Co łączy ludzki płód, konopie indyjskie, byczą spermę, niemowlęce napletki, jad węża, ptasie odchody, wymiociny wieloryba, płyn pępowinowy i grzebień koguta? Wszystkie są pożądanym składnikiem kosmetyków.
Przeciwnicy In vitro twierdzą, że zamrożone i nie wykorzystane ludzkie embriony trafiają do laboratoriów, w których poddawane są eksperymentom. Niedawno Jarosław Gowin, wówczas jeszcze minister w rządzie Tuska, powiedział, że zarodki z polskich klinik wysyłano do Niemiec, gdzie – sugerował - mogły być wykorzystywane np. do hodowli komórek macierzystych czy wykorzystywane w produkcji kosmetyków.
Mit ten, że ludzkie zarodki przerabiane są na cenne składniki aktywne kremów czy balsamów odmładzających wciąż pokutuje. Zdaniem specjalistów to kompletna bzdura. - Według prawa Unii Europejskiej w kosmetykach nie można stosować żadnych składników pochodzących z tkanek i organów ludzi - mówi dr Katarzyna Rogiewicz, zastępca dyrektora ds. badań i rozwoju w Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris.
Teraz. Kiedyś owszem, dostawcami poprawiających urodę hormonów, minerałów i witamin, kolagenu czy kwasu hialuronowego były ludzkie i zwierzęce łożyska, płyn owodniowy i pępowinowy czy wręcz embriony w różnych fazach rozwoju. I działo się to w XXI wieku, nie w zamierzchłej przeszłości.
Skóra płodu, skóra więźnia
Kilka lat temu szwajcarska firma kosmetyczna Neocutis wprowadziła nową linię preparatów. Dzięki zawartości unikatowych protein PSP odpowiedzialnych za regenerację skóry, kosmetyki te miały przywracać jej młodzieńczy wygląd. Tak przynajmniej głosiły slogany reklamujące szwajcarskie specyfiki. Niby nic nadzwyczajnego, bo przecież większość firm kosmetycznych to obiecuje i tak właśnie zachęca do zakupu słoiczka kremu za kilkadziesiąt dolarów. Tyle, że w procesie pozyskiwania PSP stanowiącego unikalny składnik szwajcarskich kosmetyków używano komórek płodów pochodzących z aborcji. Głównie chińskich. Fakt ten odkryła organizacja pro-life Children of God for Life od lat monitorująca między innymi działalność koncernów farmaceutycznych. Wcześniej domyślano się tylko, że w laboratoriach koncernów kosmetycznych także wykorzystuje się ludzkie embriony, jednak nikt nie był w stanie tego dowieść. Przełom nastąpił, kiedy Neocutis na swojej stronie internetowej sam podał tę informację. Można było przeczytać wprost o "komórkach embriona uzyskanych w procesie jednorazowej aborcji płodu”. Producenci kosmetyków musieli podawać skład substancji wykorzystanych do stworzenia kremu czy balsamu. Nigdy jednak nie dzielili się informacjami o tym, z czego i jakimi metodami proteiny, hormony, kwasy czy witaminy zostały pozyskane. Szwajcarski koncern bronił się, że to była tylko "jednorazowa aborcja”, czyli użyto jednego płodu do wyekstrahowania PSP. Nie zmienia to jednak faktu, że do produkcji skutecznych kosmetyków odmładzających niezbędne okazały się komórki pochodzące z ciała nienarodzonego człowieka.
Cała rozmowa w najnowszym wydani u tygodnika "Wprost” od niedzielnego wieczora będzie dostępne w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
Mit ten, że ludzkie zarodki przerabiane są na cenne składniki aktywne kremów czy balsamów odmładzających wciąż pokutuje. Zdaniem specjalistów to kompletna bzdura. - Według prawa Unii Europejskiej w kosmetykach nie można stosować żadnych składników pochodzących z tkanek i organów ludzi - mówi dr Katarzyna Rogiewicz, zastępca dyrektora ds. badań i rozwoju w Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris.
Teraz. Kiedyś owszem, dostawcami poprawiających urodę hormonów, minerałów i witamin, kolagenu czy kwasu hialuronowego były ludzkie i zwierzęce łożyska, płyn owodniowy i pępowinowy czy wręcz embriony w różnych fazach rozwoju. I działo się to w XXI wieku, nie w zamierzchłej przeszłości.
Skóra płodu, skóra więźnia
Kilka lat temu szwajcarska firma kosmetyczna Neocutis wprowadziła nową linię preparatów. Dzięki zawartości unikatowych protein PSP odpowiedzialnych za regenerację skóry, kosmetyki te miały przywracać jej młodzieńczy wygląd. Tak przynajmniej głosiły slogany reklamujące szwajcarskie specyfiki. Niby nic nadzwyczajnego, bo przecież większość firm kosmetycznych to obiecuje i tak właśnie zachęca do zakupu słoiczka kremu za kilkadziesiąt dolarów. Tyle, że w procesie pozyskiwania PSP stanowiącego unikalny składnik szwajcarskich kosmetyków używano komórek płodów pochodzących z aborcji. Głównie chińskich. Fakt ten odkryła organizacja pro-life Children of God for Life od lat monitorująca między innymi działalność koncernów farmaceutycznych. Wcześniej domyślano się tylko, że w laboratoriach koncernów kosmetycznych także wykorzystuje się ludzkie embriony, jednak nikt nie był w stanie tego dowieść. Przełom nastąpił, kiedy Neocutis na swojej stronie internetowej sam podał tę informację. Można było przeczytać wprost o "komórkach embriona uzyskanych w procesie jednorazowej aborcji płodu”. Producenci kosmetyków musieli podawać skład substancji wykorzystanych do stworzenia kremu czy balsamu. Nigdy jednak nie dzielili się informacjami o tym, z czego i jakimi metodami proteiny, hormony, kwasy czy witaminy zostały pozyskane. Szwajcarski koncern bronił się, że to była tylko "jednorazowa aborcja”, czyli użyto jednego płodu do wyekstrahowania PSP. Nie zmienia to jednak faktu, że do produkcji skutecznych kosmetyków odmładzających niezbędne okazały się komórki pochodzące z ciała nienarodzonego człowieka.
Cała rozmowa w najnowszym wydani u tygodnika "Wprost” od niedzielnego wieczora będzie dostępne w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .