- Obiektywnie Polska jest w bardzo dobrym, jeśli nie najlepszym, okresie swojej historii. Ale subiektywnie niewielu chce w to uwierzyć - mówi prof. Norman Davies w rozmowie z Magdaleną Rigamonti.
Norman Davies: O, pani jest z tej gazety, która na okładce topi premiera.
Magdalena Rigamonti: Ale o tym chyba nie będziemy rozmawiać.
Obiektywnie Polska jest, w bardzo dobrym, jeśli nie najlepszym, okresie swojej historii. Ale subiektywnie niewielu chce w to uwierzyć.
I o tym okresie też będą prowadzone zajęcia na studiach o Polsce w Oksfordzie?
Studia o Polsce będą dotyczyć współczesnej Polski, czyli od początku lat 80. aż do teraz.
A jak o takiej Polsce uczyć?
Tak samo jak o Wielkiej Brytanii, Brazylii, Chinach czy Rosji.
Myślałam, że Polska jest trudniejsza do pojęcia.
Nie jest. Każdy kraj jest skomplikowany. Polska ma ten problem, że język polski jest bardzo mało znany na świecie. Ja, żeby coś powiedzieć o Polsce, musiałem poświęcić ładnych parę lat, by opanować ten język. Polska nie jest maleńka jak San Marino ani egzotyczna jak Tajwan lub Taiti. To dosyć duży kraj, ważny nie tylko dla siebie i sąsiadów, ale dla całej Europy, w zasadzie dla całego świata.
Sam pan powiedział, że o Polsce wiedziano więcej w czasach zimnej wojny niż teraz.
I to jest prawda. A teraz już chyba najwyższy czas, ponad 20 lat po zimnej wojnie, by Polska miała swoje miejsce w świecie naukowym. Te ostatnie 20 lat to jest czarna dziura - prawie nic o Polsce nie było słychać. Dla porównania, w latach 80. cały świat mówił o Polsce, o Lechu Wałęsie i Janie Pawle II. A teraz nie ma nikogo takiego. Nie ma też młodych, wykształconych ludzi i nie myślę tu o Polakach, którzy mogliby wiedzę o Polsce przekazywać, ale o wykształconych w tej dziedzinie Anglikach, Amerykanach czy Francuzach. Tylko proszę sobie nie myśleć, że Polska jest ciekawsza niż inne kraje. Chodzi o to, że aby Polska mogła funkcjonować w świecie, świat musi o niej wiedzieć, uczyć się.
I co, gdyby nie pan, to my, Polacy, sami byśmy o to nie zadbali?
Przez lata czułem się w tej kwestii jak samotny rycerz walczący z całym światem. Przeszkadzało mi, że w książce wydanej gdzieś na świecie na temat renesansu nie ma ani słowa o renesansie w Polsce albo że są encyklopedie o oświeceniu i ani słowa w nich o Stanisławie Auguście. Powtarzam często taką oto metaforę: chirurg, który opisuje ludzkie ciało, opisuje zarówno prawą, jak i lewą rękę, opisuje wszystkie części ciała. I nie ma znaczenia, że lewą stronę lubi mniej. Liczy się całość. Polska należy do Europy, do świata i w opisywaniu tego świata nie może być pomijana. I nie chodzi o to, czy tę Polskę się kocha, czy nie, ale o to, że to kraj o strategicznej pozycji w Europie. I ten, kto o Polsce nic nie wie, musi być ignorantem.
Panie profesorze, ale nawet młodym Polakom myli się stan wojenny z okrągłym stołem, a jednemu posłowi nawet z powstaniem warszawskim.
Niski poziom wiedzy historycznej to jest wina polskiego systemu edukacji. Przeciętny młody Anglik wcale nie musi być lepszy. Od kilku lat historia nie jest przedmiotem obowiązkowym w naszych szkołach. I niestety, na świecie, wśród naukowców, poziom wiedzy na temat Polski jest też niski. Opowiem coś pani. Wielki profesor gdzieś w Ameryce wygłasza wykład o historii Europy podczas II wojny światowej.
Niech pan nie mówi, że pomija rolę Polski?
Proszę sobie wyobrazić, że pomija. Ba, nic o Polsce nie powie. Bo nie wie. I jego koledzy też.
I pan wtedy listy pisze, protestuje?
Nie, książki piszę o Polsce (śmiech). I chyba mam pewien sukces, bo te moje książki są już na każdym kontynencie. Ale to nie wystarczy. Proszę spojrzeć na prezydenta USA Baracka Obamę, który jest fajnym, wykształconym człowiekiem, ale jednak dla niego Polska to jakiś daleki kraj. Urodził się na Hawajach, tam się wychowywał, w szkole był w Indonezji. I popełnił straszną gafę na temat Polski.
