13 grudnia, w 30 rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego PiS chce zorganizować marsz sprzeciwu wobec polityki prowadzonej przez rząd Donalda Tuska - chodzi w szczególności o ostatnie wystąpienie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który w Berlinie zaproponował pogłębienie integracji w ramach UE. Okazuje się jednak, że idea organizowania marszu nie budzi entuzjazmu nawet w samym PiS. – Jeśli prezes myśli, że wystarczy jego nazwisko, by ludzie przyszli na marsz, to się mocno zdziwi – twierdzi jeden z posłów tej partii w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Marsz Niepodległości i Solidarności, jak tłumaczy wiceprezes PiS Mariusz Kamiński, to propozycja dla wszystkich, "którym nie podoba się próba ograniczania niepodległości Polski, a ostatnio mamy z nią niemal nieustannie do czynienia". Politycy PiS skarżą się jednak, że o pomyśle organizacji marszu nikt z nimi nie rozmawiał. – Niczego z nami nie przedyskutowano, nie powiedziano, kto za co odpowiada. O wszystkim dowiedzieliśmy się z telewizji – skarży się poseł PiS z Wielkopolski.
Wiadomo już, że w marszu nie weźmie udział środowisko Solidarnej Polski. – Będziemy uczestniczyć w obchodach upamiętniających ofiary stanu wojennego. Marsz odwraca od nich uwagę – tłumaczy Andrzej Dera, poseł klubu kierowanego przez Arkadiusza Mularczyka.
"Rzeczpospolita", arb
Wiadomo już, że w marszu nie weźmie udział środowisko Solidarnej Polski. – Będziemy uczestniczyć w obchodach upamiętniających ofiary stanu wojennego. Marsz odwraca od nich uwagę – tłumaczy Andrzej Dera, poseł klubu kierowanego przez Arkadiusza Mularczyka.
"Rzeczpospolita", arb