Katecheta pedofil nie tylko wykorzystywał dzieci, lecz także je deprawował. Wkrótce proces.
Wieczorami po osiedlu niosło się głośne tur-tur po chodnikach. To ksiądz Jacek S. z grupą uczennic jeździli na rolkach. Kazał im się trzymać za ręce. Gdy któraś się potknęła – co było nieuniknione – wszyscy wpadali na siebie. Było dużo śmiechu, bo w tej kotłowaninie ksiądz dziewczynki łaskotał. Styczeń 2012 r. Do komisariatu policji w podwarszawskim Legionowie przychodzi wikariusz z kościoła garnizonowego. Znają go – to ten, co tak świetnie zajmuje się dziećmi z katechezy.
– Od kilku dni ktoś mnie prześladuje – duszpasterz informuje dyżurnego oficera. Na dowód pokazuje SMS-y w swoim telefonie: „Zabiję cię jak psa (…) Samochodzik masz już do wymiany, frajerze”.
– Boję się, że to szaleniec – denerwuje się młody ksiądz. Nim śledztwo na dobre ruszyło, duchowny przyniósł kolejny dowód nękania – kartkę, którą znalazł za wycieraczką. Okazało się, że był na niej zapisany telefon 19-letniej Wioletty S., jego byłej uczennicy. – To ona mnie prześladuje – stwierdził.
Okazje z przeceny
Dziewczyna przyznała się tylko do włożenia kartki – chciała, by ksiądz Jacek się odezwał, bo od pewnego czasu jej unikał. – A dlaczego wikary wskazał właśnie na panią jako swoją prześladowczynię? – dziwił się policjant. – Bo chce mnie zastraszyć, zmusić do milczenia, gdyż za dużo mogłabym ujawnić. Wioletta chętnie podzieliła się z funkcjonariuszem swoją wiedzą. Księdza Jacka zna od pięciu lat. Wyróżniał ją w klasie, mogła się do niego zwracać po imieniu. Kiedyś pojechali na zakupy do marketu; miał dużo toreb, pomogła mu je wnieść do mieszkania. Od progu zerwał z niej ubranie, zmusił do współżycia. Broniła się, ale miała tylko 14 lat, był silniejszy. Zagroził, że jeśli komuś napomknie o tym, co się zdarzyło, zrobi z niej wariatkę. Nadal chodziła do kościoła, bo trwało przygotowanie do bierzmowania. Ksiądz opłacał jej milczenie prezentami. – Dostawałam fajne ciuchy, koleżanki mi zazdrościły. Mamie mówiłam, że to okazja z przeceny. Wnoszenie zakupów do jego kawalerki zawsze się kończyło w łóżku. Ale już nie musiał używać siły.
Ciąża? Pierwsze słyszę
– Ja się w nim zakochałam – wyznała policjantowi Wioletta S. – Mówił, że zostawi Kościół, będzie moim mężem. Chodziłam do niego kilka razy w tygodniu. Żeby mnie ośmielić, podrzucał mi filmy pornograficzne. Zerwaliśmy rok temu, bo znalazł sobie inną dziewczynę. Podczas następnego przesłuchania Wioletta S. przyznała się do wysyłania gróźb pod numer telefonu księdza. Chciała go nastraszyć, że poniesie karę za jej krzywdy. I żeby się wyniósł do innej parafii. Gdy dziewczyna kolejny raz stawiła się w komisariacie, wyznała od progu: – Nie powiedziałam wszystkiego. Pod koniec 2010 r. byłam w ciąży z Jackiem. Postanowiliśmy powiadomić o tym moich rodziców, bo ja nie miałam jeszcze 17 lat. – „Załatwcie córce indywidualne nauczanie, nie powinna z brzuchem się pokazywać szkole. Z bożą pomocą na pewno sobie poradzicie”. Tyle miał do powiedzenia. – Czy pani usunęła ciążę? – No tak. – A chciała pani usunąć?
– Nie wiem. Jacek dał 3 tys. zł na zabieg. Obiecywał, że nic się między nami nie zmieni, a potem traktował mnie jak powietrze. Wtedy zostawała u niego na noc inna dziewczynka z klasy. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Zawaliłam szkołę, choć wcześniej byłam prymuską, wpadłam w depresję. Rodzice Wioletty potwierdzili zeznania córki. Wikary został aresztowany. Podczas rewizji zabrano telefon komórkowy podejrzanego, aby odtworzyć SMS-y, które nadchodziły pod ten numer. Ksiądz zaprzeczał, że współżył z 14-latką: – Oskarżenie o molestowanie to zemsta, bo groziła jej kara za zniszczenie mi samochodu. Uprawialiśmy seks, ale gdy osiągnęła pełnoletność. To ona zainicjowała pierwsze intymne kontakty.
Co do prezentów – czasem, gdy byli razem w sklepie, kupował jej coś do ubrania, bo się żaliła, że w domu na wszystkim oszczędzali. Z tych też powodów dostawała od niego drobne kwoty – 50, 100 zł. Raz dał jej 3 tys. zł na leczenie, gdyż się dowiedział, że ma anemię. O tym, że była w ciąży, słyszy po raz pierwszy. Podczas kolejnego przesłuchania ksiądz sprostował swe poprzednie wyjaśnienia co do podarowanych 3 tys. zł. Tak naprawdę nie były na leczenie anemii, lecz na ginekologa, bo się dowiedział, że płód jest martwy i trzeba oczyścić macicę. Dopiero gdy było po wszystkim, prawda wyszła na jaw. Bardzo się zdenerwował, nie akceptuje usuwania ciąży. Ale nie wie, czyje to było dziecko, Wioletta miała wielu chłopaków. Proboszcz parafii wystawił swemu wikariuszowi bardzo dobrą opinię: – To gorliwy duszpasterz, który cały swój wolny czas poświęca dzieciom. Założył chórek Aniołki, jeździ z uczniami na obozy, wycieczki, zabiera ich na basen. Rodzice są zachwyceni.
