Brytyjskie biuro podróży Thomas Cook zdecydowało w piątek o ewakuacji około 1800 brytyjskich i irlandzkich turystów oraz 2 tys. Niemców z Tunezji w następstwie tamtejszych niepokojów społecznych i demonstracji. Firma podała również, że jej najbliższe planowane wyloty do Tunezji, które miały nastąpić w niedzielę, zostały odwołane zgodnie z zaleceniem brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych.
Z informacji, jakie zebrała PAP w polskich biurach podróży, wynika, że nasi obywatele przebywają w strefach turystycznych, które nie są objęte zamieszkami. Ewa Zawistowska z biura podróży Triada przekonywała, że sytuacja polityczna w Tunezji nie ma wpływu na ruch turystyczny. - Jesteśmy w kontakcie z MSZ. Według Ambasady RP w Tunisie nie stwierdzono zagrożeń w rejonach odwiedzanych przez Polaków. Zdecydowana większość kurortów znajduje się poza granicami większych aglomeracji, w których nie dochodzi do incydentów - poinformowała Zawistowska.
Piotr Henicz z biura podróży ITAKA powiedział, że firma czeka na rozwój wydarzeń. - Nie podjęliśmy na razie żadnej decyzji o ewakuacji naszych klientów z Tunezji, a także o wstrzymaniu tam naszych lotów. Nasi turyści są tam bezpieczni - podkreślił. Chęci powrotu do kraju nie wyrazili również turyści biura podróży Oasis Tours. Jak powiedział dyrektor generalny Oasis Tours Grzegorz Karolewski, każda prośba o skrócenie wyjazdu zostanie przez biuro zrealizowana. - Klienci są bezpieczni, zamieszki nie są w strefach turystycznych - dodał.
Klienci biura podróży Neckeremann udający się do Tunezji 20 stycznia będą mogli wyjazd ten zamienić na inny kierunek. - Klienci, którzy zarezerwowali wyjazd na najbliższy lot 20 stycznia, mogą bezkosztowo zrezygnować z niego albo zmienić na inny kierunek. Jesteśmy cały czas w kontakcie z przebywającymi tam naszymi turystami. Na razie nie podjęto żadnych decyzji o skróceniu im wakacji - powiedziała Magda Plutecka-Dydoń z Neckereman.
Od ponad trzech tygodni w Tunezji trwają zamieszki społeczne, których podłożem jest wysokie bezrobocie wśród ludzi młodych, korupcja oraz represyjny rząd. Kosztowały one życie, według oficjalnych źródeł - 23 osób, a według opozycji - ponad 50. W piątek nadal trwały demonstracje w położonym w środkowej części kraju mieście Sidi Bouzid, gdzie miesiąc temu rozpoczęły się uliczne protesty przeciwko bezrobociu i biedzie. Według cytowanych przez Reutera świadków, uczestnicy kilkutysięcznego pochodu żądali natychmiastowej dymisji prezydenta Zin el-Abdina Ben Alego.
zew, PAP