Gdy pojawia się problem, który może negatywnie wpłynąć na życie milionów wyborców, naturalną reakcją polityka jest podjęcie specjalnych i szybkich działań, które mają go szybko zlikwidować – albo przynajmniej ograniczyć jego negatywne skutki.
Politycy myślą, że dzięki podjęciu takich działań zdobędą większą popularność i wygrają kolejne wybory. W raporcie o roli grup interesów w procesie uchwalania prawa w Polsce zespół badawczy Uczelni Vistula pod moim kierownictwem pokazał na przykładzie Polski, do czego prowadzi taki sposób myślenia. Uchwala się prawo, które w dużym stopniu realizuje interesy wpływowych grup nacisku, oraz takie, które w zdecydowanej większości prowadzi do dalszego wzrostu roli państwa w gospodarce. W efekcie mamy złe prawo i wielkie, drogie państwo, postrzegane jako nieprzyjazne ludziom. Polską receptą na ten stan rzeczy ma być deregulacja, czyli ograniczenie roli państwa w gospodarce. Od pewnego czasu ten cel realizuje Ministerstwo Gospodarki, niedawno dołączyło Ministerstwo Sprawiedliwości. A mają co deregulować, bo według statystyk OECD Polska ma najbardziej przeregulowaną gospodarkę w grupie krajów należących do OECD.
Ten sam problem, tylko na o wiele większą skalę, występuje dzisiaj w strefie euro. Mamy poważny kryzys finansowy, który wpycha Unię Europejską w kolejną recesję. Reakcją liderów strefy euro, których konsekwentnie od miesięcy określam mianem euromatołów ze względu na skalę i liczbę popełnionych błędów, jest zwiększenie roli państwa w gospodarce. Mamy specjalne pożyczki EBC dla banków, mamy pożyczki z funduszu antykryzysowego dla bankrutujących rządów, mamy nowe podatki. Co prawda jednocześnie wdrażane są pewne oszczędności, ale ich skala jest tak mała, że dług publiczny dalej lawinowo rośnie, a rozmiar pomocy publicznej dla prywatnych instytucji osiągnął skalę bez precedensu w historii Europy. Dzisiaj widać, że dwa lata realizacji takiej strategii doprowadziły Europę nad krawędź przepaści i możliwe są wszystkie scenariusze, łącznie z rozpadem Unii Europejskiej.
Można zrozumieć, dlaczego politycy tak działają. Czyż nie po to ich wybrano, żeby działali, żeby wdrażali polityki, dzięki którym skala kryzysu będzie mniejsza? Ale, niestety, efektem ich działań jest coraz większy kryzys. Dlaczego tak się dzieje?
Problem polega na błędnej diagnozie. Część tzw. elit straszy nas, że jeżeli nie będzie wielkich programów rządowych, jeżeli nie będzie potężnego druku pieniądza, to czeka nas wielki kryzys, o rozmiarach przypominających Wielki Kryzys lat 30. ubiegłego wieku. To jest fundamentalnie błędna diagnoza, która prowadzi do złej terapii.
Poprawna diagnoza jest następująca. W obszarze bankowości od 30 lat postępuje deregulacja, która uczyniła z dawniej bezpiecznych banków w krajach strefy euro bardzo niebezpieczne instytucje, które mogą zbankrutować i pozbawić miliony ludzi oszczędności całego życia. Dlatego w tym obszarze potrzebna jest regulacja, która przywróci normalność. Banki powinny zbierać depozyty i udzielać kredytów, działalność spekulacyjna i wymyślanie nowych toksycznych produktów w bankach zaś powinno być zakazane. Tym powinny zajmować się specjalistyczne fundusze, które mogą w ogóle nie być regulowane, ale muszą się odpowiednio nazywać, żeby ludzie wiedzieli, że te instytucje finansowe prowadzą ryzykowne operacje.
Z kolei w obszarze gospodarki jest sytuacja dokładnie przeciwna. Tutaj mamy nadmiar regulacji, które niszczą przedsiębiorczość. Mamy zbyt rozbudowane państwo, które zabiera ludziom ponad połowę ciężko zarobionych pieniędzy wysokimi podatkami pośrednimi i bezpośrednimi. Trzeba radykalnie ograniczyć stopień ingerencji państwa w życie obywateli i w działalność firm oraz znacząco zmniejszyć skalę wydatków. Tak jak kiedyś ludzie muszą przestać liczyć na państwo, że coś za nich zrobi, że coś im da, tylko znowu wziąć swój los w swoje ręce. Nie może być tak, że kiedy pracodawca chce kogoś zatrudnić, to urzędnik będzie mu mówił, kto to ma być. Nie może być tak, że aby rozpocząć działalność biznesową o odpowiedniej skali, trzeba wykonać kilkadziesiąt kroków biurokratycznych, nie może być tak, że przepisy podatkowe są tak skomplikowane, że inteligentny człowiek z wyższym wykształceniem nie może ich zrozumieć. Państwo ma wiele zadań, które powinno skutecznie realizować, np. obrona kraju, zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego, ochrona interesów firm narodowych, ochrona rynku i konkurencji, prowadzenie polityki pieniężnej. Ale nie ma żadnego powodu, żeby państwo było tak rozrośnięte i tak drogie jak obecnie.