Cały tekst Heleny Kowalik pr zeczytacie w najnowszym (41/2013) numerze tygodnika "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .
– Od kilku dni ktoś mnie prześladuje – duszpasterz informuje dyżurnego oficera. Na dowód pokazuje SMS-y w swoim telefonie: „Zabiję cię jak psa (…) Samochodzik masz już do wymiany, frajerze”.
– Boję się, że to szaleniec – denerwuje się młody ksiądz. Nim śledztwo na dobre ruszyło, duchowny przyniósł kolejny dowód nękania – kartkę, którą znalazł za wycieraczką. Okazało się, że był na niej zapisany telefon 19-letniej Wioletty S., jego byłej uczennicy. – To ona mnie prześladuje – stwierdził.
Okazje z przeceny
Dziewczyna przyznała się tylko do włożenia kartki – chciała, by ksiądz Jacek się odezwał, bo od pewnego czasu jej unikał. – A dlaczego wikary wskazał właśnie na panią jako swoją prześladowczynię? – dziwił się policjant. – Bo chce mnie zastraszyć, zmusić do milczenia, gdyż za dużo mogłabym ujawnić. Wioletta chętnie podzieliła się z funkcjonariuszem swoją wiedzą. Księdza Jacka zna od pięciu lat. Wyróżniał ją w klasie, mogła się do niego zwracać po imieniu. Kiedyś pojechali na zakupy do marketu; miał dużo toreb, pomogła mu je wnieść do mieszkania. Od progu zerwał z niej ubranie, zmusił do współżycia. Broniła się, ale miała tylko 14 lat, był silniejszy. Zagroził, że jeśli komuś napomknie o tym, co się zdarzyło, zrobi z niej wariatkę. Nadal chodziła do kościoła, bo trwało przygotowanie do bierzmowania. Ksiądz opłacał jej milczenie prezentami. – Dostawałam fajne ciuchy, koleżanki mi zazdrościły. Mamie mówiłam, że to okazja z przeceny. Wnoszenie zakupów do jego kawalerki zawsze się kończyło w łóżku. Ale już nie musiał używać siły.
Ciąża? Pierwsze słyszę
– Ja się w nim zakochałam – wyznała policjantowi Wioletta S. – Mówił, że zostawi Kościół, będzie moim mężem. Chodziłam do niego kilka razy w tygodniu. Żeby mnie ośmielić, podrzucał mi filmy pornograficzne. Zerwaliśmy rok temu, bo znalazł sobie inną dziewczynę. Podczas następnego przesłuchania Wioletta S. przyznała się do wysyłania gróźb pod numer telefonu księdza. Chciała go nastraszyć, że poniesie karę za jej krzywdy. I żeby się wyniósł do innej parafii. Gdy dziewczyna kolejny raz stawiła się w komisariacie, wyznała od progu: – Nie powiedziałam wszystkiego. Pod koniec 2010 r. byłam w ciąży z Jackiem. Postanowiliśmy powiadomić o tym moich rodziców, bo ja nie miałam jeszcze 17 lat. – „Załatwcie córce indywidualne nauczanie, nie powinna z brzuchem się pokazywać szkole. Z bożą pomocą na pewno sobie poradzicie”. Tyle miał do powiedzenia. – Czy pani usunęła ciążę? – No tak. – A chciała pani usunąć?
– Nie wiem. Jacek dał 3 tys. zł na zabieg. Obiecywał, że nic się między nami nie zmieni, a potem traktował mnie jak powietrze. Wtedy zostawała u niego na noc inna dziewczynka z klasy. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Zawaliłam szkołę, choć wcześniej byłam prymuską, wpadłam w depresję. Rodzice Wioletty potwierdzili zeznania córki. Wikary został aresztowany. Podczas rewizji zabrano telefon komórkowy podejrzanego, aby odtworzyć SMS-y, które nadchodziły pod ten numer. Ksiądz zaprzeczał, że współżył z 14-latką: – Oskarżenie o molestowanie to zemsta, bo groziła jej kara za zniszczenie mi samochodu. Uprawialiśmy seks, ale gdy osiągnęła pełnoletność. To ona zainicjowała pierwsze intymne kontakty.
Co do prezentów – czasem, gdy byli razem w sklepie, kupował jej coś do ubrania, bo się żaliła, że w domu na wszystkim oszczędzali. Z tych też powodów dostawała od niego drobne kwoty – 50, 100 zł. Raz dał jej 3 tys. zł na leczenie, gdyż się dowiedział, że ma anemię. O tym, że była w ciąży, słyszy po raz pierwszy. Podczas kolejnego przesłuchania ksiądz sprostował swe poprzednie wyjaśnienia co do podarowanych 3 tys. zł. Tak naprawdę nie były na leczenie anemii, lecz na ginekologa, bo się dowiedział, że płód jest martwy i trzeba oczyścić macicę. Dopiero gdy było po wszystkim, prawda wyszła na jaw. Bardzo się zdenerwował, nie akceptuje usuwania ciąży. Ale nie wie, czyje to było dziecko, Wioletta miała wielu chłopaków. Proboszcz parafii wystawił swemu wikariuszowi bardzo dobrą opinię: – To gorliwy duszpasterz, który cały swój wolny czas poświęca dzieciom. Założył chórek Aniołki, jeździ z uczniami na obozy, wycieczki, zabiera ich na basen. Rodzice są zachwyceni.
Cały tekst Heleny Kowalik pr zeczytacie w najnowszym (41/2013) numerze tygodnika "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .