- Pani przypuszcza, że jest taki system, który by nas ostrzegał? Nie ma czegoś takiego. Problemy obrony planetarnej Ziemi są nierozwiązane. Ludzie zajmują się różnymi dziwnymi rzeczami, ale nikt nie docenia tego zagrożenia, w związku z tym nie przeznacza się na to żadnych znaczących funduszy. Nie zbudowano systemu wczesnego ostrzegania. Ryzyko takich zdarzeń jest ogromne. Wszyscy to traktują jak science fiction, a jak widać jest to problem rzeczywisty – powiedział w rozmowie z Joanną Apelską płk rez. dr inż. Maciej Mroczkowski pytany, czy informacje o zbliżającym się meteorze zostały zatajone, by zapobiec wybuchowi paniki wśród ludzi.
Joanna Apelska: Rosyjskie media poinformowały, że meteoryt, który spadł dziś nad Uralem został zestrzelony.
Płk rez. dr inż. Maciej Mroczkowski prezes Polskiego Towarzystwa Astronautycznego: Ukazało się oświadczenie wicepremiera Rosji Dmitrija Rogozina, w którym oświadczył, że ani Rosja ani Stany Zjednoczone nie są w stanie uchronić Ziemi przed zagrożeniem z kosmosu. Jak się skojarzy te dwa doniesienia to widać wyraźnie, że nie są one spójne.
Jeśli chodzi o system obrony przed małymi ciałami kosmicznymi, to jest sprawa, którą się dyskutuje na świecie od 23 lat. Z profesorem Jachem i profesorem Wolańskim opublikowaliśmy w 1991 roku artykuł dotyczący tych zagrożeń. Od jakiegoś czasu, co dwa czy trzy lata odbywa się międzynarodowa konferencja dotycząca tych zagrożeń.
Trzeba pamiętać, że prędkość ciał kosmicznych, które wpadają w atmosferę ziemską to nie mniej niż około 8 kilometrów na sekundę, częściej od 15 do 20 kilometrów na sekundę. Nie ma takiego środka, który wystrzelony z Ziemi byłby w stanie reagować. Musi być wcześniejsze rozpoznanie. W tym celu powinien powstać system rozpoznania wokółziemskiej przestrzeni kosmicznej. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia nie jest duże, ale potencjalne skutki są ogromne, więc liczone w ten sposób ryzyko jest niewyobrażalne.
Dzisiejszy przypadek jest zbliżony, jeśli chodzi o przebieg, do zjawiska meteorytu tunguskiego z czerwca 1908 roku, tylko sama asteroida jest znacznie mniejsza. Z tych fragmentów, które zostały podjęte wynika, że była to asteroida kamienna. Meteorytami stały się odłamki, które powstały po „wybuchu” w ostatniej, końcowej fazie lotu tego drobnego ciała kosmicznego.
A skąd wziął się ów „wybuch”?
Jeżeli takie ciało ma prędkość rzędu 10 kilometrów na sekundę, kiedy wchodzi w gęstsze warstwy atmosfery, to ma ogromną energię kinetyczną. Gdy wchodzi w atmosferę zaczyna generować falę uderzeniową. Jak łatwo się zorientować prędkość tego ciała jest wielokrotnie (niekiedy kilkadziesiąt razy) większa od prędkości dźwięku przy powierzchni Ziemi. Przez to jakby pcha przed sobą warstwę powietrza tworząc tak zwaną odsuniętą falę uderzeniową, w pewnej odległości od tego ciała. Cały czas następuje wymiana ciepła i elementarne zderzenia na poziomie molekularnym, co nazywa się zjawiskiem ablacji, stąd widać przy przelocie tego ciała dość duży ślad, gdyż tam kondensuje się para wodna w atmosferze ziemskiej. Zbiera się ona na drobnych fragmentach, które w wyniku zjawiska ablacji odrywają się głównie z przedniej części takiej asteroidy.
W skutek gwałtownego wyhamowania, ta duża energia kinetyczna musi się wydzielić. Zamienia się w energię potencjalną ciała w tym miejscu, w którym jest tak silnie wyhamowywane. Ponieważ energia kinetyczna w ruchu takiego ciała, kiedy prędkość jest większa od 5 kilometrów na sekundę, jest wyższa od energii, która utrzymuje to ciało w całości (czyli energii wiązań molekularnych), mamy do czynienia z gwałtowną przemianą energetyczną, rozgrzaniem się i formą wybuchu. Ale to nie jest wybuch rozumiany klasycznie jak detonacja materiału wybuchowego, gdzie mamy źródło ciepła i energii w postaci fali detonacyjnej wewnątrz. Jest to gwałtowna zamiana jednej energii w drugą. Dopiero cząstki, które powstały w wyniku, można powiedzieć samorzutnego, rozpadu bardzo małej asteroidy nad Czelabińskiem, narobiły tyle szkód, o których się mówi. Spowodowała je także wspomniana wcześniej fala uderzeniowa, która towarzyszyła przelotowi meteorytu o średnicy - jak się ocenia -10 metrów.
To ciało rozdzieliło się podczas lotu co najwyżej na dwie części. Prawie do końca te dwie części leciały obok siebie w całości. Dopiero pod koniec, na wysokości ok. 10 km zostały one rozdrobnione na mniejsze fragmenty.
Czy Rosja ma jakiś system obrony, który może chronić przed takimi zjawiskami?
Rosja ma dwa systemy obrony przeciwrakietowej, są to rakiety z głowicami jądrowymi. Jeden system chroni Moskwę a drugi Petersburg. Gdyby go użyli to byłby wybuch jądrowy w atmosferze i to by miało zupełnie inny charakter.
Czyli nie ma dowodów, by Rosja wystrzeliła rakiety w stronę tego obiektu?
Nie ma. Proszę zwrócić uwagę, jaką drogę przebywa taki meteor w ciągu sekundy. Proszę mi powiedzieć jak to wydaje się prawdopodobne? Kojarząc to z wystąpieniem oficjalnym należy traktować to jako fantazję.
A fakt, że nie było wcześniej informacji na temat zbliżającego się do Ziemi obiektu? Czy to miało zapobiec wybuchowi paniki wśród ludzi?
Pani przypuszcza, że jest taki system, który by nas ostrzegał. Nie ma czegoś takiego. Problemy obrony planetarnej Ziemi są nierozwiązane. Ludzie zajmują się różnymi dziwnymi rzeczami, ale nikt nie docenia tego zagrożenia, w związku z tym nie przeznacza się na to żadnych znaczących funduszy. Nie idą na to ani środki finansowe, ani techniczne. Nie zbudowano systemu wczesnego ostrzegania. Trzeba jednak pamiętać, że są to niezwykle drogie rzeczy, z drugiej strony jednak ryzyko takich zdarzeń jest ogromne. Tymczasem wszyscy traktują to zagrożenie jak science fiction, a jak widać jest to problem rzeczywisty.
Czy przypadek Czelabińska sprawi, że zacznie się inwestować w tę sferę, czy chociażby dyskutować nad zagrożeniami związanymi z meteorami?
Trudno mi to ocenić. Ja od 20 lat wraz z profesorem Wolańskim i profesorem Jachem pracujemy, co jakiś czas włączając nowe charakterystyki związane z modelowaniem tych zjawisk. Od kilku lat prowadzę wykłady z technik kosmicznych w Wojskowej Akademii Technicznej. Dwa dni temu ustaliliśmy z promotorem i doktorantem temat jego rozprawy pod tytułem „Komputerowe modelowanie procesów zwalczania małych obiektów kosmicznych w pobliżu Ziemi”. Jesteśmy obecnie w fazie prowadzenia analiz do symulacji komputerowych. To ciągle jest wewnętrzna inicjatywa Polskiego Towarzystwa Astronautycznego, którego jestem prezesem.
Jeśli w tej chwili znalazłyby się pieniądze na takie systemy, to ile czasu zajęłoby ich wprowadzenie w życie?
To wymaga lat. Około rok temu zakończyła się amerykańska misja badania w podczerwieni obiektów znajdujących się w pobliżu Ziemi. Okazało się, że znaleziono 33 tysiące nowych, małych ciał kosmicznych.
A czy te ciała, które wykryto są potencjalnie zagrożeniem dla Ziemi?
Wszystkie te obiekty mogą stanowić zagrożenie dla Ziemi. Są trzy kategorie, obiektów, które się nazywa się NEO (Near Earth Object). Wśród nich jest około 1380 odpowiednio dużych, które stanowią bezpośrednie zagrożenie – nazywa się je PHA (Potentialy Hazardous Asteroids). Te ciała należą do rodziny AAA: Apollo, Aton albo Amor. Ta asteroida, która będzie przelatywać około godziny 20 rekordowo blisko Ziemi należy do grupy asteroid Aton. Wszyscy zapominają, że dziś będzie zarejestrowany przelot dość dużego obiektu o średnicy powyżej 60 metrów, który przetnie orbity satelitów geostacjonarnych.
Jak duży musiałby być meteoryt, by zniszczyć Ziemię, lub wywołać poważną katastrofę.
