O. Krzysztof Mądel, zakonnik który dostał zakaz wypowiadania się w mediach oraz zakaz odprawiania mszy za bójkę, do jakiej doszło w zakonie, w rozmowie z TVN24 tłumaczył jak wyglądało całe zajście.
Duchowny mówił, że do sytuacji tej doszło, gdyż wróciły przykre wspomnienia z dzieciństwa. - Mam świadomość tego, że rzeczywiście źle się zachowałem i odepchnąłem kogoś z całej siły, no dlatego że wróciły przykre wspomnienia. To znaczy, wyczekiwanie księdza, który stoi nad głową i przez kwadrans czeka, aż dziecko coś odpowie, no to są moje przykre przeżycia z dzieciństwa - mówił.
Jak tłumaczył o. Mądel problem pojawił się, gdy on zwrócił uwagę innemu zakonnikowi, że powinien spowiadać wiernych. - Jak zawsze zaczął się bronić, że ma kłopoty z cukrzycą. Ja próbowałem mu powiedzieć, że chętnie go zastąpię, niech tylko mi powie, kiedy tam pójdzie. No ale niestety tak się złożyło, że wszedł ktoś inny i zaczął mu robić uwagi.On obrażony wrócił do pracy, nie dokończył śniadania, ale potem koniecznie chciał ze mną porozmawiać po tym dyżurze. Ja chciałem zrobić tak, żeby to było przy świadkach, bardzo mu się to nie spodobało. Jakoś tam to skomentował tak agresywnie, ale przeraziło mnie to, że stanął tuż obok mnie wyczekująco. Padło jakieś ostrzejsze słowo. Potem jednak mnie uderzył. Ja tego ciosu nie widziałem, bo ja się zasłoniłem gazetą przed ostrymi słowami. A potem tę gazetę wpycha mi na twarz - relacjonował duchowny.
- Po prostu spanikowałem, dlatego że to była dokładnie taka sytuacja, jaka się wielokrotnie zdarzała w dzieciństwie. I raz udało mi się tę sytuację bardzo szybko jakby rozwiązać, więc ja się po prostu zerwałem i z całej siły tego człowieka odepchnąłem - mówił o. Mądel.
Drugi duchowny trafił do szpitala z rozciętą głową i opatrunkiem na obojczyku.
ja, TVN24
Jak tłumaczył o. Mądel problem pojawił się, gdy on zwrócił uwagę innemu zakonnikowi, że powinien spowiadać wiernych. - Jak zawsze zaczął się bronić, że ma kłopoty z cukrzycą. Ja próbowałem mu powiedzieć, że chętnie go zastąpię, niech tylko mi powie, kiedy tam pójdzie. No ale niestety tak się złożyło, że wszedł ktoś inny i zaczął mu robić uwagi.On obrażony wrócił do pracy, nie dokończył śniadania, ale potem koniecznie chciał ze mną porozmawiać po tym dyżurze. Ja chciałem zrobić tak, żeby to było przy świadkach, bardzo mu się to nie spodobało. Jakoś tam to skomentował tak agresywnie, ale przeraziło mnie to, że stanął tuż obok mnie wyczekująco. Padło jakieś ostrzejsze słowo. Potem jednak mnie uderzył. Ja tego ciosu nie widziałem, bo ja się zasłoniłem gazetą przed ostrymi słowami. A potem tę gazetę wpycha mi na twarz - relacjonował duchowny.
- Po prostu spanikowałem, dlatego że to była dokładnie taka sytuacja, jaka się wielokrotnie zdarzała w dzieciństwie. I raz udało mi się tę sytuację bardzo szybko jakby rozwiązać, więc ja się po prostu zerwałem i z całej siły tego człowieka odepchnąłem - mówił o. Mądel.
Drugi duchowny trafił do szpitala z rozciętą głową i opatrunkiem na obojczyku.
ja, TVN24