardowa – red.) i czy zostanie notyfikowany? Jak wiecie, brak notyfikacji przepisów technicznych i tych dotyczących usług społeczeństwa informacyjnego pociąga za sobą konsekwencje prawne" – czytamy w liście podpisanym przez Florenta Herliza. Mail został wysłany 23 lipca 2007 roku.
Po drugie, z obowiązku notyfikacji zdawał sobie sprawę także resort gospodarki. Tyle że miał związane ręce, bo był jedynie łącznikiem między autorem ustawy czyli ministerstwem finansów a KE. Z ustaleń „Wprost" wynika, że gospodarka aż sześciokrotnie upominała resort Jacka Rostowskiego w sprawie wypełnienia formularza notyfikacyjnego: 11 maja 2007 r., 3 sierpnia 2007 r., 11 maja 2009 r., 24 czerwca 2009 r., 30 października 2009 r. i 4 listopada 2009 r. Za każdym razem dołączano do tych ponagleń ostrzeżenia o skutkach zaniechania notyfikacji. Jakie to skutki? Chociażby takie, jak uwikłanie polskiego rządu w spory sądowe z automaciarzami, w których nie będzie wolno powoływać się na nową ustawę hazardową! „Zgodnie z orzeczeniem w sprawie <Będzie musiało za to odpowiedzieć na pytania KE i ewentualnie ETS. „W przypadku złożenia skargi na zapisy ustawy hazardowej (…) rząd powinien reprezentować minister finansów jako autor spornego projektu aktu prawnego" – wyjaśnia gospodarka. Prawnicy pracujący dla polskich automaciarzy są pewni swojej wygranej w Brukseli. - Wydaje mi się, że konsekwencje dla polskiego rządu będą podobne do tych, które spotkały rząd grecki. Postępowanie wszczęte przez KE przeciwko Polsce może stwierdzić naruszenie obowiązujących procedur i nakazać zmiany: wycofanie obecnej ustawy, poczekanie na opinię Komisji, poddanie się procedurze notyfikacyjnej i dopiero później przekazanie jej do parlamentu krajowego. Jeśli Polska się z tym nie zgodzi, sprawa zapewne trafi przed sąd i jestem przekonany, że wyda on wyrok negatywny dla Polski – mówi „Wprost" Akritidis.
Michał Krzymowski, Marlena Mistrzak