Grabarczyk i jego spółdzielnia

Grabarczyk i jego spółdzielnia

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Gdy premier podchodzi do lustra, zarzuca głowę i majestatycznie przeczesuje włosy. Wszyscy wiedzą, że chodzi o Cezarego Grabarczyka. A gdy broni go po kolejnej wpadce, to wiadomo, że idzie o spółdzielnię.
Ostatnie dni były dla Grabarczyka trudne. Nie tylko ze względu na kłopoty z A2. Minister poważnie podpadł Donaldowi Tuskowi z jeszcze jednego powodu. Dwa tygodnie temu doprowadził do powołania do władz spółki PKP Energetyka Andrzeja Wacha. Tego samego, którego pięć miesięcy temu – na żądanie szefa rządu – odwołał z funkcji prezesa całej kolejowej grupy. Powtórne wprowadzenie Wacha do PKP, tylnymi drzwiami i wbrew Tuskowi, skończyło się dla Grabarczyka wezwaniem do kancelarii premiera.

Kiedy premier jest naprawdę zły, nie krzyczy ani nie przeklina. Mówi chłodno i niezbyt głośno, staje się za to bardzo przykry. Jeśli kiedykolwiek ma wilcze oczy, to właśnie wtedy. Na spotkaniu było wszystko –  zaciśnięte zęby, spokojny ton i nieprzyjemny wzrok. Rozmowa na temat Wacha była krótka. – Albo ty wyrzucisz jego, albo ja wyrzucę ciebie. Wybieraj – powiedział Grabarczykowi Tusk. Dzień później Wach był znów bez pracy. Wizyta w Alejach Ujazdowskich musiała być dla Grabarczyka wyjątkowo nieprzyjemna, bo następnego dnia minister nawet nie pojawił się na posiedzeniu rządu. Posłał swojego zastępcę Radosława Stępnia, czym jeszcze bardziej rozzłościł Tuska. To samo chciał zrobić dwa dni później podczas sejmowej debaty na temat stanu przygotowań dróg i autostrad. Ostatecznie musiał zmienić plany – przyjazd do Sejmu nakazał mu Tusk.

Skąd bierze się siła Cezarego Grabarczyka w Platformie, który konkuruje z marszałkiem Schetyną o pierwszą pozycję po Tusku, i czym jest tzw. spółdzielnia - o tym w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 13 czerwca