Prestiżowa nagroda The Best Living Composer of the Year (Najlepszy Żyjący Kompozytor Roku) zostanie przyznana na targach Midem Classique w Cannes (23-27 stycznia) Krzysztofowi Pendereckiemu.
- Tytuł, jaki otrzymam w Cannes, jest dla mnie szczególnie ważny. Oczywiście, na jeden rok. Co będzie dalej, nie wiadomo - żartuje z nazwy kompozytor. To wyróżnienie zostanie przyznane na Midem po raz trzeci. Wcześniej laureatami byli: wybitny amerykański twórca ezoterycznych i wizjonerskich kompozycji George Crumb oraz Henri Dutilleux, najwybitniejszy z żyjących kompozytorów francuskich. Rok temu na targach muzycznych w Cannes po raz pierwszy pojawiła się oficjalna delegacja z Polski na czele z ówczesną minister kultury Joanną Wnuk-Nazarową oraz koordynatorem Roku Chopinowskiego Grzegorzem Michalskim. Wraz z organizatorami imprezy zainicjowali oni projekt pierwszej polskiej prezentacji, która odbędzie się w tym roku na Midem Classique. Wejście będzie mocne: poza naszym stoiskiem (gdzie zaprezentuje się osiem firm fonograficznych) i ogłoszeniem Nagrody Chopinowskiej dla najlepszego nagrania utworów tego twórcy niezwykłą rangę będzie miało utytułowanie Krzysztofa Pendereckiego. Wystąpi on również jako dyrygent, prowadząc swą Penderecki Festival Orchestra (rozszerzona Sinfonia Varsovia) i Chór Filharmonii Narodowej w pierwszym we Francji wykonaniu "Siedmiu bram Jerozolimy". Orkiestra da też drugi koncert poświęcony muzyce polskiej (Chopin, Marek Stachowski, Marcel Chyrzyński, Paweł Mykietyn) pod batutą Jacka Kaspszyka, z udziałem pianistki Ewy Pobłockiej. Przejazd i występ artystów sponsorują Telekomunikacja Polska SA, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i PLL LOT. To tradycja - Midem nie pokrywa kosztów występów laureatów, na przykład zeszłoroczny koncert utworów Dutilleux finansowało francuskie ministerstwo kultury.
Krzysztof Penderecki przejdzie do historii muzyki. Nie wiadomo tylko, czy jako awangardzista, czy jako klasyk
Na targach będą też promowane nowe płyty z utworami Pendereckiego: jedna polska wydana przez CD Accord (z nagraniem "Siedmiu bram Jerozolimy" w wiedeńskim Musikverein) oraz kilka przygotowanych przez niemieckie wytwórnie Wergo i Naxos. Ta ostatnia wyprodukowała kasetę z wszystkimi (dotychczas) pięcioma symfoniami laureata w wykonaniu Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod batutą Antoniego Wita.
Trudno zliczyć zaszczyty, jakich Penderecki dostąpił od czasu, gdy w roku 1959 jako 26-letni asystent w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej potrójnie wygrał Konkurs Młodych Kompozytorów, nadsyłając trzy utwory pod różnymi godłami - "Strofy" (pierwsza nagroda), "Psalmy Dawida" i "Emanacje" (dwie drugie nagrody). Odznaczyły go Niemcy, Księstwo Monako, Austria i Polska; doktoraty honoris causa przyznały mu uniwersytety w Rochester, Bordeaux, Leuven, Belgradzie, Waszyngtonie, Madrycie, Glasgow, Poznaniu i Warszawie. Do zaszczytów jest więc przyzwyczajony. Tytuł najlepszego żyjącego kompozytora, choćby tylko na rok, jest jednak szczególny. Ze sławą kompozytorską bywa różnie - o wielu twórcach popularnych i cieszących się uznaniem w swej epoce w późniejszych czasach się zapomina. O Pendereckim można powiedzieć już dziś, że jego nazwisko zapisze się w historii muzyki. Rodzi się jednak pytanie, czy dotyczy to całej jego twórczości, czy tylko pewnej części (a jeśli tak, to której). Kompozytor zmieniał przecież swój styl. Nie jest wprawdzie pod tym względem rekordzistą - największym muzycznym proteuszem XX w. był Igor Strawiński, który dokonał wielu gwałtownych zwrotów stylistycznych.
