- Przyznaję się do tych czynów, ale nie do winy kryminalnej; działałem w usprawiedliwionej obronie - oświadczył Breivik na otwarciu swego procesu. Podobne deklaracje składał już w przeszłości. Adwokat Norwega Geir Lippestad mówił wcześniej, że jego klient twierdzi, iż bronił się przed "zdrajcami ojczyzny", winnymi - jego zdaniem - wystawiania społeczeństwa norweskiego na pastwę islamu i wielokulturowości.
Wyzwanie rzucone marksistowskim tyranom
Do sądu Breivik wkroczył zakuty w kajdanki, które jednak zostały mu zdjęte zanim zajął miejsce. Mężczyzna natychmiast położył prawą rękę na sercu, po czym uniósł ją wyprostowaną z zaciśniętą pięścią. W ten sposób oskarżony pozdrowił publiczność złożoną z rodzin ofiar, ocalałych i dziennikarzy. W swoim manifeście, przekazanym przez media po lipcowej masakrze, Breivik wyjaśniał, że gest ten symbolizuje "siłę, honor i wyzwanie rzucone marksistowskim tyranom w Europie".
- Nie uznaję norweskich sądów. Otrzymaliście mandat od partii politycznych, które wspierają wielokulturowość. Nie uznaję władzy sądu - zadeklarował oskarżony, zwracając się do sądu. Dodał, że nie uznaje również sędzi Wenche Elisabeth Arntzen, ponieważ - jak oświadczył - przyjaźni się ona z siostrą byłej norweskiej premier i liderki Norweskiej Partii Pracy, Gro Harlem Brundtland. Zaprotestował, gdy sędzia przedstawiła go jako osobę bez pracy. Powiedział, że jest pisarzem i temu zajęciu oddawał się w więzieniu.
Bez reakcji
W czasie odczytywania przez prokurator Ingę Bejer Engh nazwisk ofiar ataków, wraz z wyszczególnieniem, w jaki sposób każda z poszkodowanych osób zginęła lub została ranna, Breivik siedział obojętnie, wpatrzony w leżące przed nim dokumenty. - Pewna liczba budynków, w tym biuro premiera, (po zamachu bombowym) przez pewien czas nie mogły być użytkowane - przypomniała prokurator. Oceniła, że czyny Breivika "wśród mieszkańców Norwegii wywołały strach".
Ponad 200 osób - po połowie bliscy ofiar wraz z osobami ocalałymi z aktów przemocy oraz dziennikarze - zajęło miejsca w specjalnie wybudowanej sali sądowej w Oslo. Około 700 ocalałych ze strzelaniny, a także członkowie rodzin ofiar śledzi proces przez łącza wideo w całym kraju. Na sali sądowej jest też czworo psychiatrów, którzy obserwują Breivika.
Chory psychicznie?
Procesowi, który dotyczy najbardziej krwawej zbrodni popełnionej w Norwegii po drugiej wojnie światowej, towarzyszą nadzwyczajne środki bezpieczeństwa i wielkie zainteresowanie medialne. 33-letni ekstremista ma się wypowiedzieć na temat swoich czynów, które sam nazwał "okrutnymi, lecz koniecznymi". Główna wątpliwość, która ma zostać rozstrzygnięta w czasie planowanego na 10 tygodni procesu, dotyczy zdrowia psychicznego oskarżonego.
Ekspertyza psychiatryczna z zeszłego roku głosiła, że Breivik cierpi na schizofrenię w związku z czym nie może odpowiadać przed sądem za swe czyny. Jednak 10 kwietnia psychiatrzy, którym nakazano powtórne zbadanie Breivika, ogłosili, że jest on poczytalny i może być sądzony. Obydwie ekspertyzy psychiatryczne mają jedynie charakter konsultacyjny i o tym, czy Breivik może odpowiadać za swoje czyny, ostatecznie zdecyduje sąd. W przypadku uznania niepoczytalności nie zostanie on pociągnięty do odpowiedzialności karnej, lecz skierowany przymusowo i na czas nieokreślony na leczenie do szpitala psychiatrycznego. Decyzja o przymusowym leczeniu w szpitalu psychiatrycznym będzie weryfikowana co trzy lata.
21 lat więzienia
W zamachu w Oslo i w masakrze na wyspie Utoya, gdzie odbywał się obóz młodzieżowy rządzącej Partii Pracy, 22 lipca 2011 roku zginęło w sumie 77 osób. Breivik tłumaczył, że chciał w ten sposób zapobiec wielokulturowości i "muzułmańskiej inwazji" w Europie. Breivikowi grozi do 21 lat więzienia, jeśli zostanie ostatecznie uznany za poczytalnego.
ja, PAP