Rosyjski ekspert: błędy kontrolerów nie przesądziły o katastrofie. Zawinili polscy piloci

Rosyjski ekspert: błędy kontrolerów nie przesądziły o katastrofie. Zawinili polscy piloci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. FORUM 
Rosyjski ekspert od katastrof lotniczych Władimir Gierasimow, zapytany o ustalenia polskiego raportu o okolicznościach katastrofy smoleńskiej, zwrócił uwagę na błędne oparcie się załogi prezydenckiego Tu-154 na wskazaniach radiowysokościomierza oraz na brak systemu ILS na lotnisku. Gierasimow ocenił, że odchylenia od kursu i ścieżki, w których znajdował się samolot w chwili, gdy rosyjski kontroler informował załogę, że parametry są właściwe, mogły jedynie "utrudnić pilotowanie" i nie były decydujące dla powstania "sytuacji awaryjnej".
Gierasimow zwrócił uwagę, że na zachowanie pilotów negatywnie mógł wpłynąć fakt, że nie kontrolowali wysokości za pomocą wysokościomierza barometrycznego, a tylko radiowysokościomierza. - Wysokościomierz barometryczny wskazuje wysokość w stosunku do lotniska, radiowysokościomierz - w stosunku do miejscowości, nad którą przelatuje samolot. Jeśli jest ona położona na tej samej wysokości, to te wskazania będą jednakowe. Jeśli zaś jest nizina, tak jak to było w Smoleńsku, to radiowysokościomierz będzie pokazywać większą wysokość, niż wysokościomierz barometryczny. U pilotów może powstać złudzenie, że lecą powyżej wzorcowej ścieżki - wyjaśnił Gierasimow.

 

Wszystko o raporcie Millera we Wprost24

Znaczące błędy załogi...

Rosjanin zauważył, że "nawigator powinien podawać wysokość, podchodząc do lądowania, właśnie według radiowysokościomierza, jeśli nie ma tam wzniesień i obniżeń terenu". - By podawać wysokość na podstawie wysokościomierza barometrycznego, trzeba było znać rzeźbę terenu przy zejściu do lądowania. Myślę, że oni jej nie znali, dlatego podawali wysokość według radiowysokościomierza i wydawało im się, że lecą wyżej - podkreślił rosyjski ekspert. Gierasimow zaznaczył też, że przycisk "uchod" (odejście), którego według raportu użyła załoga, próbując wykonać odejście na autopilocie, działa tylko przy obecności systemu ILS na lotnisku. - Tutaj tego nie było, tak więc odejście w trybie automatycznym nie było możliwe i naturalnie, przycisk również nie działał - podkreślił Gierasimow.

i nieznaczące błędy kontrolerów

Pytany o działania rosyjskich kontrolerów, którzy według raportu błędnie informowali załogę, że samolot jest na ścieżce i na kursie, choć w istocie miał on odchylenia, Gierasimow powiedział że "głównym zadaniem samolotu przed wysokością decyzji jest znalezienie się w pozycji umożliwiającej lądowanie". - To, co było na 9, 10, 15 kilometrze - były odchylenia, ale można je było nadrobić. Jeśli na ósmym kilometrze samolot był powyżej ścieżki, trzeba się zorientować na ile, i czy miał możliwość "dogonić ją", czyli wejść na nią do wysokości decyzji - tłumaczył. - Ten czynnik mógł utrudnić pilotowanie, ale wpłynąć, okazać sprzyjające jakieś działanie na powstanie i rozwój sytuacji awaryjnej nie mógł - dodał.

"Polacy oderwali się od pilotowania"

Komentując zawarte w raporcie informacje o drzewach i krzakach zasłaniających sygnalizację świetlną lotniska w Smoleńsku, ekspert powiedział, że znajdowały się one "poza zakresem świateł zejścia do lotniska". Przyznał przy tym, że "istnieją określone wymagania dotyczące wysokości przeszkód sztucznych i naturalnych w strefie lotniska, zejścia do lądowania oraz startu i jeśli drzewa były wyższe, powinny być przycięte". Jego zdaniem, błąd Polaków "polegał na tym, że oderwali się od pilotowania na przyrządach w poszukiwaniu kontaktu wzrokowego z naziemnymi punktami orientacyjnymi. W rezultacie, stracili kontrolę nad pionową szybkością schodzenia i samolot zszedł poniżej ścieżki". - Przy schodzeniu do lądowania po wzorcowej ścieżce z prędkością 3,5 m/s samolot odchodzi na drugi krąg z wysokości 10 metrów, a jeśli szybkość pionowa sięga 8 m/s, to minimalna wysokość odejścia to 40-50 metrów. Jeśli oni lecieli z taką prędkością pionową, powyżej 8 m/s, to mieli minimalną wysokość odejścia około 50 metrów. Czyli, zbyt późno zaczęli odchodzić na drugi krąg. Potem stracili czas, kiedy naciskali przycisk odejścia, mając nadzieję, że odejdą w trybie automatycznym - ocenił Gierasimow.

PAP, arb