Rok temu 10 kwietnia 2010 roku runął nasz świat, w jednym momencie zastygł czas. A tymczasem, znowu przyszła wiosna i toczy się codzienne życie - mówiła w niedzielę na warszawskich Powązkach Jolanta Przewoźnik, wdowa po Andrzeju Przewoźniku.
- Wstrząs, który przeżyliśmy zmienił życie naszych rodzin - podkreśliła wdowa po sekretarzu Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, który zginął pod Smoleńskiem. - Dziś pragniemy tylko żyć w spokoju, godnie, to chyba dobry plan na przyszłość. W naszych domach zostanie jednak już na zawsze puste miejsce przy stole, a na cmentarzu grób z zapalonym światełkiem i słowa modlitwy wypowiadane w cichości serca - mówiła Przewoźnik.
- Coraz więcej też w nas przeszłości i coraz więcej wspomnień, czasami z trudem przebijają się przez pokłady bólu - powiedziała wdowa. - "Powraca obraz naszych bliskich, ich pełne blasku spojrzenie, ciepło uśmiechu i czułość wyciągniętej dłoni - dodała. Przewoźnik podkreśliła, że przyszłość i przeszłość nie jest utrwalona niczym przywołująca wspomnienia fotografia. - Przeszłość nie jest też złotą sztabą, którą możemy zakopać w ziemi i nietkniętą wydobyć po latach - zauważyła. Jak zaznaczyła przeszłość jest obecna tylko o tyle, o ile żyje w teraźniejszości i trwa w naszej pamięci. - Czy ślady naszych bliskich zapiszą się w pamięci żyjących, czy będą je potrafiły odczytać przyszłe pokolenia? - pytała.
Przewoźnik podkreśliła, że rodziny ofiar katastrofy w tym strasznym dniu nie były same. - Chcę podziękować wszystkim za to poczucie wspólnoty od pierwszych chwil po katastrofie, za wyrazy jedności, które dawały nam siłę. Dziękuję za wszystkie te słowa i gesty, które pozwalały nam przetrwać ból i odzyskać wiarę w sens życia - mówiła.pap, ps