- Każdy skądś przychodzi i trochę zmienia swoje poglądy - tak o transferach lewicowych polityków do PO mówi prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Gronkiewicz-Waltz przypomina, że wcześniej Platforma ściągała polityków prawicowych - Radosława Sikorskiego czy Bogdana Borusewicza. - Nawet premier i prezydent wywodzą się z innych środowisk politycznych - podkreśla prezydent stolicy w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Gronkiewicz-Waltz przyznaje, że dzisiejsza Platforma jest bardziej socjalna niż wówczas, gdy obecna prezydent stolicy do niej wstępowała. - Jest mniej liberalna, niż była w swoich założeniach. Godzi się na większą interwencję państwa w życie gospodarcze i nawet w życie jednostki. Walka z dopalaczami, przekazanie części składek do OFE państwowego ZUS itp. To nie były posunięcia liberalne - podkreśla. Gronkiewicz-Waltz dodaje jednocześnie, że "u niej nic się nie zmieniło" i "ma takie poglądy jak miała". - Dzisiaj zajmuję się Warszawą, ale gdybym była w Sejmie, to głosowałabym tak, jak uważam - zapewnia.
Mówiąc o transferach do PO Gronkiewicz-Waltz podkreśla, że ich wartość zweryfikuje przyszłość. - Nie jestem aż takim politycznym wróżbitą. Może konkretnego zysku z tych transferów nie będzie. Gdybym ja miała decydować, to uznałabym, że warto podjąć takie ryzyko. Bo jest to ryzyko - zaznacza.
- Partia jest po to, by wygrywać wybory. Są ludzie, którzy są na tyle znani w swoim regionie, że wygrają, choć nie startują z pierwszego miejsca. Gdy Marian Krzaklewski startował z pierwszego miejsca, to Elżbieta Łukaciejewska była bardzo rozczarowana, że znalazła się na liście za nim. I pamiętam, że Donald Tusk mówił jej: Ela, walcz, może to ty będziesz zwycięzcą. Partia nie jest, nie powinna być sektą osób, które są ze sobą powiązane wzajemnymi układami. Jeśli wspieram kogoś dlatego, że jest w aparacie partyjnym, to jest to zachowanie sekciarskie - w taki sposób prezydent Warszawy odpowiada na pytanie, czy nie jest niemoralne iż nowe nabytki zajmują na listach miejsca, na których mieli znaleźć się wieloletni działacze PO.
Mówiąc o transferach do PO Gronkiewicz-Waltz podkreśla, że ich wartość zweryfikuje przyszłość. - Nie jestem aż takim politycznym wróżbitą. Może konkretnego zysku z tych transferów nie będzie. Gdybym ja miała decydować, to uznałabym, że warto podjąć takie ryzyko. Bo jest to ryzyko - zaznacza.
- Partia jest po to, by wygrywać wybory. Są ludzie, którzy są na tyle znani w swoim regionie, że wygrają, choć nie startują z pierwszego miejsca. Gdy Marian Krzaklewski startował z pierwszego miejsca, to Elżbieta Łukaciejewska była bardzo rozczarowana, że znalazła się na liście za nim. I pamiętam, że Donald Tusk mówił jej: Ela, walcz, może to ty będziesz zwycięzcą. Partia nie jest, nie powinna być sektą osób, które są ze sobą powiązane wzajemnymi układami. Jeśli wspieram kogoś dlatego, że jest w aparacie partyjnym, to jest to zachowanie sekciarskie - w taki sposób prezydent Warszawy odpowiada na pytanie, czy nie jest niemoralne iż nowe nabytki zajmują na listach miejsca, na których mieli znaleźć się wieloletni działacze PO.
"Rzeczpospolita", arb