- "W ławkach szkolnych siedzą trupy przyszłej wojny. Nic z tego, czego się uczą, nie da im zdolności do uchronienia się przed tym losem... A ich rodzice nie chcą nam wierzyć" – to jest tekst Manésa Sperbera, pisarza żydowskiego pochodzenia. Kiedy go czytam, to cisza zapada. Zawsze wielka cisza. Taka, aż boli. Ludzie są w szoku. Dochodzi do nich, że przeszłość, to, co się wydarzyło 70 lat temu, jest pretekstem do dyskusji o tym, co teraz. Zaczyna się rozmowa o naszym życiu, o naszej teraźniejszości – mówi Uwe von Seltmann.
"Nigdy mu nie wybaczyłem"
Po czterdziestce, uśmiechnięty. – Teraz już oddycham spokojnie. Nie, to złe słowo. Spokojniej. Bo wiem, kim był mój dziadek, co robił, co miał na sumieniu. Po skończonym śledztwie przestałem go nienawidzić. Ale nigdy mu nie wybaczyłem. I nigdy nie wybaczę. Ta zbrodnia nie może być wybaczona, zamieciona, bagatelizowana. Nie ma żadnego powodu do wybaczenia. Ci, których krzywdził, mogliby mu wybaczyć. Ale oni nie żyją, bo to właśnie on ich mordował - dodaje Uwe.
Lothar von Seltmann, dziadek Uwe, nie żyje od 67 lat, dokładnie od końca wojny. W rodzinie przez te lata wiele się o Lotharze nie mówiło. A jeśli już, to że krwi na rękach nie miał, że co prawda był esesmanem i trójka jego dzieci przyszła na świat w pobliżu obozów śmierci, ale najgorszy nie był.
"Ja bym uciekała"
Jak zachowaliby się Gabriela i UWe, gdyby teraz wybuchła wojna? – Ja bym zbierała manele i uciekała. Mam wrażenie, że wojna w telewizji jest pokazywana jako jakiś romantyczny czas pełen wzlotów, w którym czasem jakiś zły Niemiec zabije dobrego Polaka. A wojna to śmierć, brud, smród, flaki na wierzchu i depresja przez następne pokolenia. Bo to doświadczenie wojny przechodzi na następne pokolenia - wyznaje Gabriela.
Uwe i Gabriela mieszkają w Krakowie. – Kiedy mówię, że mój mąż jest Niemcem, muszę zaraz dodawać: dobrym Niemcem - przyznaje kobieta.
Niecodzienną historię Uwe i Gabrieli von Seltmannów Magdalena Rigamonti opisuje w najnowszym "Wprost". Zapraszamy do lektury!