Penderecki przeprowadził z pewnością jeden bardzo spektakularny - z zagorzałego awangardzisty stał się kontynuatorem tradycji. Szczególne jest jednak to, że w pewnym sensie jest to zwrot pozorny: w dziełach okresu "tradycyjnego" można bowiem znaleźć wiele cech, które pojawiały się już wcześniej, w utworach okresu "awangardowego". Zmiany w muzyce Pendereckiego wyznaczają linię ewolucyjną. Młodzieńczy styl artysty - w takich utworach, jak "Tren ofiarom Hiroszimy", "Emanacje", "Anaklasis", "Polymorphia", "Fluorescencje", "Kosmogonia", cykl "De natura sonoris" - to eksplozja wyobraźni dźwiękowej i radykalizm w przekraczaniu barier wyznaczonych przez tradycyjne sposoby gry. Te kompozycje wyznaczały nieznane szlaki, były nowe i odkrywcze. Do dziś zaskakują niespożytą energią, wciąż silnie działającą na słuchaczy. Z czasem twórczość Pendereckiego coraz bardziej wyrażała szacunek dla muzycznej przeszłości. Kompozytor wiedział, że w latach 50. i 60. trzeba tworzyć awangardowo, ale już pod koniec szóstej dekady tego stulecia przewidywał łączenie w jednym utworze różnych stylów oraz powrót do tradycji i do wielkich, monumentalnych form, w tym religijnych. Powstała w roku 1967 "Pasja według św. Łukasza" była po prostu skazana na sukces, podobnie późniejsza "Jutrznia" czy "Magnificat". W PRL sukces ten nabierał dodatkowego posmaku - Kościół był przecież wówczas jedyną legalną opozycją. Na koncerty Pendereckiego pchały się tłumy. Również na świecie coraz silniej odczuwano potrzebę powrotu do spraw wielkich i ważnych. "Pasja" i "Jutrznia" zostały skomponowane na zamówienie Westdeutscher Rundfunk, "Kosmogonia" - ONZ, pierwsza opera Pendereckiego "Diabły z Loudun" - Opery Monachijskiej, a druga, czyli "Raj utracony" według Miltona - przez operę w Chicago. Ostatni z tych utworów całkowicie reprezentował kolejną fazę twórczości kompozytora - "retro", muzyki gęstej i masywnej, odnoszącej się do utworów neoromantycznych, dzieł Mahlera, Brucknera i Wagnera. Kulminacją tego stylu jest monumentalne "Polskie Requiem", powstałe w trudnych dla kraju latach 1980-1984 i będące tego czasu wyrazem.
Dla Pendereckiego charakterystyczne jest również zamiłowanie do kontrastów. Po serii dzieł monumentalnych tworzy on utwory kameralne (niekiedy równolegle), po muzyce poważnej, czasem wręcz ponurej - utwory lżejsze, pełne humoru, jak opera "Ubu Król". Tak było również w ostatnich latach. Po serii wielkich form, tym razem operujących łatwiejszym dla słuchacza językiem - jak "Siedem bram Jerozolimy" czy "Credo" - na przełomie tysiącleci powrócił z pewną przekorą do utworów instrumentalnych, kameralnych. Po sukcesie II koncertu skrzypcowego "Metamorfozy", którego nagranie w wykonaniu Anne-Sophie Mutter zdobyło nagrodę Grammy dla najlepszego utworu współczesnego, dla tej słynnej niemieckiej skrzypaczki napisał sonatę na skrzypce i fortepian (prawykonanie odbędzie się w kwietniu w Londynie). Teraz pracuje nad "Sekstetem" - w prawykonaniu mają uczestniczyć tak wspaniali muzycy, jak Mstisław Rostropowicz i Krystian Zimerman. W historii muzyki zwykło się dzielić kompozytorów na przecierających nowe szlaki awangardzistów i klasyków, doskonalących styl już istniejący i zakotwiczony w świadomości odbiorców. Do tej drugiej kategorii należy między innymi Jan Sebastian Bach, który w okresie wczesnego klasycyzmu pisał genialne dzieła stanowiące kwintesencję późnego, dojrzałego baroku. Jego synowie, oddani już nowej epoce, nazywali go złośliwie "starą peruką". Wprawdzie także mają oni swe miejsce w historii, ale to twórczość ich ojca bardziej cenimy. Wypływa stąd wniosek, że żadna z postaw - awangardowa czy zachowawcza - nie jest lepsza. Penderecki reprezentował obie.
Krzysztof Penderecki przejdzie do historii muzyki. Nie wiadomo tylko, czy jako awangardzista, czy jako klasyk
Na targach będą też promowane nowe płyty z utworami Pendereckiego: jedna polska wydana przez CD Accord (z nagraniem "Siedmiu bram Jerozolimy" w wiedeńskim Musikverein) oraz kilka przygotowanych przez niemieckie wytwórnie Wergo i Naxos. Ta ostatnia wyprodukowała kasetę z wszystkimi (dotychczas) pięcioma symfoniami laureata w wykonaniu Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod batutą Antoniego Wita.
Trudno zliczyć zaszczyty, jakich Penderecki dostąpił od czasu, gdy w roku 1959 jako 26-letni asystent w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej potrójnie wygrał Konkurs Młodych Kompozytorów, nadsyłając trzy utwory pod różnymi godłami - "Strofy" (pierwsza nagroda), "Psalmy Dawida" i "Emanacje" (dwie drugie nagrody). Odznaczyły go Niemcy, Księstwo Monako, Austria i Polska; doktoraty honoris causa przyznały mu uniwersytety w Rochester, Bordeaux, Leuven, Belgradzie, Waszyngtonie, Madrycie, Glasgow, Poznaniu i Warszawie. Do zaszczytów jest więc przyzwyczajony. Tytuł najlepszego żyjącego kompozytora, choćby tylko na rok, jest jednak szczególny. Ze sławą kompozytorską bywa różnie - o wielu twórcach popularnych i cieszących się uznaniem w swej epoce w późniejszych czasach się zapomina. O Pendereckim można powiedzieć już dziś, że jego nazwisko zapisze się w historii muzyki. Rodzi się jednak pytanie, czy dotyczy to całej jego twórczości, czy tylko pewnej części (a jeśli tak, to której). Kompozytor zmieniał przecież swój styl. Nie jest wprawdzie pod tym względem rekordzistą - największym muzycznym proteuszem XX w. był Igor Strawiński, który dokonał wielu gwałtownych zwrotów stylistycznych.
