Kurski: kochałem PiS, ale czułem się jak w kolonii karnej

Kurski: kochałem PiS, ale czułem się jak w kolonii karnej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jacek Kurski (fot. WPROST) Źródło: Wprost
Kochałem tę partię, oddałem jej najlepsze lata i pomysły. Nie ukrywam jednak, że szczególnie w ostatnim czasie czułem się, jakbym był w kolonii karnej połączonej z przedszkolem, a nie partii politycznej - mówi o swojej byłej partii wykluczony z PiS Jacek Kurski w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Kurski dodaje jednocześnie, że "Kaczyński jest najważniejszym politykiem jego życia". I zapowiada, że ugrupowanie tworzone przez wykluczonych z PiS eurodeputowanych "zrobi to, czego Kaczyńskiemu nie udało się zrobić".
Kurski podkreśla, że on ani Zbigniew Ziobro nie są odpowiedzialni za rozłam w PiS-ie. - To my zostaliśmy wyrzuceni. Ta decyzja dzieląca polską prawicę stworzyła nową sytuację. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Paradoksalnie nasza inicjatywa to jedyna szansa, by Jarosław Kaczyński miał kiedykolwiek jakiś udział we władzy - podkreśla. I dodaje, że PiS Kaczyńskiego może być w przyszłości koalicjantem partii tworzonej przez Ziobrę. W innym przypadku udział we władzy PiS-u jest - zdaniem eurodeputowanego - niemożliwy. - PiS w obecnej formule nie wygra żadnych wyborów. Dlaczego? Bo w PiS nie ma refleksji nad porażkami, tłumi się krytykę i dyskusję nad popełnionymi błędami, nie wyciąga wniosków. Z wyborów na wybory jest tak samo, tyle że jeszcze bardziej - podkreśla. Zapewnia przy tym, że ma do Kaczyńskiego "dożywotni szacunek". - Nawet jeśli formułuje nieprawdziwe tezy - zaznacza.

"Kaczyński pomylił batutę z batem"

Zdaniem Kurskiego PiS w obecnej formule "zamiera". - Działalność aktywnych członków partii nastawiona jest na dotarcie do koterii wokół prezesa po to, żeby wyjednać sobie u niego decyzję korzystną dla jakiegoś rozstrzygnięcia w Koziej Wólce. Następuje selekcja negatywna i wszystko dzieje się na zasadzie „centralizmu demokratycznego", gdzie o wszystkim musi decydować jeden człowiek, który nie zna tematu, o którym decyduje - tłumaczy. Według Kurskiego partia zmieniła się po wyborach wygranych w 2005 roku - do tego czasu decyzje miały być w niej podejmowane w wyniku dyskusji, która - po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych i prezydenckich - "zaczęła przeszkadzać". A o politykach, którzy mimo braku tej dyskusji trwają przy Kaczyńskim eurodeputowany mówi, że "inaczej pojmują lojalność". Dla nich lojalność to salutować i zgadzać się na wszystko, co powie prezes. Dla mnie lojalność to imperatyw, by, kiedy trzeba, powiedzieć w oczy, co się myśli - tłumaczy. - To Ziobro i ja byliśmy lojalni - zapewnia. I podkreśla, że Kaczyński "powinien być jak dyrygent dobrej orkiestry". - W ręku batuta, wsłuchany w skrzypce, w świetne brzmienie wiolonczeli. Szukający harmonii brzmienia, muzyków, których prowadzi. Ale batuta pomyliła się dyrygentowi z batem. Brzmi podobnie, ale to jednak nie to samo - ironizuje.

"PO wygrywa - to nie jest śmieszne"

Kurski tłumaczy też, że eurodeputowani, a także członkowie sejmowego klubu Solidarna Polska rozstali się z PiS ponieważ "kierownictwo partii nie chciało słuchać uczciwej krytyki". Zaznacza, że krytyka była uczciwa, ponieważ wszyscy pragnący debaty o sytuacji w partii zgadzali się, by "Kaczyński był liderem tak długo, jak będzie chciał". - Po każdych wyborach była zapowiadana dyskusja o odnowie. Ale dyskusji nie było i po kilku tygodniach paroksyzmów partia wydawała z siebie komunikat: „W zasadzie nie jest tak źle, utrzymaliśmy stan posiadania, następnym razem na pewno wygramy". Tym razem granica tolerancji dla błędów została przekroczona. Prawica nie może więcej przegrywać. PO zwija państwo i psuje kraj. To przestaje być śmieszne - podkreśla.

Wołowina zamiast Kaczyńskiego

Pytany o błędy popełnione przez PiS w kampanii wyborczej Kurski wskazuje na fakt, że kampania była skoncentrowana wokół Jarosława Kaczyńskiego, wskazywanego jako premiera - a skoro taka była, to sztab PiS powinien dążyć do debaty z Donaldem Tuskiem. Tymczasem, zdaniem Kurskiego "prezes Kaczyński po prostu nie udźwignął tego wyzwania i ciężaru przywództwa". Z kolei Donald Tusk, w opinii eurodeputowanego, pokazał się jako lider wyruszając w Polskę tzw. tuskobusem. - Tusk, który nie ma żadnych sukcesów w rządzeniu, ma oto odwagę pojechać w Polskę i ludzie widzą: jest lider - ocenia Kurski.

Według eurodeputowanego kampania wyborcza w wykonaniu PiS powinna była wyglądać zupełnie inaczej. - Zamiast billboardów niemal wyłącznie z prezesem Kaczyńskim, który ma ogromny elektorat negatywny, powinny być przekazy odnoszące się do poziomu życia, cen wołowiny, benzyny, opłaty za przedszkola - wylicza. I nie może wyjść ze zdziwienia dlaczego w ostatnim tygodniu kampanii PiS dopuścił do tego, aby w debacie pojawił się wątek Angeli Merkel. - To było szaleństwo, że lider opozycji w ostatnim tygodniu kampanii nie mówi o biedzie, o braku szans edukacyjnych, o drożynie, tylko dzieli się spekulacjami na temat premiera sąsiedniego kraju - ocenia.

Program? "Zwycięstwo"

Jaka będzie nowa partia tworzona obecnie przez Ziobrę i Kurskiego? - Nie jesteśmy gorszymi klonami Jarosława Kaczyńskiego. Mamy potencjał i zmienimy politykę na prawicy - podkreśla eurodeputowany. Dodaje, że na razie nie ma jeszcze konkretnego programu nowego ugrupowania, ponieważ eurodeputowani nie planowali rozstania z PiS. Kurski podkreśla jednak, że dzięki nowej partii "prawica wygra wybory, a Kaczyński straci monopol po tej stronie sceny politycznej". Inne punkty programowe to "solidarne państwo" i "sprawiedliwość społeczna" oraz inny od PiS-u "stosunek do Unii Europejskiej". - Kaczyński jest w retoryce twardy, a w decyzjach miękki. My zupełnie na odwrót: w mowie spolegliwi, w decyzjach twardzi - przekonuje. - Do tego w naszej partii będzie miejsce na normalną debatę. A potem lojalne stosowanie się do jej ustaleń - zapewnia.

"Rzeczpospolita", arb