- Mój mąż ma zamiar kontynuować głodówkę, póki jego sytuacja nie ulegnie zmianie. Przyjeżdżała do niego komisja lekarska, której powiedział: "albo wyjdę stąd jako normalny człowiek, bo nie ma powodu, by mnie więzić, albo zostanę wyniesiony nogami do przodu" - relacjonowała pani Łucenko po rozmowie z mężem, przetrzymywanym od ponad czterech miesięcy w areszcie śledczym w Kijowie. Według Iryny Łucenko jej małżonek schudł podczas głodówki o 20 kilogramów. Były minister odmawia przyjmowania tzw. mieszanki żywieniowej i kroplówek podawanych przez władze więzienne osobom głodującym i przyjmuje wyłącznie wodę. Żona oceniła stan męża jako "bardzo ciężki".
Łucenko ogłosił głodówkę 22 kwietnia, po tym jak Sąd Apelacyjny w Kijowie przedłużył mu areszt do 27 maja. Sąd argumentował, że były minister musi pozostać w areszcie do czasu, gdy jego adwokaci i inne osoby, którym postawiono zarzuty w jego sprawie, zapoznają się ze wszystkimi materiałami śledztwa. Kilka dni później prokuratura oświadczyła, że były szef MSW spożywa posiłki tak jak inni zatrzymani, a jego bliscy, którzy zaalarmowali, że w związku z głodówką pogorszył się stan jego zdrowia, swymi wypowiedziami chcą "zdyskredytować śledztwo". Rodzina Łucenki nazwała informacje prokuratury "cynicznym kłamstwem".
Prokuratura zarzuca Łucence nadużycia podczas sprawowania urzędu. Chodzi o to, że będąc szefem MSW przyznał swemu kierowcy dodatek emerytalny w wysokości 40 tys. hrywien (ok. 15 tys. złotych), za co grozi nawet osiem lat więzienia. Łucenko uważa, że działania sądu i prokuratury wobec niego mają podtekst polityczny i są wyrazem zwalczania opozycji przez ekipę prezydenta Wiktora Janukowycza. Były minister spraw wewnętrznych pracował w rządzie premier Julii Tymoszenko. Jej również prokuratura zarzuca popełnienie nadużyć w czasie, gdy stała na czele rządu. Tymoszenko uważa, że władze chcą ją ukarać wyrokiem sądowym, gdyż jako osoba karana straciłaby prawo kandydowania w wyborach prezydenckich i parlamentarnych.
PAP, arb