Prezydent chce, by kombatanci objęli patronatem marsz 11 listopada, który byłby pochodem nawiązującym do wielkich narodowych marszów z lat 1916 i 1918. Na spotkaniu w Pałacu Prezydenckim, w gronie osób i instytucji zainteresowanych jego organizacją, padały nawiązania do pochodu z 3 maja 1916 r. i 16 listopada 1918 r., kiedy na Trakcie Królewskim były setki tysięcy warszawiaków - podkreśla prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Nałęcz nie zgadza się z oceną, że prezydent - występując z inicjatywą zorganizowania marszu 11 listopada - chce "ukraść marsz niepodległości" (organizowany przez środowiska narodowe i prawicowe - red.). - To absurd, bo jak prezydent Rzeczypospolitej, pochodzący z wolnych wyborów, proszący kombatantów o udział w obchodach, może coś ukraść? Jestem historykiem II Rzeczypospolitej. Gdyby ktoś wtedy powiedział, że prezydent Rzeczypospolitej chcący świętować z kombatantami rocznicę 11 listopada kradnie coś ONR-owi, zostałby skierowany na leczenie. Prezydent z chęci maksymalnego obniżenia napięcia politycznego chce, aby najważniejszymi postaciami w tym pochodzie byli kombatanci - przekonuje prezydencki doradca.
"Rzeczpospolita", arb
"Rzeczpospolita", arb