Mówi pan o "polskich obozach koncentracyjnych"?
Oczywiście. On tak powiedział, bo jego doradcy też tak mówią. Ale to wynika z niewiedzy. Możemy oczywiście mieć nadzieję, że za pięć, dziesięć lat w tych wszystkich doradczych kancelariach, w tych gazetach będzie coraz więcej ludzi, którzy powiedzą: "nie było polskich obozów koncentracyjnych" i którzy doradzą prezydentowi, jak powinien mówić albo on sam będzie o tym wiedział.
Od kogo się dowie?
Proszę pamiętać, że Polacy mają kłopot w mówieniu sensownie o sobie za granicą, bo wtedy zawsze wychodzą subiektywne racje, krzywdy.
Rozumiem, że panu jest łatwiej?
Tak, każdemu człowiekowi z zewnątrz jest łatwiej. Ludzi nie z Polski, którzy wiedzą coś o Polsce, jest w sumie niewielu. A tych, którzy rozumieją coś z polskiej historii, jeszcze mniej.
Wielu Polaków też nie rozumie. Dla jednych stan wojenny wprowadzony przez gen. Jaruzelskiego był zdradą, ciosem wymierzonym w Polaków, dla drugich jedynym ratunkiem dla Polski. Nas, Polaków, dzieli też okrągły stół, Lech Wałęsa, katastrofa smoleńska. Pana zdaniem trzeba szukać kompromisu w przekazywaniu wiedzy obcokrajowcom o Polsce?
Gdzie jest prawda i nieprawda, to nie kwestia kompromisu, tylko kwestia wiedzy i niewiedzy. W historii są fakty i ich interpretacje. Jest też fałszywa historia, którą bardzo łatwo rozpoznać. Tu, w Polsce, jest grupa ludzi, która celowo fałszuje historię Polski. Mam na myśli czasy od powstania "Solidarności". Ci ludzie chcą udowodnić, że Wałęsa nie był prawdziwym wodzem "Solidarności", chcą przekonać innych, że wypadek samolotu w Smoleńsku to był zamach.
A pan bierze pod uwagę takie spojrzenie na historię?
Moim zdaniem takie spojrzenie jest kompromitacją. Z drugiej strony staram się zrozumieć, skąd takie poglądy pochodzą. Pokazałem w Oksfordzie film o wypadku smoleńskim zatytułowany "Mgła". Zaczyna się od tego, że pokazana zostaje rosyjska maszyna wojskowa robiąca mgłę. I już to wywołuje śmiech. Dla mnie jest oczywiste, że rząd Polski nie „oddał sprawy Rosjanom”. Wybrał Konwencję Chicagowską - bez tego Moskwa mogłaby wykluczyć Polaków w ogóle. Jednak Rosjanie zaprosili polskich prokuratorów na miejsce katastrofy i współpraca jako taka odbyła się, choć nie bez błędów. Poza tym samolot spadł na ziemię rosyjską. Gdyby spadł amerykański samolot.
Z amerykańskim prezydentem?
Tak, to moim zdaniem Rosjanie zachowaliby się podobnie. Nie mam jednak nic przeciwko temu, by ktoś siedział i studiował wszystkie aspekty tej katastrofy.
Pan już kilka lat temu wieszczył podział Polski, polskiego społeczeństwa.
I problemem nie jest Jarosław Kaczyński - takich ludzi ma każdy naród - tylko to, że ponad 20 proc. wierzy mu.
Ponad 30 proc.
Ile? Przyjdą następne wybory, to ta liczba się zmieni. W środku kadencji normą jest, że rząd cierpi. Tak duży procent to efekt tego, że Polska przez wiele pokoleń była represjonowana, że ograniczano samodzielne myślenie. A polityka historyczna? Przecież to typowo komunistyczna inicjatywa: tylko na odwrót. Każdy reżim komunistyczny prowadził politykę historyczną. Ktoś powiedział, że istnieje w Polsce nurt antykomunistycznego bolszewizmu. Ta mentalność ścigania ludzi, szukania ofiary, bezlitosne potępiania za błędy prawdziwe bądź nie i kompletny brak zrozumienia dla tych, którzy te błędy popełniali, ale mimo wszystko mieli ogromny wpływ na przemiany w Polsce.
Mówi pan teraz o Lechu Wałęsie?
Pani to mówi. Słyszałem, że ten naród jest katolicki, czyli zdolny do wybaczenia. Trzeba mieć jakieś proporcje!
Wielu przekreśliło dorobek Güntera Grassa za to, co zrobił w młodości.
