Deklaracje Putina i Zemina o sojuszu strategicznym Rosji oraz Chin są wielkim blefem
Prezydenci Władimir Putin i Jiang Zemin starali się podczas rosyjsko-chińskiego szczytu w Pekinie wywołać wrażenie, że oto na oczach świata powstaje nowy alians mocarstw. Uśmiechali się i ogłaszali, że zgadzają się niemal we wszystkim, a zwłaszcza w kwestiach polityki globalnej. Zemin zwracał się do gościa po rosyjsku, bowiem w czasach gdy ZSRR wspierał młode komunistyczne Chiny, ukończył studia w Moskwie. Dziś sytuacja się zmieniła i to coraz silniejszy gospodarczo Pekin mógłby wspierać Rosję. Mógłby, gdyby zechciał. Zachowując zasady dyplomacji, Putin i Zemin mówili o łączącym oba państwa strategicznym partnerstwie. W istocie jednak żadna z czterech rosyjsko-chińskich umów podpisanych w Pekinie nie ma większego znaczenia strategicznego. Brakuje wśród nich zwłaszcza porozumienia w sprawie budowy wielkiego rurociągu naftowego z Rosji do Chin.
Azjatycki straszak
Kontakty ekonomiczne, stanowiące podstawę budowania sojuszów, w relacjach chińsko-rosyjskich nie wyglądają imponująco. Wartość wzajemnej wymiany handlowej w pierwszej połowie 2000 r. ledwie przekroczyła 3 mld USD. W tej sytuacji deklaracje Putina i Zemina należy traktować raczej jak wielki blef, obliczony głównie na zniechęcenie Waszyngtonu do budowy systemu antyrakietowego NMD oraz potrzeby rosyjskiej i chińskiej polityki wewnętrznej.
Od dziesięciu lat o światowej polityce decydują Stany Zjednoczone. Nic więc dziwnego, że zarówno w Moskwie, jak i Pekinie od czasu do czasu wraca się do pomysłu postraszenia Zachodu aliansem strategicznym Chin i Rosji, a może także Indii. Władze obu państw chciałyby osłabić jednobiegunowy układ współczesnego świata, nie mają jednak dość sił. Paradoks polega na tym, że mogłyby to uczynić jedynie za amerykańskie pieniądze. "Rosyjsko-chińskie zbliżenie nie stanowi natychmiastowego i bezpośredniego zagrożenia dla wiodącej pozycji USA - powiedział 'Wprost' prof. Andrew Michta, politolog z Rhodes College w Tennessee. - Zarówno Rosja, jak i Chiny potrzebują amerykańskiego kapitału, technologii i dostępu do amerykańskiego rynku, co w znacznym stopniu ogranicza ich możliwość stworzenia efektywnej antyamerykańskiej koalicji. Poza tym przewaga militarna USA jest przytłaczająca". Wystarczy przytoczyć znamienny przykład: w 1999 r., aby uniknąć problemu roku 2000, rosyjskie komputery w systemach sterowania rakietami balistycznymi modernizowano za amerykańskie pieniądze.
Partnerzy z rozsądku
Rosja i Chiny potrzebują się jednak. Pekin jest wręcz skazany na kooperację wojskową z Moskwą. Dzięki dynamicznemu rozwojowi gospodarczemu ma coraz więcej pieniędzy na modernizację sił zbrojnych, nie ma jednak technologii. Odwrotnie niż Rosja, która nawet w okresie najgłębszego kryzysu nie zrezygnowała z badań nad nowymi rodzajami broni. Specjaliści rosyjscy skonstruowali na przykład nowoczesny samolot Suchoj SU-30MKK, ale armia nie ma na niego pieniędzy. Zamówienie na pierwszą partię nadeszło z Pekinu - Chińczycy kupili 60 maszyn za 2 mld USD. Wcześniej kupili 48 myśliwców SU-27SK i licencję na ich produkcję. Rosja już dziś jest głównym zagranicznym dostawcą uzbrojenia dla chińskiej armii, a wartość kontraktów przekracza 3,2 mld USD rocznie. Zdobycie przez Chiny zaawansowanych technologii militarnych z innych źródeł jest niezwykle trudne.
Tuż przed wizytą Putina w Pekinie Izrael po długotrwałych naciskach ze strony Amerykanów wycofał się z transakcji dotyczącej dostarczenia Chinom nowoczesnego lotniczego systemu wczesnego ostrzegania Phalcon za 250 mln USD. Zirytowani Chińczycy uznali, że Waszyngton traktuje ChRL tak, jak kiedyś traktował ZSRR, stosując taktykę powstrzymywania. W tej sytuacji próbują sobie radzić sami - niekiedy zaskakując ekspertów od uzbrojenia. W czasie pekińskiej parady z okazji 50. rocznicy powstania ChRL po raz pierwszy zademonstrowano rakietę międzykontynentalną Denfeng-31 ("wschodni wiatr"), która może przenosić głowice jądrowe na 8 tys. km. Pokazano także szybki ciężki czołg T-90 i nowy myśliwiec bombardujący Latający Leopard. Wszystko to jednak za mało, by zbudować armię na miarę pragnień władz Chin.
