Maria Skłodowska-Curie sto lat temu była określana jako „feministyczna i ekscentryczna". Dziennikarze prawicowych pism nazywali ją, z pogardą: cudzoziemką, intelektualistką, utylitarystką, ateistką, ibsenistką, nietzscheanistką. Gdy w 1910 r. kandydowała na członka Francuskiej Akademii Nauk – jako pierwsza kobieta w ponad 200-letniej historii tej szacownej instytucji – nazywano ją żydówką i posądzano o spisek przeciwko katolickiemu kontrkandydatowi („Madame Curie jest wplątana, na swoje nieszczęście, w knowania protestanta i dwóch Izraelitów, którzy nie chcą dopuścić do wyboru katolika Édouarda Branly’ego"). Jej kandydatura nie przeszła.
Octave Mirbeau wyraził wtedy dość powszechną opinię o pomysłach robienia kariery przez kobiety: „Kobieta to nie mózg – pisał – to płeć i tak jest o wiele lepiej. Ma do odegrania w tym świecie tylko jedną rolę – uprawianie miłości, by zachować rasę. Kobieta nadaje się do miłości i do wychowywania dzieci. Niektóre kobiety, rzadkie wyjątki od reguły, zdołały w sztuce bądź w literaturze sprawić wrażenie, że są istotami twórczymi. Ale to są albo kobiety nienormalne, albo po prostu naśladowczynie mężczyzn. Wolę te, które zwie się prostytutkami, bo przynajmniej pozostają w harmonii z naturą wszechświata".
Kandydaturę Skłodowskiej-Curie do Nobla w 1903 r. starano się za wszelką cenę zablokować. W końcu nagrodę dostała nie za odkrycie pierwiastków radioaktywnych, lecz za „wspólne z mężem badania nad zjawiskiem promieniotwórczości". Prasa pisała o Marii Skłodowskiej mniej więcej w tym tonie: „Pani Curie jest pełnym poświęcenia współpracownikiem swojego męża, stąd łączy się jej nazwisko z jego odkryciami", „Panu Curie dzielnie pomaga żona”; pisano nawet, że jej rola polegała przede wszystkim na „podsycaniu w nim świętego ognia”. Bo przecież kobieta nie może być nikim innym jak „pomocnicą” mężczyzny, żoną od zupy i matką od dzieci.
Sądziły tak również kobiety. Dziennikarka Marie-Louise Regnier ostrzegała: „Niechaj kobiety nie postępują wbrew swojej naturze! Niech nie oczekują, że zaspokojenie typowo męskich ambicji stanie się dla nich źródłem satysfakcji. Kobiety są stworzone tylko do miłości... To miłości i macierzyństwu zawdzięczają swój talent".
Po śmierci męża Maria Curie nie mogła przejąć po nim kierownictwa katedry, ponieważ było rzeczą niedopuszczalną, by kobieta wykładała na Sorbonie. W 1911 r. odradzano też jej przyjęcie drugiej Nagrody Nobla (tej, której rocznicę obchodzimy), bo była wtedy uwikłana w skandal obyczajowy spowodowany opublikowaniem jej listów do kochanka Paula Langevina, który był żonaty.
Gdy słyszę dziś pana prezydenta, pana marszałka Senatu, innych panów, a także panie, które mówią o „powołaniu kobiety", o jej tradycyjnej roli i o tym, że wszelkie zmiany w tym zakresie zależą od „natury" i że nie powinno się ich przyspieszać przez „sztuczne” parytety czy śmieszną feministyczną walkę o prawa kobiet, myślę zawsze o Skłodowskiej i wielu innych kobietach takich jak ona. Nie mogła studiować w Polsce. Pierwsze Polki miały prawo do podjęcia studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim dopiero ponad pięćset lat po jego otwarciu (tyle mniej więcej trwają „naturalne procesy” wyrównywania statusu kobiet i mężczyzn), to znaczy na przełomie XIX i XX w., wtedy gdy Maria Curie zapracowała już we Francji na swego pierwszego Nobla.
Gdy czytam ówczesną prasę krytykującą i ośmieszającą kobietę, która podjęła się naukowych wyzwań rzekomo wbrew „naturze", a na pewno wbrew opiniom męskiego establishmentu, wbrew całemu patriarchalnemu społeczeństwu, myślę sobie, że ustanowiony właśnie przez Sejm Rok Marii Skłodowskiej-Curie może być rokiem refleksji o koniecznych i skutecznych mechanizmach emancypacji kobiet. Bo do równości ciągle nam daleko
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.