Dopiero gdy euromatoły zrozumieją, że realizują błędną politykę opartą na błędnej diagnozie znachorów, pojawi się szansa na zakończenie obecnego kryzysu.
Ten sam problem, tylko na o wiele większą skalę, występuje dzisiaj w strefie euro. Mamy poważny kryzys finansowy, który wpycha Unię Europejską w kolejną recesję. Reakcją liderów strefy euro, których konsekwentnie od miesięcy określam mianem euromatołów ze względu na skalę i liczbę popełnionych błędów, jest zwiększenie roli państwa w gospodarce. Mamy specjalne pożyczki EBC dla banków, mamy pożyczki z funduszu antykryzysowego dla bankrutujących rządów, mamy nowe podatki. Co prawda jednocześnie wdrażane są pewne oszczędności, ale ich skala jest tak mała, że dług publiczny dalej lawinowo rośnie, a rozmiar pomocy publicznej dla prywatnych instytucji osiągnął skalę bez precedensu w historii Europy. Dzisiaj widać, że dwa lata realizacji takiej strategii doprowadziły Europę nad krawędź przepaści i możliwe są wszystkie scenariusze, łącznie z rozpadem Unii Europejskiej.
Można zrozumieć, dlaczego politycy tak działają. Czyż nie po to ich wybrano, żeby działali, żeby wdrażali polityki, dzięki którym skala kryzysu będzie mniejsza? Ale, niestety, efektem ich działań jest coraz większy kryzys. Dlaczego tak się dzieje?
Problem polega na błędnej diagnozie. Część tzw. elit straszy nas, że jeżeli nie będzie wielkich programów rządowych, jeżeli nie będzie potężnego druku pieniądza, to czeka nas wielki kryzys, o rozmiarach przypominających Wielki Kryzys lat 30. ubiegłego wieku. To jest fundamentalnie błędna diagnoza, która prowadzi do złej terapii.
Poprawna diagnoza jest następująca. W obszarze bankowości od 30 lat postępuje deregulacja, która uczyniła z dawniej bezpiecznych banków w krajach strefy euro bardzo niebezpieczne instytucje, które mogą zbankrutować i pozbawić miliony ludzi oszczędności całego życia. Dlatego w tym obszarze potrzebna jest regulacja, która przywróci normalność. Banki powinny zbierać depozyty i udzielać kredytów, działalność spekulacyjna i wymyślanie nowych toksycznych produktów w bankach zaś powinno być zakazane. Tym powinny zajmować się specjalistyczne fundusze, które mogą w ogóle nie być regulowane, ale muszą się odpowiednio nazywać, żeby ludzie wiedzieli, że te instytucje finansowe prowadzą ryzykowne operacje.
Z kolei w obszarze gospodarki jest sytuacja dokładnie przeciwna. Tutaj mamy nadmiar regulacji, które niszczą przedsiębiorczość. Mamy zbyt rozbudowane państwo, które zabiera ludziom ponad połowę ciężko zarobionych pieniędzy wysokimi podatkami pośrednimi i bezpośrednimi. Trzeba radykalnie ograniczyć stopień ingerencji państwa w życie obywateli i w działalność firm oraz znacząco zmniejszyć skalę wydatków. Tak jak kiedyś ludzie muszą przestać liczyć na państwo, że coś za nich zrobi, że coś im da, tylko znowu wziąć swój los w swoje ręce. Nie może być tak, że kiedy pracodawca chce kogoś zatrudnić, to urzędnik będzie mu mówił, kto to ma być. Nie może być tak, że aby rozpocząć działalność biznesową o odpowiedniej skali, trzeba wykonać kilkadziesiąt kroków biurokratycznych, nie może być tak, że przepisy podatkowe są tak skomplikowane, że inteligentny człowiek z wyższym wykształceniem nie może ich zrozumieć. Państwo ma wiele zadań, które powinno skutecznie realizować, np. obrona kraju, zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego, ochrona interesów firm narodowych, ochrona rynku i konkurencji, prowadzenie polityki pieniężnej. Ale nie ma żadnego powodu, żeby państwo było tak rozrośnięte i tak drogie jak obecnie.
Dopiero gdy euromatoły zrozumieją, że realizują błędną politykę opartą na błędnej diagnozie znachorów, pojawi się szansa na zakończenie obecnego kryzysu.
Więcej możesz przeczytać w 27/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.