Jest pasterzem zaprawdę sprawiedliwym. Posłuszne owieczki hołubi, podkarmia, niegrzecznych się pozbywa. Bez mrugnięcia okiem. Szybko. Zrzuca ze skały i patrzy z góry, czy się roztrzaskują, czy stają na nogi i idą dalej…
Pracownicy lekko ironicznie mówią o nim, że „Edek to człowiek z sercem na dłoni”. I zaraz potem dodają: „Twoim sercem, na jego dłoni”. Pokrwawionej, bo wyrwał je właśnie z piersi krnąbrnego gwiazdora. Ostatnio dzierży struchlały organ Szymona Majewskiego. Do niedawna ulubionego ulubieńca. Wielbił go przez lata, świetnie opłacał, nie bał się wpuszczać „na żywo” na wizję, na wszystko pozwalał. No, prawie na wszystko. – Takie są prawa rynku: wszyscy, którzy zawodzą, wylatują – mówi bez ogródek dyrektor. Przypomnijmy, Szymon Majewski zawiódł, bo wziął udział w reklamie banku. Do mediów wyciekła informacja, że zarobił na tym ponad trzy miliony złotych. I od tamtej pory jest na czarnej liście Miszczaka.
Kuba Wojewódzki też wziął udział w reklamie. – Ale w wypadku Kuby nie było żadnej dyskusji o pieniądzach – słyszę, a kiedy mówię, że tzw. żarty rasistowskie, sprawa ukraińska wywołały skandale na międzynarodową skalę, dyrektor Miszczak strzela: – Wie pani co? Ja w tej sprawie do końca nie wiem, co jest prawdą. Jeśli pani porównuje Kubę i Szymona, to Szymon miał większego pecha, bo został posądzony o zarobienie kolosalnej kasy, a nie o rasizm. A widać, że u nas, w naszym kraju zarabianie kasy jest gorsze.
– Trzeba kochać gwiazdy, tak szybko odchodzą – Miszczak na koniec parafrazuje wiersz ks. Jana Twardowskiego. Same nie odchodzą. Jestem pewna i kiedy dzielę się tą myślą z dyrektorem słyszę: – Same wybierają swój los. Zadowolona, szczęśliwa gwiazda najbardziej mnie cieszy. Przecież więcej czasu poświęcam gwiazdom niż własnym dzieciom. Między widzem a gwiazdą jest zaczarowana relacja. Jeden mała wpadka może ją zakłócić – straszy.
Cały portret Edwarda Miszczaka i jego wizję Polski przeczytasz w artykule Magdaleny Rigamonti "Miszcz, leming z TVN" w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".