Nie szanujemy rzeczy, za które mało zapłaciliśmy, bo nie potrafimy rozpoznać ich wartości
Dwadzieścia lat liczy się jako okres jednego pokolenia. Czte- ry takie minęły od 11 listopada 1918 r. - chwili odzyskania niepodległości. Data ta została wybrana ze względu na zawieszenie broni w Wielkiej Wojnie, bo dla Polski można było dobierać różne, wcześniejsze i późniejsze, momenty. Odzyskiwanie niepodległości nie jest momentalne, to proces. Tak więc po ponad 120 latach niewoli odrodziła się państwowość polska. Miało to wszelkie cechy cudu - jeśli tak godzi się nazywać połączenie dobrej koniunktury międzynarodowej z wysiłkiem i aktywnością Polaków. Z podobnym wydarzeniem mieliśmy do czynienia przed dekadą.
Narzucają się tu porównania i różnice. Najpoważniejszą różnicą jest jednak fakt, że odzyskując niepodległość po I wojnie światowej, po- nieśliśmy wiele krwawych ofiar. W wojnie z bolszewikami z 1920 r. poległo trzy razy więcej osób niż w wojnie obronnej w 1939 r. Wartość bywa wymierna w cenie, a cenę w 1918 r. płaciliśmy wysoką. Stąd też szacunek dla tak drogo okupionego zwycięstwa. Odmiennie dla 1989 r. Zwycięstwo nic nas nie kosztowało. Strzelały tylko korki od szampana i lała się nie krew, ale piana tego napoju. A przecież tu, na naszych ziemiach, rozegrała się bezkrwawo III wojna światowa. Starcie, do którego miliony żołnierzy przygotowywały się przez pół wieku. Dziesiątki dywizji zostało przesuniętych o ponad tysiąc kilometrów na wschód. Ale nie możemy docenić prawdziwej wartości tego faktu, bo przyszedł zbyt łatwo. Nie szanujemy rzeczy, za które mało zapłaciliśmy, bo nie potrafimy rozpoznać ich wartości.
Pogrążony w takich właśnie myślach postanowiłem spędzić 10 listopada przy trumnie marszałka. Jego żelaznej woli i jego niezwykłej intuicji politycznej zawdzięczamy niepodległość. Chciałem się z nim podzielić serdeczną troską o naszą ojczyznę, wsłuchać się w ciszę i pustkę po tym wielkim Polaku. Wydałem wtedy następujące oświadczenie:
Uważam, że rocznice należy obchodzić w określonych miejscach. Uważam też, że osiemdziesiąt lat po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga, w dniu, w którym przejął on władzę od Rady Regencyjnej i od którego powinna się liczyć niepodległość Polski, moje miejsce jest przy Jego trumnie, w wawelskiej Krypcie Srebrnych Dzwonów. Chcę porozmyślać o tym, że Marszałek miał rację, uważając, że po odzyskaniu niepodległości, w okresie przejściowym, najlepszy jest system prezydencki. Ja też tak uważam. Józef Piłsudski uważał, że Rzeczypospolitej zagraża "sejmokracja", że tylko silna władza wykonawcza może nas uratować przed korupcją, partyjniactwem i małością ludzką. Swoje racje wyrażał często grubym słowem, mówiąc o Sejmie jak o prostytutce, o związku zawodowym ludzi chorych czy o zafajdanych posłach. To właśnie przed osiemdziesięciu laty zrecenzował klasę polityczną, mówiąc: "Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić". Ale mówił też i o imponderabiliach, nie tracąc z pola widzenia wartości.
Ja szanuję Parlament, ale dzisiaj pragnę być sam na sam z pamięcią o Marszałku.
Myślę, że po to się świętuje rocznice, by się oddać refleksji. By rozpoznać, jak przez te cztery pokolenia zmieniliśmy się, a na ile zostaliśmy tacy sami. Na ile potrafimy docenić ten fenomen historyczny, któremu na imię wolność. Czy potrafimy przekazać temu piątemu pokoleniu całą skalę trudności, przed jakimi przychodziło nam i naszym przodkom stawać. Czy potrafimy im przekazać wartości, które nam przyświecały. Czy szacunek do wartości najwyższych, owych imponderabiliów, będzie nadal zależny od ceny, jaką się za nie płaci.
