- Niech pani idzie do PiS-u. Proszę odwrócić to, bo pani rozbiję kamerę, jak pani będzie mnie filmować bez mojej zgody. Won stąd, won do PiS-u - mówił pod Sejmem do dziennikarki Ewy Stankiewicz Stefan Niesiołowski. Poseł PO Paweł Suski, który był świadkiem tej sceny przekonuje jednak w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że Niesiołowski reagował jedynie na ataki dziennikarki i dodaje, że to Stankiewicz powinna zostać ukarana.
Suski relacjonuje, że Niesiołowski najpierw prosił Stankiewicz o to, żeby go nie filmowała, ale dziennikarka i tak próbowała to robić - a więc, zdaniem Suskiego, "naruszyła prywatność" byłego wicemarszałka Sejmu. Poseł PO podkreśla, że Niesiołowski był już po pracy (do incydentu doszło po zakończeniu obrad Sejmu - red.) "w koszuli, nie miał garnituru, wybierał się na pociąg". - Każdy człowiek, poseł też, ma prawo do ochrony swojego wizerunku. To mu gwarantuje prawo i konstytucja - dodaje.
Czy te okoliczności usprawiedliwiają atak na Stankiewicz? Zdaniem Suskiego do żadnego ataku nie doszło. - Nie rzucił się (na dziennikarkę), tylko złapał kamerę i ją przytrzymał. To wszystko - wspomina. A co ze słowami "won do PiS-u"? - A to są wulgaryzmy jakieś? Jakieś nieprzyjemne słowa? - pyta poseł PO.
Jak powinna zakończyć się cała sprawa? - Pan Niesiołowski może złożyć skargę do Rady Etyki Mediów. Nie ma problemu - podkreśla poseł PO. I dodaje, że jeśli ktoś miałby być ukarany za ten incydent - to konsekwencje powinna ponieść Ewa Stankiewicz."Rzeczpospolita", arb