Co naprawdę wydarzyło się w Magdalence?

Co naprawdę wydarzyło się w Magdalence?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lech Wałęsa w Magdalence (fot. archiwum Wprost) 
Wcale nie było tak, że komuniści pogodzili się z przegraną w wyborach 4 czerwca 1989 roku i dobrowolnie oddali władzę. Straszyli ich unieważnieniem, utratą kontroli nad milicją, wojskiem i SB, by wymusić ustępstwa od Solidarności. Porozumienie wisiało na włosku.
Już dwa dni po wyborach na pilną rozmowę z arcybiskupem Bronisławem Dąbrowskim w Episkopacie Polski umówił się Stanisław Ciosek. To on oficjalnie poinformował biskupa, że w wyborach przepadła lista krajowa, To oznacza, że do Sejmu nie wejdą ani premier Mieczysław Rakowski, ani szef MSW Czesław Kiszczak, ani szef MON Florian Siwicki i dodatkowych trzydziestu bardzo ważnych działaczy związanych z PZPR. Przez to wynegocjowana przy Okrągłym Stole umowa o podziale mandatów między PZPR a Solidarność w proporcji 65 do 35 staje się nieaktualna. Komuniści są zszokowani tymi wynikami. Nie mogą uwierzyć w przegraną. Jeśli zabraknie 33 posłów to nie uda się nawet wybrać Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta, a to też zostało ustalone przy Okrągłym Stole.  Ciosek mówi arcybiskupowi o panice w partyjnym kierownictwie. – Sytuacja robi się nerwowa – opowiada Ciosek. – Są naciski na gen. Jaruzelskiego, by unieważnić wybory. 

Jak nerwowa, cztery dni po wyborach dowiadują się liderzy opozycji Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek. Zdenerwowany generał Czesław Kiszczak wzywa ich do rządowej willi przy ulicy Parkowej i ruga ich za niedotrzymanie umów Okrągłego Stołu: – Co sobie myślicie! – krzyczy. – Kontrakt polityczny chcecie zerwać, system chcecie zmieniać, władzę przejąć, rząd obalić! 

Od tego momentu zaczęły się naciski na opozycję, by jeszcze przed drugą turą wyborów wprowadzić takie zmiany w ordynacji wyborczej, by utracone 33 mandaty odzyskać. Był nawet pomysł by jeszcze raz wystawić tych samych, odrzuconych przez wyborców kandydatów. Ostro zaprotestował przeciwko temu Adam Michnik: – Nie możemy ludzi robić w konia. To tak jakby małemu dziecku, które zwymiotowało zupę, kazać ją zjeść ponownie – tłumaczył.

W końcu opozycja zgodziła się, by złamać prawo i tak zmienić ordynację wyborczą, by ułatwić PZPR obsadzenie 33 mandatów. 

Nawet Krzysztof Dubiński związany z ówczesną władzą, który brał udział w negocjacjach zdumiony był uległością opozycji: – Strona rządowa się nadęła, a opozycyjna dała sobie narzucić taką formułę i przepraszała za to, że żyje. Wałęsa mówił: panowie, jest nam przykro, my będziemy się starać to naprawić. 

To ustępstwo umożliwiło wkrótce wybór Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta RP i rozpoczęło podziały w Solidarności. Andrzej Wielowieyski, który brał udział w negocjacjach uważa jednak, że było to konieczne. Wysłany został jasny sygnał stronie partyjno-rządowej, że mimo klęski nie będzie ona niszczona przez solidarnościową opozycję – napisał w swojej książce.

Więcej artykule Cezarego Łazarewicza w nowym numerze "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .

Galeria:
Magdalenka