Prezes PiS powiedział ziobrystom "nie"
Do tej pory powyborcze rozliczenia w PiS zawsze wyglądały tak samo: winę zwalano na sztabowców, a prezes umywał od wszystkiego ręce. W 2007 r. odpowiedzialni za porażkę okazali się spin doktorzy, którzy namówili Kaczyńskiego na debatę z Tuskiem i nie zrozumieli, że ludzie mają już dość epatowania wojną z „układem". Trzy lata później winni byli Joanna Kluzik-Rostkowska, Elżbieta Jakubiak i Paweł Poncyljusz – nie pozwolili prezesowi mówić o Smoleńsku, przesadzili z łagodzeniem jego wizerunku
Teraz jest inaczej. W partii po raz pierwszy pojawiają się głosy, że największym problemem PiS jest sam Kaczyński.
– Jarosław jest na najlepszej drodze, żeby zniszczyć nie tylko PiS, lecz także całą prawicę. Tusk zaraz zacznie się ustawiać w roli tego, który powstrzymuje szaleństwa dwóch skrajnych partii – PiS i Ruchu Palikota. Efekt będzie taki, że obie spotkają się na poziomie 20 proc. głosów. Tyle że Palikot kiedyś w końcu wejdzie do koalicji z Platformą, a my nie. Wtedy w Warszawie będzie nie Budapeszt Orbána, lecz Madryt Zapatero – denerwuje się jeden z naszych rozmówców.Kto najgłośniej mówi o rozliczeniu w partii? Dlaczego? Kto uważa, że dla Kaczyńskiego partia jest całym życiem? Dla którego z europosłów PiS szykowana jest "polityczna laweta". O sytuacji w Prawie i Sprawiedliwości czytaj w najnowszym "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku.