Kiedy lekarze powiedzieli mu, że umrze za trzy lata, polecił spieniężyć cały swój prywatny majątek. Wszystko, co zgromadził przez 30 lat prowadzenia interesów, około 400 milionów złotych, przeznaczył na fundację edukującą dzieci z ubogich rodzin wiejskich.
Takiej historii jeszcze w Polsce nie było. Gdyby wydarzyło się to w USA, zapewne Steven Spielberg nakręciłby o tym film, który mógłby liczyć na niejednego Oscara. Andrzej Czernecki, założyciel HTL Strefa, jeden z najbardziej znanych polskich biznesmenów, zdecydował że cały majątek przeznaczy na fundację wspierającą edukację dzieci z ubogich rodzin wiejskich. Spieniężyć i oddać biednym kazał wszystko: ulubione Porsche 911, meble z salonu, dzieła sztuki, książki a nawet fotel i... popielniczkę. Pieniądze za sprzedaży firmy przekazał na "kapitał żelazny” założonej przez siebie Edukacyjnej Fundacji im. Profesora Romana Czerneckiego EFC.
Ekscentryk, szaleniec, patriota? Wszystkiego po trochu.
W biznesie Andrzej Czernecki osiągnął sukces, który nie ma odpowiednika. Kiedy na początku lat 80-tych rozpoczynał w garażu prymitywną produkcję pipet laboratoryjnych, nikt nie przypuszczał, że po 20 latach jego firma HTL Strefa zdobędzie ponad połowę rynku w specjalistycznej dziedzinie nakłuwaczy jednorazowego użytku. Owe nakłuwacze to urządzenia niezbędne do podstawowych analiz medycznych - m.in. wykorzystują je chorzy na cukrzycę, którzy mogą pobierać sobie kroplę krwi do codziennych badań poziomu cukru. W szczycie giełdowej hossy przed kryzysem jego firma była warta ponad 1,5 mld złotych.
- Andrzej miał poczucie, że skoro w jednym pokoleniu dorobił się fortuny to jest coś dłużny innym, w domyśle biedniejszym. Dlatego dużo pomagał - opowiada Jan Muszyński, warszawski przedsiębiorca i dobry znajomy Czerneckiego.
Biznesmen od kilkunastu lat walczył z białaczką. W 2009 roku lekarze oznajmili, że ma przed sobą góra trzy lata życia. Danego sobie czasu nie zmarnował. Znalazł prawników i pedagogów, którzy zgodzili się zorganizować i poprowadzić jego fundację.
Wkrótce potem dokonał transakcji ze szwedzkim funduszem inwestycyjnym EQT V sprzedając firmę za 885 mln złotych. Niemal połowa trafiła do rąk Czerneckiego - założyciela i głównego akcjonariusza.
Biznesmen zmarł 18 maja 2012 roku w wieku 72 lat. Dziś jego fundacja ma już 160 podopiecznych, a za miesiąc organizuje rekrutację młodych talentów. Dysponując kapitałem o wartości kilkuset milionów złotych gdzie odsetki pokrywają bieżące koszty działania, fundacja może spokojnie podejmować zobowiązania na wiele lat.
- Otwieramy drzwi do najlepszych szkół w Polsce i za granicą. Opłacamy internat, podręczniki, organizujemy korepetycje, kursy językowe, zapewniamy wsparcie psychologów, i wszystko, co jest potrzebne, aby zdolna młodzież mogła wyrwać się z kręgu biedy i rozpocząć naukę w wymarzonej szkole albo studiach - wylicza jednym tchem Igor Czernecki, syn przedsiębiorcy. Pytany, dlaczego to nie on lub jego brat Andrzej odziedziczyli schedę po ojcu odpowiada skromnie: - My już swoje otrzymaliśmy. Jesteśmy dorośli i pracujemy na własny rachunek. Więcej nam nie trzeba. A majątek ojca? Hmm. Cały tata, nigdy nie zwracał uwagi na kwestie materialne a pieniądze traktował przede wszystkim jako kapitał pod kolejne inwestycje.
Cały materiał można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne będzie również na Facebooku.
Ekscentryk, szaleniec, patriota? Wszystkiego po trochu.
W biznesie Andrzej Czernecki osiągnął sukces, który nie ma odpowiednika. Kiedy na początku lat 80-tych rozpoczynał w garażu prymitywną produkcję pipet laboratoryjnych, nikt nie przypuszczał, że po 20 latach jego firma HTL Strefa zdobędzie ponad połowę rynku w specjalistycznej dziedzinie nakłuwaczy jednorazowego użytku. Owe nakłuwacze to urządzenia niezbędne do podstawowych analiz medycznych - m.in. wykorzystują je chorzy na cukrzycę, którzy mogą pobierać sobie kroplę krwi do codziennych badań poziomu cukru. W szczycie giełdowej hossy przed kryzysem jego firma była warta ponad 1,5 mld złotych.
- Andrzej miał poczucie, że skoro w jednym pokoleniu dorobił się fortuny to jest coś dłużny innym, w domyśle biedniejszym. Dlatego dużo pomagał - opowiada Jan Muszyński, warszawski przedsiębiorca i dobry znajomy Czerneckiego.
Biznesmen od kilkunastu lat walczył z białaczką. W 2009 roku lekarze oznajmili, że ma przed sobą góra trzy lata życia. Danego sobie czasu nie zmarnował. Znalazł prawników i pedagogów, którzy zgodzili się zorganizować i poprowadzić jego fundację.
Wkrótce potem dokonał transakcji ze szwedzkim funduszem inwestycyjnym EQT V sprzedając firmę za 885 mln złotych. Niemal połowa trafiła do rąk Czerneckiego - założyciela i głównego akcjonariusza.
Biznesmen zmarł 18 maja 2012 roku w wieku 72 lat. Dziś jego fundacja ma już 160 podopiecznych, a za miesiąc organizuje rekrutację młodych talentów. Dysponując kapitałem o wartości kilkuset milionów złotych gdzie odsetki pokrywają bieżące koszty działania, fundacja może spokojnie podejmować zobowiązania na wiele lat.
- Otwieramy drzwi do najlepszych szkół w Polsce i za granicą. Opłacamy internat, podręczniki, organizujemy korepetycje, kursy językowe, zapewniamy wsparcie psychologów, i wszystko, co jest potrzebne, aby zdolna młodzież mogła wyrwać się z kręgu biedy i rozpocząć naukę w wymarzonej szkole albo studiach - wylicza jednym tchem Igor Czernecki, syn przedsiębiorcy. Pytany, dlaczego to nie on lub jego brat Andrzej odziedziczyli schedę po ojcu odpowiada skromnie: - My już swoje otrzymaliśmy. Jesteśmy dorośli i pracujemy na własny rachunek. Więcej nam nie trzeba. A majątek ojca? Hmm. Cały tata, nigdy nie zwracał uwagi na kwestie materialne a pieniądze traktował przede wszystkim jako kapitał pod kolejne inwestycje.
Cały materiał można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne będzie również na Facebooku.