- Podejmujemy dziś temat szczególnej wagi, który dotyczy każdego obywatela naszego kraju; temat, który budzi ogromne napięcia i emocje - mówił Kaczyński. Prezes PiS przekonywał, że ten "szczególnie gorący" temat potrzebuje spokojnej dyskusji, która nie byłaby obciążona "podziałami o pozamerytorycznym z punktu widzenia służby zdrowia charakterze".
- Jest rzeczą niesłychanie istotną, aby rozmowa o najważniejszych sprawach dla Polski zaczęła się w naszym kraju na poważnie, przestała być przekrzykiwaniem się. Jestem głęboko przekonany, że dzisiaj uczynimy krok w tym kierunku - ocenił Kaczyński.
- System finansowania służby zdrowia potrzebuje zdecentralizowania - pieniądze powinny trafiać do wojewodów, którzy w ramach budżetów zadaniowych realizowaliby to, co jest związane z kontraktowaniem świadczeń – przekonywał z kolei poseł PiS, były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Piecha, który zabrał głos podczas debaty na temat zdrowia, ocenił, że obecnie funkcjonujący system scentralizowany jest "głęboko niewydolny" i nie gwarantuje konstytucyjnego prawa do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. - Obecnie nikt, ani rząd, ani parlament, ani ministerstwo zdrowia nie kontrolują przepływu środków finansowych, a robi to skostniała urzędnicza instytucja, czyli Narodowy Fundusz Zdrowia - podkreślił. Dodał, że komisje sejmowe opiniują plan finansowy, jednak prezes NFZ może taki plan zmienić.
- Trzeba wrócić do systemu budżetowego, ale zadaniowego, zdecentralizować system i przekazać środki do wojewodów, aby wojewoda w budżecie zadaniowym realizował to, co teraz jest związane z kontraktowaniem świadczeń - przekonywał Piecha. Dodał, że środki przeznaczane na system ochrony zdrowia, czyli 4,2 proc. PKB nie mogą spowodować poprawy w systemie opieki zdrowotnej.
W debacie biorą udział m.in. kandydat PiS na premiera prof. Piotr Gliński, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Grzegorz Kucharewicz oraz prezes Federacji Pacjentów Polskich Stanisław Maćkowiak.
PAP, arb