Monika Olejnik po raz drugi zaatakowała mnie publicznie i myślę, że wystarczy. Wiele lat temu rzuciła we mnie pomówieniem, gdyż tylko w taki sposób potrafiła stanąć w obronie swojego kolegi, komunistycznego dziennikarza kanalii, którego rozjechałem listem do „Gazety Wyborczej". Teraz zachowała się podobnie – stając w obronie Jarosława Kaczyńskiego, człowieka, który takich jak ja nazywa zdrajcami, odmówiła mi prawa do wykładania premierowi racji polskiej kultury, bo klnę. Bidula.
Wcześniej jakiejkolwiek racji myślenia odmówił mi Jacek Żakowski. Napracował się strasznie we wszystkich mediach, by zdezawuować Kukiza, Lipińskiego i moje prawo do rozmowy z premierem Tuskiem. „Jak można o poważnych sprawach rozmawiać z grajkami?" – dudnił z całych sił. Zabraliśmy mu wymarzone pięć sekund w historii. Meller się wtedy przejął, ja to zlałem, bo cóż mam powiedzieć? Że Jacek zameldował się w świecie groteski?
A więc byłem nikim, jestem nikim i pozostanę nikim. Teraz już na pewno.
Od kilku tygodni mają miejsce dyskretne sondy wśród artystów rockowych mające wybadać, czy któryś przypadkiem nie odmówi przyjęcia odznaczenia z rąk prezydenta. Planuje się takie wręczanie na 4 czerwca. Nie za to, że są wybitnymi artystami – skądże! – tylko za to, że nie dali się komunie. Sondy są prowadzone na tyle dyskretnie, że całe miasto o nich wie. Toteż przerywam obiecane milczenie. Dwa miesiące temu przekazałem panu ministrowi Nowakowi następującą opinię: „Nigdy nie uważaliście nas za ludzi sztuki, choć byliście naszymi fanami. Przyznanie artystom rockowym odznaczeń pod pretekstem działalności opozycyjnej obraża nas jako twórców, kompozytorów, poetów i wykonawców. Ja bym takiego nie przyjął. Wedle polityków nie jesteśmy godni szacunku jako artyści, respekt nam się należy dopiero wówczas, kiedy zaniesiemy gdzieś jakieś ulotki w stanie wojennym". Poprosiłem na koniec ministra, by jednak odznaczono ludzi sztuki rockowej i artystów popu za to, co dają kulturze narodowej, jak tworzą i kim są, a nie za „antykomunizm". Minister obiecał, że się temu przyjrzy. Nic nie wskórał. „Tego się nie da przeskoczyć, bo opory są straszne” – powiedział mi mój friend Janek Lityński.
Prototyp tego felietonu napisałem w styczniu, kiedy jeszcze nikomu nie świtała w głowie myśl, by czynić z nas bohaterów walki o wolność. Jednego dnia pan prezydent odznaczył liczną grupę wybitnych ludzi polskiej kultury – byli to poeci, malarze, jazzmani, muzealnicy, nauczyciele i krytycy prasowi. Była potężna grupa piętnastu ludzi filmu – i nie było ani jednego artysty rocka, popu czy estrady. Pomyślałem wtedy: nie jesteśmy ze świata kultury. I zapytałem sam siebie: jak długo jeszcze będziemy traktowani jak kundle? Dlaczego nas, autorów tylu pięknych pieśni, mocnych gitar, ostrych słów, rozdzierającego krzyku i pierwotnego rytmu, nie uznaje się za ludzi sztuki?
Zapytałem więc po kilku miesiącach pana Nowaka, jak to możliwe, żeby nigdy nie odznaczono genialnego Józka Skrzeka za to, że tchnął w polskich artystów energię i umiejętność tworzenia muzyki na światowym poziomie? Dlaczego nikt nie wyróżnił Haliny Frąckowiak za jej nieokiełznanie i poszerzenie świata popkultury od prostego bigbitu aż po poezję Stachury? Dlaczego żaden z dygnitarzy nie pochyli głowy przed niecodziennym multitalentem Kasi Nosowskiej i wichrzącymi myślami Kazika Staszewskiego?
Gdybym tamten felieton dokończył i opublikował, może ludzie prezydenta by się zmitygowali. Ale tak się nie stało. Moja wina. Teraz pozostaje mi więc tylko gorzko poinformować, że ochłapowe odznaczenia dla mnie nie mają znaczenia. One po raz kolejny ranią polską sztukę rockową, odbierając jej resztkę godności. Wplatają ją w polityczne konotacje i wiece wyborcze. Jeśli nie jestem człowiekiem sztuki – opozycjonistą nie byłem tym bardziej.
Słówko do kolegów artystów, do których dotrze Kancelaria Prezydenta: nie przejmujcie się mną nic a nic. Dla was to mogą być bardzo ważne wyróżnienia, kto wie, czy nie jedyna okazja w życiu. W moim niczego nie zmienią. Zapamiętajcie jedynie: nie do nas strzelano, lecz do Zbyszka Bujaka; nie my siedzieliśmy w więzieniu, lecz Jacek Kuroń; nie nasze kopano po brzuchu żony w ciąży, jak kopano żonę Zbyszka Janasa. Myśmy tylko grali, najlepiej, jak potrafiliśmy, to wszystko.
PS
Inne opisywane przeze mnie sprawy na http://pokazywarka.pl/vuuj28/ZH
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.