Nie jest łatwo zniszczyć Ziemię. Mam przeliczone modele dla ciał kosmicznych o średnicy 1600 i 3200 kilometrów. Po ich centralnym uderzeniu Ziemia zostaje kompletnie zdeformowana. Wewnętrzne jądro Ziemi jest całkowicie zdeformowane. Powstaje ogromny krater, ale Ziemia pozostaje wciąż obiektem kosmicznym o prawie niezmienionej masie. Jeżeli chodzi o naszą cywilizację, to zagraża jej obiekt o średnicy 10 kilometrów. To obiekt odpowiadający średnicą temu, który uderzył w Ziemię 65 miliardów lat temu. Kontynentowi zagraża asteroida o średnicy kilometra. Pojedynczemu państwu zagraża obiekt o średnicy około 300 metrów.
Płk rez. dr inż. Maciej Mroczkowski prezes Polskiego Towarzystwa Astronautycznego: Ukazało się oświadczenie wicepremiera Rosji Dmitrija Rogozina, w którym oświadczył, że ani Rosja ani Stany Zjednoczone nie są w stanie uchronić Ziemi przed zagrożeniem z kosmosu. Jak się skojarzy te dwa doniesienia to widać wyraźnie, że nie są one spójne.
Jeśli chodzi o system obrony przed małymi ciałami kosmicznymi, to jest sprawa, którą się dyskutuje na świecie od 23 lat. Z profesorem Jachem i profesorem Wolańskim opublikowaliśmy w 1991 roku artykuł dotyczący tych zagrożeń. Od jakiegoś czasu, co dwa czy trzy lata odbywa się międzynarodowa konferencja dotycząca tych zagrożeń.
Trzeba pamiętać, że prędkość ciał kosmicznych, które wpadają w atmosferę ziemską to nie mniej niż około 8 kilometrów na sekundę, częściej od 15 do 20 kilometrów na sekundę. Nie ma takiego środka, który wystrzelony z Ziemi byłby w stanie reagować. Musi być wcześniejsze rozpoznanie. W tym celu powinien powstać system rozpoznania wokółziemskiej przestrzeni kosmicznej. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia nie jest duże, ale potencjalne skutki są ogromne, więc liczone w ten sposób ryzyko jest niewyobrażalne.
Dzisiejszy przypadek jest zbliżony, jeśli chodzi o przebieg, do zjawiska meteorytu tunguskiego z czerwca 1908 roku, tylko sama asteroida jest znacznie mniejsza. Z tych fragmentów, które zostały podjęte wynika, że była to asteroida kamienna. Meteorytami stały się odłamki, które powstały po „wybuchu” w ostatniej, końcowej fazie lotu tego drobnego ciała kosmicznego.
A skąd wziął się ów „wybuch”?
Jeżeli takie ciało ma prędkość rzędu 10 kilometrów na sekundę, kiedy wchodzi w gęstsze warstwy atmosfery, to ma ogromną energię kinetyczną. Gdy wchodzi w atmosferę zaczyna generować falę uderzeniową. Jak łatwo się zorientować prędkość tego ciała jest wielokrotnie (niekiedy kilkadziesiąt razy) większa od prędkości dźwięku przy powierzchni Ziemi. Przez to jakby pcha przed sobą warstwę powietrza tworząc tak zwaną odsuniętą falę uderzeniową, w pewnej odległości od tego ciała. Cały czas następuje wymiana ciepła i elementarne zderzenia na poziomie molekularnym, co nazywa się zjawiskiem ablacji, stąd widać przy przelocie tego ciała dość duży ślad, gdyż tam kondensuje się para wodna w atmosferze ziemskiej. Zbiera się ona na drobnych fragmentach, które w wyniku zjawiska ablacji odrywają się głównie z przedniej części takiej asteroidy.
W skutek gwałtownego wyhamowania, ta duża energia kinetyczna musi się wydzielić. Zamienia się w energię potencjalną ciała w tym miejscu, w którym jest tak silnie wyhamowywane. Ponieważ energia kinetyczna w ruchu takiego ciała, kiedy prędkość jest większa od 5 kilometrów na sekundę, jest wyższa od energii, która utrzymuje to ciało w całości (czyli energii wiązań molekularnych), mamy do czynienia z gwałtowną przemianą energetyczną, rozgrzaniem się i formą wybuchu. Ale to nie jest wybuch rozumiany klasycznie jak detonacja materiału wybuchowego, gdzie mamy źródło ciepła i energii w postaci fali detonacyjnej wewnątrz. Jest to gwałtowna zamiana jednej energii w drugą. Dopiero cząstki, które powstały w wyniku, można powiedzieć samorzutnego, rozpadu bardzo małej asteroidy nad Czelabińskiem, narobiły tyle szkód, o których się mówi. Spowodowała je także wspomniana wcześniej fala uderzeniowa, która towarzyszyła przelotowi meteorytu o średnicy - jak się ocenia -10 metrów.
To ciało rozdzieliło się podczas lotu co najwyżej na dwie części. Prawie do końca te dwie części leciały obok siebie w całości. Dopiero pod koniec, na wysokości ok. 10 km zostały one rozdrobnione na mniejsze fragmenty.
