Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie jest wyczekiwana przez wszystkich, którzy mają do czynienia z tym zjawiskiem - przekonywali w Senacie zwolennicy ustawy. - Jeśli chcemy pomóc rodzinie, nie przyjmujmy tej ustawy - ripostowali jej przeciwnicy.
Mieczysław Augustyn z PO reprezentujący Komisje Rodziny i Polityki Społecznej oraz Ustawodawczą, które ustawę poparły, mówił, że co do części zapisów senatorowie są zgodni. Wszyscy zgadzają się m.in. na izolowanie sprawców przemocy od ofiar, bezpłatną obdukcję i poradnictwo prawne oraz psychologiczne. Kontrowersje wzbudzają natomiast zapisy o tworzeniu zespołów interdyscyplinarnych zajmujących się problemem przemocy, a także zwiększenie uprawnień pracowników socjalnych oraz zakaz stosowania przemocy wobec dzieci. Senator PO przypomniał, że komisja pozytywnie zaopiniowała poprawkę, która wykreśla z ustawy zakaz stosowania przemocy psychicznej i innych form poniżania dziecka, pozostawiając zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci.
- Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie powinni się bać domowi oprawcy, a nie zwykli, porządni obywatele, tak jak nie boją się zapisów Kodeksu karnego - przekonywał z kolei rzecznik praw dziecka Marek Michalak. - Tak, ta ustawa ingeruje w rodzinę, gdyby nie ingerowała, byłaby nieskuteczna. Ale nie w rodzinę dobrą, tylko tam, gdzie dochodzi do patologii - mówił Michalak, odpowiadając na zarzuty przeciwników ustawy, którzy obawiają się, że ustawa zagraża autonomii rodziny. - Prawo powinno opowiedzieć się po stronie słabszych, po stronie ofiar przemocy domowej, które bite nie mogą iść do lekarza po obdukcję, bo ich nie stać, które uciekają z domu, szukając schronienia w noclegowniach, które po latach traumy potrzebują pomocy psychologicznej - mówił rzecznik. Dodał, że zakaz bicia dzieci, który budzi wiele emocji wśród senatorów, ma znaczenie symboliczne, nie niesie sankcji karnych, a wskazuje dobry kierunek.
Według Stanisława Piotrowicza z PiS, członka Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji, która wnosi o odrzucenie ustawy, wyrządzi ona więcej szkód niż pożytku, a zakaz bicia dzieci nie uchroni ich przed maltretowaniem, uderzy natomiast w normalne rodziny. - Jeśli chcemy pomóc rodzinie, nie przyjmujmy tej ustawy - apelował. Argumentował, że przepisy chroniące przed przemocą już funkcjonują w polskim prawie i wystarczy je lepiej egzekwować. Przekonywał również, że zapisy, które wprowadza ustawa, łatwo mogą być nadużywane.
Jan Rulewski z PO, przedstawiający wnioski mniejszości, przyznał, że ustawa jest potrzeba, ale uznał, że należy ją dopracować. Jego zdaniem nie wolno klapsów nazywać biciem i stawiać w jednym rzędzie rodziców karzących dzieci klapsami ze stosującymi przemoc. Pracę zespołów interdyscyplinarnych, które mają zajmować się przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie, i procedurę Niebieskiej Karty Rulewski nazwał "lustracją rodziny". Z sali wtórowały mu głosy: "znowu tworzymy teczki, tym razem niebieskie". Zdaniem Rulewskiego w ustawie dużo miejsca poświęca się działaniu w obliczu przemocy, zbyt mało zaś myśli się o tym, co robić, by scalić ponownie tę rodzinę.- Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie powinni się bać domowi oprawcy, a nie zwykli, porządni obywatele, tak jak nie boją się zapisów Kodeksu karnego - przekonywał z kolei rzecznik praw dziecka Marek Michalak. - Tak, ta ustawa ingeruje w rodzinę, gdyby nie ingerowała, byłaby nieskuteczna. Ale nie w rodzinę dobrą, tylko tam, gdzie dochodzi do patologii - mówił Michalak, odpowiadając na zarzuty przeciwników ustawy, którzy obawiają się, że ustawa zagraża autonomii rodziny. - Prawo powinno opowiedzieć się po stronie słabszych, po stronie ofiar przemocy domowej, które bite nie mogą iść do lekarza po obdukcję, bo ich nie stać, które uciekają z domu, szukając schronienia w noclegowniach, które po latach traumy potrzebują pomocy psychologicznej - mówił rzecznik. Dodał, że zakaz bicia dzieci, który budzi wiele emocji wśród senatorów, ma znaczenie symboliczne, nie niesie sankcji karnych, a wskazuje dobry kierunek.
PAP, arb