Zobacz galerię zdjęć z Marszu Niepodległości
Wcześniej ogłoszono, że decyzję o delegalizacji "Marszu Niepodległości" wydał stołeczny ratusz tuż po 15 na wniosek policji - o decyzji tej poinformował rzecznik ratusza Bartosz Mielczarczyk. Rzecznik dodał, że decyzja została wręczona organizatorom, którzy jednak się do niej nie zastosowali. - W tej chwili zgromadzenie to ma charakter nielegalny - podkreślił Mielczarczyk. Obecnie uczestnicy marszu przemieszczają się przez Rondo Jazdy Polskiej, na południe od pl. Konstytucji.
Mieli maszerować - zaczęli się bić
Rzecznik stołecznej policji Maciej Karczyński wyjaśnił, że "pomimo zapewnień organizatorów o pokojowym charakterze wyrażania swoich przekonań, w kierunku funkcjonariuszy poleciały petardy, race i kamienie". - Użyliśmy gazu, wody i pałek - dodał. Podkreślił przy tym, że wcześniej policja apelowała o zachowania zgodne z prawem.
Tuż przed rozpoczęciem marszu, ok. 15 na rogu pl. Konstytucji i ul. Koszykowej doszło do przepychanek uczestników marszu z kordonem policji oddzielającym ich od uczestników organizacji lewicowych. Uczestnicy marszu napierali na kordon - policja użyła armatek wodnych i pałek, użyto tez gazu łzawiącego. W stronę policjantów poleciały kamienie. Niektórzy uczestnicy marszu byli zamaskowani, wielu miało emblematy różnych klubów piłkarskich. Nad demonstrantami powiewały setki biało-czerwonych flag - widać też pojedyncze flagi Słowacji, Chorwacji, Serbii. Na nielicznych transparentach można było przeczytać nazwy organizacji jak ONR, Obóz Wielkiej Polski, Solidarni 2010.
Przed 15 na pl. Konstytucji zaczęły wybuchać petardy, rzucane w stronę kordonu policjantów w pełnym rynsztunku. Policja wezwała uczestników marszu do zachowań zgodnych z prawem. O spokój apelował też prezes Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki.
Policja ostrzega: będziemy zdecydowani
- W wyniku starć demonstrantów z policją w centrum Warszawy rannych zostało ośmiu policjantów, z czego trzech trafiło do szpitali - poinformował rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Sokołowski. Uczestnicy demonstracji na placu Konstytucji zaatakowali policjantów, którzy zostali obrzuceni różnymi przedmiotami. W ich kierunku poleciały m.in. butelki i kamienie. - Trzech rannych policjantów zostało przewiezionych do szpitala, pięciu innym udzielono pomocy medycznej na miejscu - sprecyzował Sokołowski, który zastrzegł jednak, że nie jest to ostateczny bilans, a liczba poszkodowanych może się zwiększyć.
Sokołowski podkreślił, że w związku z naruszenie porządku publicznego policja zdecydowała się na użycie środków przymusu bezpośredniego. Funkcjonariusze użyli armatek wodnych, pałek i gazu. - Sytuacja została już opanowana - zapewnił. Rzecznik policji zaapelował też do uczestników marszu o zachowanie spokoju. - Policja będzie stanowczo reagować na chuligańskie zachowania i przypadki łamania prawa - podkreślił.
- 21 osób rannych w zamieszkach do jakich doszło w Warszawie zostało przewiezionych do szpitali - poinformował rzecznik pogotowia Marek Niemirski. Poszkodowani zostali przewiezieni do szpitali przy ul. Banacha, Solec, Lindleya, Stępińskiej i lecznicy MSWiA. Wśród rannych jest dwóch policjantów. Stan osób, które trafiły do szpitali, jest stabilny - zapewnił rzecznik. - Doznali obrażeń w wyniku pobić, potłuczeń. Cały czas mamy pełne ręce roboty, docierają kolejne zgłoszenia z Placu na Rozdrożu, pl. Konstytucji, z metra. Ratownicy są na ulicach - relacjonował Niemirski. - Policja będzie analizowała zapisy m.in. monitoringu miejskiego z "Marszu Niepodległości" podczas, którego doszło do starć, i na tej podstawie identyfikowała osoby, które złamały prawo - zapewnił Sokołowski.
"Polska wolna od faszyzmu!". Kolorowa Niepodległa blokuje ul. MarszałkowskąMarsz do Dmowskiego i płonący wóz TVN-u
Pokojową blokadę marszu zapowiedziało skupiające m.in. środowiska określane jako antyfaszystowskie Porozumienie 11 Listopada, które organizuje wiec "Kolorowa Niepodległa". Wiec rozpoczął się w południe na ul. Marszałkowskiej, na odcinku pomiędzy pl. Konstytucji a Rondem Dmowskiego. Organizatorzy wiecu chcieli zablokować marsz. - Nasz cel został osiągnięty, "Marsz Niepodległości", zorganizowany przez organizacje neofaszystowskie, nie przeszedł przez centrum Warszawy trasą, którą sobie zamierzył. Na razie jesteśmy tu bezpieczni, ale chcemy też bezpiecznie wrócić do domu - tłumaczył Roman Kurkiewicz z Porozumienia 11 listopada, które organizowało "Kolorową Niepodległą". Kurkiewicz podkreślił, że uczestnicy "Kolorowej Niepodległej" od kilku godzin znajdują się w jednym miejscu, na nikogo nie napadają i niczego nie forsują. - Teraz trwa tu zabawa, gra muzyka, ludzie śpiewają, bawią się, grają na bębnach, rozmawiają - relacjonował. Przyznał też, że uczestnicy wiecu byli kilkakrotnie atakowani przez kilkudziesięcioosobowe bojówki narodowców, które próbowały się wedrzeć w środek ich manifestacji. - To się jednak nie udało. Policja odparła te próby - zaznaczył.
