Parząca terapia
Krótkie codzienne nacieranie pokrzywą zwyczajną może przynieść ulgę bolącym stawom - wynika z badań brytyjskich naukowców. W przeprowadzanym przez nich eksperymencie brało udział 27 chorych na zapalenie kości i stawów. Wszyscy byli leczeni nowoczesnymi lekami, między innymi przeciwbólowymi. W czasie badania codziennie przez tydzień nacierali oni bolące miejsca pokrzywą przez 30 sekund. Połowa z nich nacierała kciuki listkami pokrzywy zwyczajnej (Urtica dioica), a połowa listkami jasnoty białej, czyli tzw. pokrzywy głuchej (Laminum album), która wygląda tak samo jak pokrzywa zwyczajna, ale nie parzy. Wszystkim uczestnikom badania powiedziano, aby oczekiwali korzystnych efektów. Pięć tygodni później zamieniono w grupach rośliny, każdy pacjent nacierał się więc oboma gatunkami ziół. Okazało się, że pokrzywa zwyczajna przyniosła pozytywne efekty w przeciwieństwie do pokrzywy głuchej. Największą ulgę przynosiło smaganie pokrzywami tak silne, że na skórze jeszcze przez pół godziny zostawała pręga, a przez całą kolejną dobę pacjenci odczuwali w tym miejscu pieczenie i mrowienie. Niektórzy uodpornili się na "parzenie" pokrzywy do tego stopnia, że kolejne nacierania wcale nie wywoływały charakterystycznego pieczenia. 17 pacjentów było tak zadowolonych z tego sposobu leczenia, że postanowiło z niego ponownie skorzystać. Naukowcy podejrzewają, że niektóre związki w pokrzywach zwyczajnych, takie jak histamina, serotonina i acetylocholina, mogą przynosić ulgę poprzez oddziaływanie na receptory bólu. Nie zauważono żadnych efektów ubocznych poza wysypką. Naukowcy ostrzegają jednak, by pokrzywę stosować z umiarem.
Tato
W najnowszym wydaniu czasopisma "Journal of Family Psychology" można znaleźć próbę odpowiedzi na pytanie, jakie czynniki powodują, że mężczyzna zachowuje się w stosunku do swoich dzieci po ojcowsku. Amerykańscy naukowcy z Maryland stwierdzili, że ojcowie są bardziej zaangażowani w opiekę nad dziećmi, gdy pracują mniej niż przeciętnie, gdy matki ich dzieci pracują więcej niż przeciętnie oraz gdy w małżeństwie panuje porozumienie i bliskość. Ponadto ojcowie aktywniej uczestniczą w procesie wychowywania potomstwa, gdy mają wysokie poczucie własnej godności i inne pozytywne cechy. Nie bez znaczenia jest również płeć dziecka: chłopcami ojcowie zajmują się więcej. Większą wrażliwość w zabawach z własnymi dziećmi wykazują mężczyźni starsi, wyznający mniej tradycyjne poglądy na wychowanie dzieci i mówiący o bliskości w swoim małżeństwie. W badaniu wzięli udział mężczyźni z różnych miejsc w Stanach Zjednoczonych: wywiady na temat zadań w opiece nad dzieckiem przeprowadzano w ich rodzinach, kiedy dziecko miało 6, 15, 24 i 36 miesięcy. Niektórych ojców filmowano w czasie zabawy z dziećmi. Oceniano przede wszystkim dwa aspekty: codzienną pielęgnację (przewijanie, karmienie) i wrażliwość w relacji ojciec-dziecko podczas zabawy. Jeśli chodzi o pielęgnację, zaangażowanie ojców rosło między 6. i 15. miesiącem życia dziecka. Więcej czasu poświęcali oni synom niż córkom. Nie zauważono związku między kolejnością urodzenia czy temperamentem dziecka a jakością ojcowskiej opieki. Mężczyźni, którzy zostali ojcami po raz pierwszy, okazali się bardziej wrażliwi niż inni ojcowie. Przeprowadzone badania dowiodły, że w rodzinach, w których matka nie pracuje zawodowo lub pracuje tylko na pół etatu, ojcowie częściej zajmują się dziećmi, jeśli wyznają mniej tradycyjne poglądy na wychowanie. Jeśli zaś matka jest zatrudniona na pełnym etacie, ojcowie są w pewien sposób zmuszeni do pomocy przy dzieciach.
Zabójcze związki
Dioksyny są jeszcze bardziej niebezpieczne dla naszego zdrowia, niż wcześniej sądzono - stwierdzają autorzy projektu raportu amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska. Sugerują oni, że organizm wielu Amerykanów może zawierać tak dużą ilość dioksyn, że grozi to na przykład opóźnieniami w rozwoju dzieci czy chorobami nowotworowymi. Dioksyny to związki chemiczne wytwarzane głównie w procesie spalania odpadów z niektórych tworzyw sztucznych i wybielania papieru. Akumulują się one w tłuszczu zwierząt, których mięso spożywamy. W latach 80. Agencja Ochrony Środowiska stwierdziła, że nie można określić bezpiecznego stężenia dioksyn; substancja ta zawsze jest groźna dla zdrowia. W następnych latach agencja kilkakrotnie przeprowadzała badania, ogłaszając za każdym razem rozbieżne wyniki. Dlatego w ostatnim czasie postanowiono ostatecznie rozwiązać problem. Ostatnie badanie zostało przeprowadzone na trzech grupach robotników wystawionych na działanie dioksyn w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Holandii. Wnioski płynące z tych badań są zaskakujące: ryzyko zachorowania na raka z powodu dioksyn jest dzisiaj dziesięciokrotnie wyższe niż w roku 1985. Zdaniem naukowców nie związanych z Agencją Ochrony Środowiska - wyniki te wydają się dość kontrowersyjne.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.