Solą w oku Rosjan i Chińczyków są przede wszystkim amerykańskie plany budowy tzw. narodowego systemu bezpieczeństwa, w którego skład miałby wejść najnowocześniejszy system antyrakietowy NMD. Rosja powołuje się na pryncypia, twierdząc, że naruszy to układ o systemach antyrakietowych z 1972 r. Oba kraje obawiają się, że będzie to niezwykle skuteczna zapora dla ich rakiet. Nie ukrywały też, że temat ten zdominował ostatnie spotkanie w Pekinie, a rozmawiano o tym nie po raz pierwszy. Już w styczniu tego roku, kiedy chiński minister obrony Czi Haotian odwiedził Moskwę, prasa rosyjska ostrzegała, że w razie kontynuowania przez USA prób z nowym systemem antyrakietowym podpisane w 1996 r. chińsko-rosyjskie porozumienie o współpracy w pokojowym wykorzystaniu kosmosu może zostać przekształcone w porozumienie o charakterze wojskowym.
Podczas pekińskiego spotkania Putin i Zemin podkreślali, że wizyta rosyjskiego prezydenta była "istotnym etapem w rozwoju partnerstwa strategicznego między ChRL i Rosją". Do prawdziwego sojuszu wojskowego jest jednak wciąż bardzo daleko. "Moskwa i Pekin mają różne oczekiwania - uważa prof. Michta. - Rosja widzi zbliżenie z Chinami jako drogę do odbudowania po części jej dawnej pozycji międzynarodowej; Chiny zaś koncentrują się na przyszłości Tajwanu, na swej dominującej pozycji w regionie i dążeniu do osłabienia globalnej pozycji Ameryki. Wreszcie oba kraje mają wiele nie rozwiązanych problemów bilateralnych i nadal patrzą na siebie z nieufnością". Dowodem na to jest choćby to, że Moskwa woli sprzedawać Pekinowi broń niż zbrojeniowe know-how.
Sny o potędze
Mimo wszystko Amerykanie nie lekceważą możliwości sojuszu Rosji i Chin, a może nawet Indii. "Byłaby to katastrofa dla USA" - powiedział Charles W. Maynes, prezes waszyngtońskiej Eurasia Foundation. Nie chodzi bynajmniej o groźbę nowej globalnej konfrontacji, lecz przede wszystkim o niebezpieczeństwo utraty kontroli nad rozprzestrzenianiem broni strategicznej. Amerykański wywiad ostrzegł prezydenta Clintona, że prace nad NMD zmobilizują Chiny i Rosję do rozbudowy własnych systemów rakietowych, a doświadczenie pokazuje, że nowe rodzaje rosyjskiej i chińskiej broni prędzej czy później pojawiają się także poza granicami obu państw. O tym, że Moskwa nigdy nie porzuciła prac badawczych nad techniką rakietową, świadczą prowadzone na Kamczatce próby z wielogłowicowym pociskiem typu Topol.
Azjatycki straszak
Kontakty ekonomiczne, stanowiące podstawę budowania sojuszów, w relacjach chińsko-rosyjskich nie wyglądają imponująco. Wartość wzajemnej wymiany handlowej w pierwszej połowie 2000 r. ledwie przekroczyła 3 mld USD. W tej sytuacji deklaracje Putina i Zemina należy traktować raczej jak wielki blef, obliczony głównie na zniechęcenie Waszyngtonu do budowy systemu antyrakietowego NMD oraz potrzeby rosyjskiej i chińskiej polityki wewnętrznej.
Od dziesięciu lat o światowej polityce decydują Stany Zjednoczone. Nic więc dziwnego, że zarówno w Moskwie, jak i Pekinie od czasu do czasu wraca się do pomysłu postraszenia Zachodu aliansem strategicznym Chin i Rosji, a może także Indii. Władze obu państw chciałyby osłabić jednobiegunowy układ współczesnego świata, nie mają jednak dość sił. Paradoks polega na tym, że mogłyby to uczynić jedynie za amerykańskie pieniądze. "Rosyjsko-chińskie zbliżenie nie stanowi natychmiastowego i bezpośredniego zagrożenia dla wiodącej pozycji USA - powiedział 'Wprost' prof. Andrew Michta, politolog z Rhodes College w Tennessee. - Zarówno Rosja, jak i Chiny potrzebują amerykańskiego kapitału, technologii i dostępu do amerykańskiego rynku, co w znacznym stopniu ogranicza ich możliwość stworzenia efektywnej antyamerykańskiej koalicji. Poza tym przewaga militarna USA jest przytłaczająca". Wystarczy przytoczyć znamienny przykład: w 1999 r., aby uniknąć problemu roku 2000, rosyjskie komputery w systemach sterowania rakietami balistycznymi modernizowano za amerykańskie pieniądze.