Penderecki przeprowadził z pewnością jeden bardzo spektakularny - z zagorzałego awangardzisty stał się kontynuatorem tradycji. Szczególne jest jednak to, że w pewnym sensie jest to zwrot pozorny: w dziełach okresu "tradycyjnego" można bowiem znaleźć wiele cech, które pojawiały się już wcześniej, w utworach okresu "awangardowego". Zmiany w muzyce Pendereckiego wyznaczają linię ewolucyjną. Młodzieńczy styl artysty - w takich utworach, jak "Tren ofiarom Hiroszimy", "Emanacje", "Anaklasis", "Polymorphia", "Fluorescencje", "Kosmogonia", cykl "De natura sonoris" - to eksplozja wyobraźni dźwiękowej i radykalizm w przekraczaniu barier wyznaczonych przez tradycyjne sposoby gry. Te kompozycje wyznaczały nieznane szlaki, były nowe i odkrywcze. Do dziś zaskakują niespożytą energią, wciąż silnie działającą na słuchaczy. Z czasem twórczość Pendereckiego coraz bardziej wyrażała szacunek dla muzycznej przeszłości. Kompozytor wiedział, że w latach 50. i 60. trzeba tworzyć awangardowo, ale już pod koniec szóstej dekady tego stulecia przewidywał łączenie w jednym utworze różnych stylów oraz powrót do tradycji i do wielkich, monumentalnych form, w tym religijnych. Powstała w roku 1967 "Pasja według św. Łukasza" była po prostu skazana na sukces, podobnie późniejsza "Jutrznia" czy "Magnificat". W PRL sukces ten nabierał dodatkowego posmaku - Kościół był przecież wówczas jedyną legalną opozycją. Na koncerty Pendereckiego pchały się tłumy. Również na świecie coraz silniej odczuwano potrzebę powrotu do spraw wielkich i ważnych. "Pasja" i "Jutrznia" zostały skomponowane na zamówienie Westdeutscher Rundfunk, "Kosmogonia" - ONZ, pierwsza opera Pendereckiego "Diabły z Loudun" - Opery Monachijskiej, a druga, czyli "Raj utracony" według Miltona - przez operę w Chicago. Ostatni z tych utworów całkowicie reprezentował kolejną fazę twórczości kompozytora - "retro", muzyki gęstej i masywnej, odnoszącej się do utworów neoromantycznych, dzieł Mahlera, Brucknera i Wagnera. Kulminacją tego stylu jest monumentalne "Polskie Requiem", powstałe w trudnych dla kraju latach 1980-1984 i będące tego czasu wyrazem.
Dla Pendereckiego charakterystyczne jest również zamiłowanie do kontrastów. Po serii dzieł monumentalnych tworzy on utwory kameralne (niekiedy równolegle), po muzyce poważnej, czasem wręcz ponurej - utwory lżejsze, pełne humoru, jak opera "Ubu Król". Tak było również w ostatnich latach. Po serii wielkich form, tym razem operujących łatwiejszym dla słuchacza językiem - jak "Siedem bram Jerozolimy" czy "Credo" - na przełomie tysiącleci powrócił z pewną przekorą do utworów instrumentalnych, kameralnych. Po sukcesie II koncertu skrzypcowego "Metamorfozy", którego nagranie w wykonaniu Anne-Sophie Mutter zdobyło nagrodę Grammy dla najlepszego utworu współczesnego, dla tej słynnej niemieckiej skrzypaczki napisał sonatę na skrzypce i fortepian (prawykonanie odbędzie się w kwietniu w Londynie). Teraz pracuje nad "Sekstetem" - w prawykonaniu mają uczestniczyć tak wspaniali muzycy, jak Mstisław Rostropowicz i Krystian Zimerman. W historii muzyki zwykło się dzielić kompozytorów na przecierających nowe szlaki awangardzistów i klasyków, doskonalących styl już istniejący i zakotwiczony w świadomości odbiorców. Do tej drugiej kategorii należy między innymi Jan Sebastian Bach, który w okresie wczesnego klasycyzmu pisał genialne dzieła stanowiące kwintesencję późnego, dojrzałego baroku. Jego synowie, oddani już nowej epoce, nazywali go złośliwie "starą peruką". Wprawdzie także mają oni swe miejsce w historii, ale to twórczość ich ojca bardziej cenimy. Wypływa stąd wniosek, że żadna z postaw - awangardowa czy zachowawcza - nie jest lepsza. Penderecki reprezentował obie.
Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.