Załoga Jaka-40, która wylądowała na lotnisku w Smoleńsku miała kontakt radiowy z pilotami Tu-154M i ostrzegała ich przed gęstniejącą nad lotniskiem mgłą. Jak-40 wylądował w Smoleńsku o 7:20. Półtorej godziny później tuż przed lotniskiem rozbił się samolot, którym leciał m.in. prezydent Lech Kaczyński.
Na pokładzie Jaka-40 do Smoleńska dotarli z Warszawy dziennikarze. Piloci Jaka mieli kontakt radiowy z Tupolewem przez cały czas, nawet już po wylądowaniu w Smoleńsku. – Rządowe maszyny mają kilka różnych radiostacji, które umożliwiają zarówno łączność z krajem, jak i innymi statkami powietrznymi. Wystarczy ustawić odpowiednią częstotliwość – wyjaśnia Andrzej Kiński, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej".
Kontakt miał urwać się na 10 minut przed katastrofą Tu-154. Do tego czasu piloci Jaka przekazywali kolegom informacje o pogodzie w Smoleńsku. Ostrzegali, że mgła coraz bardziej gęstnieje i widoczność jest coraz mniejsza. – Taka korespondencja jest swoistą procedurą, którą stosują piloci ze specpułku. Jeśli mają możliwość, przekazują kolejnym załogom przydatne dane – opowiada jeden z pilotów.
– Pilot nie musiał zastosować się do tych ostrzeżeń, ale gdybym od kolegi, który lądował wcześniej na lotnisku, usłyszał takie ostrzeżenie, byłbym na pewno bardziej ostrożny – ocenia jeden z pilotów. Jednak jego zdaniem załoga Tu-154M nie powinna była lekceważyć uwag kolegów.
Kontakt miał urwać się na 10 minut przed katastrofą Tu-154. Do tego czasu piloci Jaka przekazywali kolegom informacje o pogodzie w Smoleńsku. Ostrzegali, że mgła coraz bardziej gęstnieje i widoczność jest coraz mniejsza. – Taka korespondencja jest swoistą procedurą, którą stosują piloci ze specpułku. Jeśli mają możliwość, przekazują kolejnym załogom przydatne dane – opowiada jeden z pilotów.
– Pilot nie musiał zastosować się do tych ostrzeżeń, ale gdybym od kolegi, który lądował wcześniej na lotnisku, usłyszał takie ostrzeżenie, byłbym na pewno bardziej ostrożny – ocenia jeden z pilotów. Jednak jego zdaniem załoga Tu-154M nie powinna była lekceważyć uwag kolegów.
"Rzeczpospolita", arb