Partnerzy z rozsądku
Rosja i Chiny potrzebują się jednak. Pekin jest wręcz skazany na kooperację wojskową z Moskwą. Dzięki dynamicznemu rozwojowi gospodarczemu ma coraz więcej pieniędzy na modernizację sił zbrojnych, nie ma jednak technologii. Odwrotnie niż Rosja, która nawet w okresie najgłębszego kryzysu nie zrezygnowała z badań nad nowymi rodzajami broni. Specjaliści rosyjscy skonstruowali na przykład nowoczesny samolot Suchoj SU-30MKK, ale armia nie ma na niego pieniędzy. Zamówienie na pierwszą partię nadeszło z Pekinu - Chińczycy kupili 60 maszyn za 2 mld USD. Wcześniej kupili 48 myśliwców SU-27SK i licencję na ich produkcję. Rosja już dziś jest głównym zagranicznym dostawcą uzbrojenia dla chińskiej armii, a wartość kontraktów przekracza 3,2 mld USD rocznie. Zdobycie przez Chiny zaawansowanych technologii militarnych z innych źródeł jest niezwykle trudne.
Tuż przed wizytą Putina w Pekinie Izrael po długotrwałych naciskach ze strony Amerykanów wycofał się z transakcji dotyczącej dostarczenia Chinom nowoczesnego lotniczego systemu wczesnego ostrzegania Phalcon za 250 mln USD. Zirytowani Chińczycy uznali, że Waszyngton traktuje ChRL tak, jak kiedyś traktował ZSRR, stosując taktykę powstrzymywania. W tej sytuacji próbują sobie radzić sami - niekiedy zaskakując ekspertów od uzbrojenia. W czasie pekińskiej parady z okazji 50. rocznicy powstania ChRL po raz pierwszy zademonstrowano rakietę międzykontynentalną Denfeng-31 ("wschodni wiatr"), która może przenosić głowice jądrowe na 8 tys. km. Pokazano także szybki ciężki czołg T-90 i nowy myśliwiec bombardujący Latający Leopard. Wszystko to jednak za mało, by zbudować armię na miarę pragnień władz Chin.
Solą w oku Rosjan i Chińczyków są przede wszystkim amerykańskie plany budowy tzw. narodowego systemu bezpieczeństwa, w którego skład miałby wejść najnowocześniejszy system antyrakietowy NMD. Rosja powołuje się na pryncypia, twierdząc, że naruszy to układ o systemach antyrakietowych z 1972 r. Oba kraje obawiają się, że będzie to niezwykle skuteczna zapora dla ich rakiet. Nie ukrywały też, że temat ten zdominował ostatnie spotkanie w Pekinie, a rozmawiano o tym nie po raz pierwszy. Już w styczniu tego roku, kiedy chiński minister obrony Czi Haotian odwiedził Moskwę, prasa rosyjska ostrzegała, że w razie kontynuowania przez USA prób z nowym systemem antyrakietowym podpisane w 1996 r. chińsko-rosyjskie porozumienie o współpracy w pokojowym wykorzystaniu kosmosu może zostać przekształcone w porozumienie o charakterze wojskowym.
Podczas pekińskiego spotkania Putin i Zemin podkreślali, że wizyta rosyjskiego prezydenta była "istotnym etapem w rozwoju partnerstwa strategicznego między ChRL i Rosją". Do prawdziwego sojuszu wojskowego jest jednak wciąż bardzo daleko. "Moskwa i Pekin mają różne oczekiwania - uważa prof. Michta. - Rosja widzi zbliżenie z Chinami jako drogę do odbudowania po części jej dawnej pozycji międzynarodowej; Chiny zaś koncentrują się na przyszłości Tajwanu, na swej dominującej pozycji w regionie i dążeniu do osłabienia globalnej pozycji Ameryki. Wreszcie oba kraje mają wiele nie rozwiązanych problemów bilateralnych i nadal patrzą na siebie z nieufnością". Dowodem na to jest choćby to, że Moskwa woli sprzedawać Pekinowi broń niż zbrojeniowe know-how.
Sny o potędze
Mimo wszystko Amerykanie nie lekceważą możliwości sojuszu Rosji i Chin, a może nawet Indii. "Byłaby to katastrofa dla USA" - powiedział Charles W. Maynes, prezes waszyngtońskiej Eurasia Foundation. Nie chodzi bynajmniej o groźbę nowej globalnej konfrontacji, lecz przede wszystkim o niebezpieczeństwo utraty kontroli nad rozprzestrzenianiem broni strategicznej. Amerykański wywiad ostrzegł prezydenta Clintona, że prace nad NMD zmobilizują Chiny i Rosję do rozbudowy własnych systemów rakietowych, a doświadczenie pokazuje, że nowe rodzaje rosyjskiej i chińskiej broni prędzej czy później pojawiają się także poza granicami obu państw. O tym, że Moskwa nigdy nie porzuciła prac badawczych nad techniką rakietową, świadczą prowadzone na Kamczatce próby z wielogłowicowym pociskiem typu Topol.
Więcej możesz przeczytać w 31/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.