Czy Rosja ma jakiś system obrony, który może chronić przed takimi zjawiskami?
Rosja ma dwa systemy obrony przeciwrakietowej, są to rakiety z głowicami jądrowymi. Jeden system chroni Moskwę a drugi Petersburg. Gdyby go użyli to byłby wybuch jądrowy w atmosferze i to by miało zupełnie inny charakter.
Czyli nie ma dowodów, by Rosja wystrzeliła rakiety w stronę tego obiektu?
Nie ma. Proszę zwrócić uwagę, jaką drogę przebywa taki meteor w ciągu sekundy. Proszę mi powiedzieć jak to wydaje się prawdopodobne? Kojarząc to z wystąpieniem oficjalnym należy traktować to jako fantazję.
A fakt, że nie było wcześniej informacji na temat zbliżającego się do Ziemi obiektu? Czy to miało zapobiec wybuchowi paniki wśród ludzi?
Pani przypuszcza, że jest taki system, który by nas ostrzegał. Nie ma czegoś takiego. Problemy obrony planetarnej Ziemi są nierozwiązane. Ludzie zajmują się różnymi dziwnymi rzeczami, ale nikt nie docenia tego zagrożenia, w związku z tym nie przeznacza się na to żadnych znaczących funduszy. Nie idą na to ani środki finansowe, ani techniczne. Nie zbudowano systemu wczesnego ostrzegania. Trzeba jednak pamiętać, że są to niezwykle drogie rzeczy, z drugiej strony jednak ryzyko takich zdarzeń jest ogromne. Tymczasem wszyscy traktują to zagrożenie jak science fiction, a jak widać jest to problem rzeczywisty.
Czy przypadek Czelabińska sprawi, że zacznie się inwestować w tę sferę, czy chociażby dyskutować nad zagrożeniami związanymi z meteorami?
Trudno mi to ocenić. Ja od 20 lat wraz z profesorem Wolańskim i profesorem Jachem pracujemy, co jakiś czas włączając nowe charakterystyki związane z modelowaniem tych zjawisk. Od kilku lat prowadzę wykłady z technik kosmicznych w Wojskowej Akademii Technicznej. Dwa dni temu ustaliliśmy z promotorem i doktorantem temat jego rozprawy pod tytułem „Komputerowe modelowanie procesów zwalczania małych obiektów kosmicznych w pobliżu Ziemi”. Jesteśmy obecnie w fazie prowadzenia analiz do symulacji komputerowych. To ciągle jest wewnętrzna inicjatywa Polskiego Towarzystwa Astronautycznego, którego jestem prezesem.
Jeśli w tej chwili znalazłyby się pieniądze na takie systemy, to ile czasu zajęłoby ich wprowadzenie w życie?
To wymaga lat. Około rok temu zakończyła się amerykańska misja badania w podczerwieni obiektów znajdujących się w pobliżu Ziemi. Okazało się, że znaleziono 33 tysiące nowych, małych ciał kosmicznych.
A czy te ciała, które wykryto są potencjalnie zagrożeniem dla Ziemi?
Wszystkie te obiekty mogą stanowić zagrożenie dla Ziemi. Są trzy kategorie, obiektów, które się nazywa się NEO (Near Earth Object). Wśród nich jest około 1380 odpowiednio dużych, które stanowią bezpośrednie zagrożenie – nazywa się je PHA (Potentialy Hazardous Asteroids). Te ciała należą do rodziny AAA: Apollo, Aton albo Amor. Ta asteroida, która będzie przelatywać około godziny 20 rekordowo blisko Ziemi należy do grupy asteroid Aton. Wszyscy zapominają, że dziś będzie zarejestrowany przelot dość dużego obiektu o średnicy powyżej 60 metrów, który przetnie orbity satelitów geostacjonarnych.
Jak duży musiałby być meteoryt, by zniszczyć Ziemię, lub wywołać poważną katastrofę.
Nie jest łatwo zniszczyć Ziemię. Mam przeliczone modele dla ciał kosmicznych o średnicy 1600 i 3200 kilometrów. Po ich centralnym uderzeniu Ziemia zostaje kompletnie zdeformowana. Wewnętrzne jądro Ziemi jest całkowicie zdeformowane. Powstaje ogromny krater, ale Ziemia pozostaje wciąż obiektem kosmicznym o prawie niezmienionej masie. Jeżeli chodzi o naszą cywilizację, to zagraża jej obiekt o średnicy 10 kilometrów. To obiekt odpowiadający średnicą temu, który uderzył w Ziemię 65 miliardów lat temu. Kontynentowi zagraża asteroida o średnicy kilometra. Pojedynczemu państwu zagraża obiekt o średnicy około 300 metrów.