Jak napisała "Rz", komputerowe porównywanie próbek głosów wykluczyło, by jakiekolwiek słowa w kabinie pilotów podczas feralnego lotu wypowiadał gen. Błasik. Biegli nie zdołali ustalić autorstwa wszystkich nagranych wypowiedzi, ale stwierdzili, że dowódca Sił Powietrznych nie wydawał komend podczas lądowania.
Do tej pory obowiązywała wersja, że gen. Błasik był w kokpicie i jako jedyny w kabinie odczytywał dane z prawidłowego wysokościomierza. Teraz - według najnowszej ekspertyzy - wiadomo, że dane odczytywał drugi pilot. Podważa to tezę o słabym wyszkoleniu załogi - podkreśliła "Rz" przypominając, że jednym z dowodów świadczących o rzekomej obecności Błasika w kokpicie był fakt, że jego ciało znaleziono niedaleko zwłok nawigatora Artura Ziętka.
Raport MAK i raport komisji Millera w sprawie Smoleńska przypisywały dodatkowy głos w kabinie dowódcy Sił Powietrznych. Oba źródła oparły się na zeznaniach osób, które odsłuchały nagrania z czarnych skrzynek i zidentyfikowały Błasika jako obecnego w kokpicie. Jako pierwszy gen. Błasika o obecność w kabinie Tupolewa oskarżył (w maju 2010 r. na antenie TVN) Edmund Klich, polski akredytowany przy MAK.
zew, "Rzeczpospolita"