Chyba nie aż tak wielu. Trzeba ustalić fakty - Günter Grass nie jest winien, że służył w Waffen SS. On tego nie wybrał dobrowolnie, tylko został wybrany. Nawet nie był pełnoletni. Dopiero na miejscu, w bazie wojskowej, dowiedział się, gdzie jest.
Ale przez lata ukrywał swoją przeszłość.
I to był błąd, że nie przyznał się do służby w Waffen SS. Choć moim zdaniem nie kłamał, tylko postanowił o tym nie mówić. Nie rozumiem natomiast, jak można potępić całe jego dzieło, cały dorobek i talent. Rolą naukowców nie jest potępianie z góry, tylko analiza i zrozumienie, dlaczego tak było.
I pan w Oksfordzie będzie uczył o gen. Jaruzelskim, prezydentach Wałęsie, Kwaśniewskim, Kaczyńskim, Komorowskim, próbując zrozumieć ich postępowanie? Czy te studia będą się opierały np. na wiedzy o naszych negatywnych i pozytywnych bohaterach.
Jestem emerytem. Studia będą prowadzone przez młodszych. Poza tym historyk nie zajmuje się tylko bohaterami. Musi się zająć wszystkimi aspektami. Jaruzelski był tragiczną figurą. Nigdy z nim nie rozmawiałem. Natomiast napisał do mnie dziękując za moje książki. To człowiek, który nie był czarną owcą od początku do końca. Przecież ten system komunistyczny to był system niewolników. I nie tylko obywatele byli niewolnikami, władza również. Gdybym miał okazję zadać mu pytanie, to zapytałbym, czy z własnej woli wybrał Armię Czerwoną, a później Berlinga. Przecież był w drodze do armii Andersa. Może też dlatego, by dostać np. kromkę chleba. Nie wiem.
Słyszę, że pan na historię patrzy tak od serca, po ludzku, a nie tylko naukowo.
Każdy historyk jest człowiekiem i ma ludzkie reakcje. Ale musi także odfiltrowywać uczucia od obiektywnych ocen. W Polsce jest straszny paradoks, bo obiektywnie Polacy nigdy wcześniej nie mieli lepiej, a mimo to połowa rozrabia i ma pretensje o wszystko.
Wywiad z prof. Normanem Daviesem w najnowszym numerze "Wprost", który od niedzielnego południa jest dostępne w formie e-wydania. Najnowsze wydanie "Wprost" jest też dostępne na Facebooku.
Magdalena Rigamonti: Ale o tym chyba nie będziemy rozmawiać.
Obiektywnie Polska jest, w bardzo dobrym, jeśli nie najlepszym, okresie swojej historii. Ale subiektywnie niewielu chce w to uwierzyć.
I o tym okresie też będą prowadzone zajęcia na studiach o Polsce w Oksfordzie?
Studia o Polsce będą dotyczyć współczesnej Polski, czyli od początku lat 80. aż do teraz.
A jak o takiej Polsce uczyć?
Tak samo jak o Wielkiej Brytanii, Brazylii, Chinach czy Rosji.
Myślałam, że Polska jest trudniejsza do pojęcia.
Nie jest. Każdy kraj jest skomplikowany. Polska ma ten problem, że język polski jest bardzo mało znany na świecie. Ja, żeby coś powiedzieć o Polsce, musiałem poświęcić ładnych parę lat, by opanować ten język. Polska nie jest maleńka jak San Marino ani egzotyczna jak Tajwan lub Taiti. To dosyć duży kraj, ważny nie tylko dla siebie i sąsiadów, ale dla całej Europy, w zasadzie dla całego świata.
Sam pan powiedział, że o Polsce wiedziano więcej w czasach zimnej wojny niż teraz.
I to jest prawda. A teraz już chyba najwyższy czas, ponad 20 lat po zimnej wojnie, by Polska miała swoje miejsce w świecie naukowym. Te ostatnie 20 lat to jest czarna dziura - prawie nic o Polsce nie było słychać. Dla porównania, w latach 80. cały świat mówił o Polsce, o Lechu Wałęsie i Janie Pawle II. A teraz nie ma nikogo takiego. Nie ma też młodych, wykształconych ludzi i nie myślę tu o Polakach, którzy mogliby wiedzę o Polsce przekazywać, ale o wykształconych w tej dziedzinie Anglikach, Amerykanach czy Francuzach. Tylko proszę sobie nie myśleć, że Polska jest ciekawsza niż inne kraje. Chodzi o to, że aby Polska mogła funkcjonować w świecie, świat musi o niej wiedzieć, uczyć się.
