Każdy ma prawo do oceny ukazujących się książek politycznych, ale to co napisał w „Uważam Rze” Piotr Zaremba o dwóch książkach napisanych niegdyś przeze mnie wspólnie z Andrzejem Stankiewiczem wymaga reakcji.
Zaremba sugeruje, że nasza książka „Donald Tusk – droga do władzy” z 2008 roku to dworska biografia, napisana niemal na zamówienie premiera. Bo tak należy zinterpretować słowa, że książka o Tusku „stała się ofiarą własnej połowiczności: była próbą powiązania samodzielnych studiów autorów z wywiadem-rzeką, co zakłada współpracę z bohaterem”. Z kolei wcześniejszą książkę naszego autorstwa - „Zbigniew Ziobro – historia prawdziwa” Zaremba określa jako „klasyczny, bardzo emocjonalny pamflet”.
Oświadczam zatem, że biografie te pisane były z podobnym założeniem – aby przedstawić możliwie pełny obraz dotychczasowego życia obu polityków. Różniły się jednym – Zbigniew Ziobro nie zgodził się na rozmowę o sobie, a Donald Tusk się zgodził.
Dziwię się, że Piotr Zaremba przedstawia spełnienie podstawowego – z punktu widzenia warsztatu dziennikarskiego – warunku, jakim jest rozmowa z bohaterem, jako wadę książki. Dziwię się, bo znam go od lat, kiedyś razem pracowaliśmy i nigdy bym go nie posądził o uchybianie podstawowym zasadom pisania materiałów dziennikarskich.
Tym niemniej mam wrażenie – taki przynajmniej wniosek można wyciągnąć z lektury całego jego tekstu - że Zaremba nie bardzo wierzy w możliwość powstawiania obiektywnych książek o politykach. Sądzi, że mogą być one albo złośliwymi pamfletami, albo dworskimi laurkami. W zależności od tego, kto je pisze. Szkoda, że tak uważa.
Ciekawe tylko, jak z tego punku widzenia ocenia własne książki polityczne, a zwłaszcza biografię Jarosława Kaczyńskiego, wydaną tuż przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku. Czy nie była ona przypadkiem „połowiczna”?
Zachęcamy do czytania bloga Piotra Śmiłowicza
Oświadczam zatem, że biografie te pisane były z podobnym założeniem – aby przedstawić możliwie pełny obraz dotychczasowego życia obu polityków. Różniły się jednym – Zbigniew Ziobro nie zgodził się na rozmowę o sobie, a Donald Tusk się zgodził.
Dziwię się, że Piotr Zaremba przedstawia spełnienie podstawowego – z punktu widzenia warsztatu dziennikarskiego – warunku, jakim jest rozmowa z bohaterem, jako wadę książki. Dziwię się, bo znam go od lat, kiedyś razem pracowaliśmy i nigdy bym go nie posądził o uchybianie podstawowym zasadom pisania materiałów dziennikarskich.
Tym niemniej mam wrażenie – taki przynajmniej wniosek można wyciągnąć z lektury całego jego tekstu - że Zaremba nie bardzo wierzy w możliwość powstawiania obiektywnych książek o politykach. Sądzi, że mogą być one albo złośliwymi pamfletami, albo dworskimi laurkami. W zależności od tego, kto je pisze. Szkoda, że tak uważa.
Ciekawe tylko, jak z tego punku widzenia ocenia własne książki polityczne, a zwłaszcza biografię Jarosława Kaczyńskiego, wydaną tuż przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku. Czy nie była ona przypadkiem „połowiczna”?
Zachęcamy do czytania bloga Piotra Śmiłowicza