Tymczasem uczestnikom Marszu Niepodległości udało się wyruszyć z Placu Konstytucji i ostatecznie dotarli oni pod pomnik Romana Dmowskiego na Placu na Rozdrożu - punktu docelowego marszu. Podczas marszu wznoszono okrzyki np.: "Precz z Brukselą", "Bóg, Honor, Ojczyna", "Kłamstwa Michnika wyrzuć do śmietnika!", "Bohaterom cześć i chwała!", "Roman Dmowski wyzwoliciel Polski". Kilka transparentów głosiło: "Stop dyskryminacji Polaków na Litwie". Sądząc po transparentach niesionych przez uczestników marszu, brali w nim udział przedstawiciele m.in. Młodzieży Wszechpolskiej, USOPAŁ i Stowarzyszenia Koliber. Marsz przebiegał w miarę spokojnie, choć cały czas na jego trasie wybuchały race i petardy. Sytuacja zaostrzyła się, gdy demonstranci dotarli do celu marszu - na Placu na Rozdrożu, gdzie znajduje się pomnik Romana Dmowskiego, uczestnicy marszu podpalili m.in. wóz transmisyjny TVN. Policja wezwała obecnych do zaprzestania łamania prawa. Przed podpaleniem auta TVN w samochodzie przebito opony i wybito szybę - kilka osób skakało po jego dachu. Uszkodzony został również samochód Polskiego Radia.Po 17 pod pomnikiem Romana Dmowskiego "Marsz Niepodległości" został rozwiązany. Rozwiązanie zgromadzenia najpierw ogłosiła policja, a wkrótce potem - sami jego organizatorzy, którzy zaapelowali do zgromadzonych o zachowanie spokoju. Obecnie w okolicach Placu na Rozdrożu znajduje się, jak podają organizatorzy, ok. 10 tys osób. Policja nie podawała informacji o liczebności demonstracji.
Już po rozwiązaniu marszu doszło do kolejnych starć z policją. Większość zgromadzonych zaczęła się rozchodzić, ale na Placu na Rozdrożu zostało ok. 1,5 tys. ludzi, w tym grupa zamaskowanych osób, która zaatakowała funkcjonariuszy, m.in. rzucając w nich kostką brukową. Policja użyła armatek wodnych i pałek.
200 zatrzymanych
W związku z demonstracjami na ulicach Warszawy policja zatrzymała dotąd około 200 osób - poinformował Sokołowski. - Trwają kolejne zatrzymania. Policjanci koncentrują się między innymi na ustaleniu wszystkich uczestników demonstracji, którzy brali udział w tych zajściach i dopuścili się złamania prawa - dodał rzecznik policji. Sokołowski podkreślił, że w zapewnienie bezpieczeństwa na ulicach miasta zaangażowani są nie tylko stołeczni policjanci. - To bardzo duża liczba funkcjonariuszy. W Warszawie są także policjanci z ośmiu innych województw, zarówno umundurowani, jak i po cywilnemu. Ich działania będą trwały jeszcze wiele godzin - zapowiedział Sokołowski.
Rzecznik zapewnił, że policja reaguje adekwatnie do zagrożenia. - W każdym przypadku funkcjonariusze działają bardzo zdecydowanie. Policjanci wielokrotnie wzywali uczestników demonstracji do zachowania spokoju. Gdy dochodzi do naruszenia prawa, sprawcy są zatrzymywani. W tym przypadku użyto armatek wodnych i gazu - tłumaczył Sokołowski.
Wśród około 200 zatrzymanych w związku z demonstracjami na ulicach Warszawy są osoby, które przyjechały z Niemiec - przyznała Komenda Stołeczna Policji. - W wyniku starć z policją 17 funkcjonariuszy zostało rannych, a kilka radiowozów uszkodzonych - poinformował rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński.
Kilka dni przed demonstracjami media podawały, że do Warszawy przyjadą przedstawiciele niemieckich organizacji antyfaszystowskich. Rzecznik KSP informował wówczas, że policja analizuje doniesienia medialne i informacje zawarte w internecie na ten temat, a także, że jest w kontakcie z policją innych krajów.- Policjanci spełnili swoje zadanie. Nie doszło do przerwania policyjnych kordonów - przekonywał Karczyński oceniając wydarzenia, które miały miejsce w stolicy. Rzecznik przypomniał, że organizatorzy demonstracji, jeszcze przed ich rozpoczęciem deklarowali, że zgromadzenia będą pokojowe. - Tak się niestety nie stało. Policjanci wielokrotnie byli atakowani. W ich kierunku rzucano niebezpiecznymi przedmiotami, butelkami, kamieniami i kostką brukową. Zniszczone zostało także mienie - ubolewał.
PAP, arb