I co, gdyby nie pan, to my, Polacy, sami byśmy o to nie zadbali?
Przez lata czułem się w tej kwestii jak samotny rycerz walczący z całym światem. Przeszkadzało mi, że w książce wydanej gdzieś na świecie na temat renesansu nie ma ani słowa o renesansie w Polsce albo że są encyklopedie o oświeceniu i ani słowa w nich o Stanisławie Auguście. Powtarzam często taką oto metaforę: chirurg, który opisuje ludzkie ciało, opisuje zarówno prawą, jak i lewą rękę, opisuje wszystkie części ciała. I nie ma znaczenia, że lewą stronę lubi mniej. Liczy się całość. Polska należy do Europy, do świata i w opisywaniu tego świata nie może być pomijana. I nie chodzi o to, czy tę Polskę się kocha, czy nie, ale o to, że to kraj o strategicznej pozycji w Europie. I ten, kto o Polsce nic nie wie, musi być ignorantem.
Panie profesorze, ale nawet młodym Polakom myli się stan wojenny z okrągłym stołem, a jednemu posłowi nawet z powstaniem warszawskim.
Niski poziom wiedzy historycznej to jest wina polskiego systemu edukacji. Przeciętny młody Anglik wcale nie musi być lepszy. Od kilku lat historia nie jest przedmiotem obowiązkowym w naszych szkołach. I niestety, na świecie, wśród naukowców, poziom wiedzy na temat Polski jest też niski. Opowiem coś pani. Wielki profesor gdzieś w Ameryce wygłasza wykład o historii Europy podczas II wojny światowej.
Niech pan nie mówi, że pomija rolę Polski?
Proszę sobie wyobrazić, że pomija. Ba, nic o Polsce nie powie. Bo nie wie. I jego koledzy też.
I pan wtedy listy pisze, protestuje?
Nie, książki piszę o Polsce (śmiech). I chyba mam pewien sukces, bo te moje książki są już na każdym kontynencie. Ale to nie wystarczy. Proszę spojrzeć na prezydenta USA Baracka Obamę, który jest fajnym, wykształconym człowiekiem, ale jednak dla niego Polska to jakiś daleki kraj. Urodził się na Hawajach, tam się wychowywał, w szkole był w Indonezji. I popełnił straszną gafę na temat Polski.
Mówi pan o "polskich obozach koncentracyjnych"?
Oczywiście. On tak powiedział, bo jego doradcy też tak mówią. Ale to wynika z niewiedzy. Możemy oczywiście mieć nadzieję, że za pięć, dziesięć lat w tych wszystkich doradczych kancelariach, w tych gazetach będzie coraz więcej ludzi, którzy powiedzą: "nie było polskich obozów koncentracyjnych" i którzy doradzą prezydentowi, jak powinien mówić albo on sam będzie o tym wiedział.
Od kogo się dowie?
Proszę pamiętać, że Polacy mają kłopot w mówieniu sensownie o sobie za granicą, bo wtedy zawsze wychodzą subiektywne racje, krzywdy.
Rozumiem, że panu jest łatwiej?
Tak, każdemu człowiekowi z zewnątrz jest łatwiej. Ludzi nie z Polski, którzy wiedzą coś o Polsce, jest w sumie niewielu. A tych, którzy rozumieją coś z polskiej historii, jeszcze mniej.
Wielu Polaków też nie rozumie. Dla jednych stan wojenny wprowadzony przez gen. Jaruzelskiego był zdradą, ciosem wymierzonym w Polaków, dla drugich jedynym ratunkiem dla Polski. Nas, Polaków, dzieli też okrągły stół, Lech Wałęsa, katastrofa smoleńska. Pana zdaniem trzeba szukać kompromisu w przekazywaniu wiedzy obcokrajowcom o Polsce?
Gdzie jest prawda i nieprawda, to nie kwestia kompromisu, tylko kwestia wiedzy i niewiedzy. W historii są fakty i ich interpretacje. Jest też fałszywa historia, którą bardzo łatwo rozpoznać. Tu, w Polsce, jest grupa ludzi, która celowo fałszuje historię Polski. Mam na myśli czasy od powstania "Solidarności". Ci ludzie chcą udowodnić, że Wałęsa nie był prawdziwym wodzem "Solidarności", chcą przekonać innych, że wypadek samolotu w Smoleńsku to był zamach.
A pan bierze pod uwagę takie spojrzenie na historię?