Cztery pokolenia to niemal stu- lecie. Wiele się w owym czasie wydarzyło. Dane nam było niepodległość odzyskiwać i znowu tracić. Mijające stulecie było dla nas, Polaków, stu- leciem krwi i walki o wolność. Rocznice zaś powinny być czymś w rodzaju zwierciadła, w którym każdy z nas powinien się przeglądać.
Narzucają się tu porównania i różnice. Najpoważniejszą różnicą jest jednak fakt, że odzyskując niepodległość po I wojnie światowej, po- nieśliśmy wiele krwawych ofiar. W wojnie z bolszewikami z 1920 r. poległo trzy razy więcej osób niż w wojnie obronnej w 1939 r. Wartość bywa wymierna w cenie, a cenę w 1918 r. płaciliśmy wysoką. Stąd też szacunek dla tak drogo okupionego zwycięstwa. Odmiennie dla 1989 r. Zwycięstwo nic nas nie kosztowało. Strzelały tylko korki od szampana i lała się nie krew, ale piana tego napoju. A przecież tu, na naszych ziemiach, rozegrała się bezkrwawo III wojna światowa. Starcie, do którego miliony żołnierzy przygotowywały się przez pół wieku. Dziesiątki dywizji zostało przesuniętych o ponad tysiąc kilometrów na wschód. Ale nie możemy docenić prawdziwej wartości tego faktu, bo przyszedł zbyt łatwo. Nie szanujemy rzeczy, za które mało zapłaciliśmy, bo nie potrafimy rozpoznać ich wartości.
Pogrążony w takich właśnie myślach postanowiłem spędzić 10 listopada przy trumnie marszałka. Jego żelaznej woli i jego niezwykłej intuicji politycznej zawdzięczamy niepodległość. Chciałem się z nim podzielić serdeczną troską o naszą ojczyznę, wsłuchać się w ciszę i pustkę po tym wielkim Polaku. Wydałem wtedy następujące oświadczenie:
Uważam, że rocznice należy obchodzić w określonych miejscach. Uważam też, że osiemdziesiąt lat po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga, w dniu, w którym przejął on władzę od Rady Regencyjnej i od którego powinna się liczyć niepodległość Polski, moje miejsce jest przy Jego trumnie, w wawelskiej Krypcie Srebrnych Dzwonów. Chcę porozmyślać o tym, że Marszałek miał rację, uważając, że po odzyskaniu niepodległości, w okresie przejściowym, najlepszy jest system prezydencki. Ja też tak uważam. Józef Piłsudski uważał, że Rzeczypospolitej zagraża "sejmokracja", że tylko silna władza wykonawcza może nas uratować przed korupcją, partyjniactwem i małością ludzką. Swoje racje wyrażał często grubym słowem, mówiąc o Sejmie jak o prostytutce, o związku zawodowym ludzi chorych czy o zafajdanych posłach. To właśnie przed osiemdziesięciu laty zrecenzował klasę polityczną, mówiąc: "Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić". Ale mówił też i o imponderabiliach, nie tracąc z pola widzenia wartości.
Ja szanuję Parlament, ale dzisiaj pragnę być sam na sam z pamięcią o Marszałku.
Myślę, że po to się świętuje rocznice, by się oddać refleksji. By rozpoznać, jak przez te cztery pokolenia zmieniliśmy się, a na ile zostaliśmy tacy sami. Na ile potrafimy docenić ten fenomen historyczny, któremu na imię wolność. Czy potrafimy przekazać temu piątemu pokoleniu całą skalę trudności, przed jakimi przychodziło nam i naszym przodkom stawać. Czy potrafimy im przekazać wartości, które nam przyświecały. Czy szacunek do wartości najwyższych, owych imponderabiliów, będzie nadal zależny od ceny, jaką się za nie płaci.
Cztery pokolenia to niemal stu- lecie. Wiele się w owym czasie wydarzyło. Dane nam było niepodległość odzyskiwać i znowu tracić. Mijające stulecie było dla nas, Polaków, stu- leciem krwi i walki o wolność. Rocznice zaś powinny być czymś w rodzaju zwierciadła, w którym każdy z nas powinien się przeglądać.
Więcej możesz przeczytać w 47/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.