Paweł Poncyljusz: Nie...
Odczuwanie przez zakładników sympatii do prześladowcy. Czy w PiS cierpicie na to zbiorowo?
Myślę, że nie. Od kiedy po kolei jesteśmy wyrzucani, Jarosław Kaczyński przestaje być dla nas tematem. Łatwo wylewać na niego kubły pomyj, jak się jest po drugiej stronie muru.
Myślę o sytuacji, w której Jarosław Kaczyński wdeptuje was w ziemię, a pan pisze do niego list: Drogi Jarku, przyjmij, proszę, z powrotem Asię i Elę.
Nie darowałbym sobie, gdybym nie zaapelował o powrót posłanek, nawet gdyby miał to być mój ostatni dzień w partii. To nie jest syndrom sztokholmski, tu chodzi o odpowiedzialność za środowisko. W PiS byłem dziewięć lat.
Jeden z pana kolegów opowiedział mi historię o PiS. Była to historia o mężu, który pije i bije, ale co jakiś czas obiecuje poprawę, a ta bita żona raz po raz naiwnie w nią wierzy.
Też ją słyszałem. Syndrom bitej kobiety.
Macie tak samo.
To się skończyło. Gdyby to był ten syndrom, tobyśmy się w ogóle nie odezwali. Siedzielibyśmy cicho i się uśmiechali. A ja już nie jestem w stanie tego psychicznie znieść. Takiego podwójnego życia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.