Moim zdaniem takie spojrzenie jest kompromitacją. Z drugiej strony staram się zrozumieć, skąd takie poglądy pochodzą. Pokazałem w Oksfordzie film o wypadku smoleńskim zatytułowany "Mgła". Zaczyna się od tego, że pokazana zostaje rosyjska maszyna wojskowa robiąca mgłę. I już to wywołuje śmiech. Dla mnie jest oczywiste, że rząd Polski nie „oddał sprawy Rosjanom”. Wybrał Konwencję Chicagowską - bez tego Moskwa mogłaby wykluczyć Polaków w ogóle. Jednak Rosjanie zaprosili polskich prokuratorów na miejsce katastrofy i współpraca jako taka odbyła się, choć nie bez błędów. Poza tym samolot spadł na ziemię rosyjską. Gdyby spadł amerykański samolot.
Z amerykańskim prezydentem?
Tak, to moim zdaniem Rosjanie zachowaliby się podobnie. Nie mam jednak nic przeciwko temu, by ktoś siedział i studiował wszystkie aspekty tej katastrofy.
Pan już kilka lat temu wieszczył podział Polski, polskiego społeczeństwa.
I problemem nie jest Jarosław Kaczyński - takich ludzi ma każdy naród - tylko to, że ponad 20 proc. wierzy mu.
Ponad 30 proc.
Ile? Przyjdą następne wybory, to ta liczba się zmieni. W środku kadencji normą jest, że rząd cierpi. Tak duży procent to efekt tego, że Polska przez wiele pokoleń była represjonowana, że ograniczano samodzielne myślenie. A polityka historyczna? Przecież to typowo komunistyczna inicjatywa: tylko na odwrót. Każdy reżim komunistyczny prowadził politykę historyczną. Ktoś powiedział, że istnieje w Polsce nurt antykomunistycznego bolszewizmu. Ta mentalność ścigania ludzi, szukania ofiary, bezlitosne potępiania za błędy prawdziwe bądź nie i kompletny brak zrozumienia dla tych, którzy te błędy popełniali, ale mimo wszystko mieli ogromny wpływ na przemiany w Polsce.
Mówi pan teraz o Lechu Wałęsie?
Pani to mówi. Słyszałem, że ten naród jest katolicki, czyli zdolny do wybaczenia. Trzeba mieć jakieś proporcje!
Wielu przekreśliło dorobek Güntera Grassa za to, co zrobił w młodości.
Chyba nie aż tak wielu. Trzeba ustalić fakty - Günter Grass nie jest winien, że służył w Waffen SS. On tego nie wybrał dobrowolnie, tylko został wybrany. Nawet nie był pełnoletni. Dopiero na miejscu, w bazie wojskowej, dowiedział się, gdzie jest.
Ale przez lata ukrywał swoją przeszłość.
I to był błąd, że nie przyznał się do służby w Waffen SS. Choć moim zdaniem nie kłamał, tylko postanowił o tym nie mówić. Nie rozumiem natomiast, jak można potępić całe jego dzieło, cały dorobek i talent. Rolą naukowców nie jest potępianie z góry, tylko analiza i zrozumienie, dlaczego tak było.
I pan w Oksfordzie będzie uczył o gen. Jaruzelskim, prezydentach Wałęsie, Kwaśniewskim, Kaczyńskim, Komorowskim, próbując zrozumieć ich postępowanie? Czy te studia będą się opierały np. na wiedzy o naszych negatywnych i pozytywnych bohaterach.
Jestem emerytem. Studia będą prowadzone przez młodszych. Poza tym historyk nie zajmuje się tylko bohaterami. Musi się zająć wszystkimi aspektami. Jaruzelski był tragiczną figurą. Nigdy z nim nie rozmawiałem. Natomiast napisał do mnie dziękując za moje książki. To człowiek, który nie był czarną owcą od początku do końca. Przecież ten system komunistyczny to był system niewolników. I nie tylko obywatele byli niewolnikami, władza również. Gdybym miał okazję zadać mu pytanie, to zapytałbym, czy z własnej woli wybrał Armię Czerwoną, a później Berlinga. Przecież był w drodze do armii Andersa. Może też dlatego, by dostać np. kromkę chleba. Nie wiem.
Słyszę, że pan na historię patrzy tak od serca, po ludzku, a nie tylko naukowo.
Każdy historyk jest człowiekiem i ma ludzkie reakcje. Ale musi także odfiltrowywać uczucia od obiektywnych ocen. W Polsce jest straszny paradoks, bo obiektywnie Polacy nigdy wcześniej nie mieli lepiej, a mimo to połowa rozrabia i ma pretensje o wszystko.
Wywiad z prof. Normanem Daviesem w najnowszym numerze "Wprost", który od niedzielnego południa jest dostępne w formie e-wydania. Najnowsze wydanie "Wprost" jest też dostępne na Facebooku.