Tłok na prawicy

Dodano:   /  Zmieniono: 

Jarosław Gowin mi zaimponował. Z dawnego salonowo-medialnego polityka stał się politykiem prowincjonalno-objazdowym i na tyle odważnym, by założyć własną partię. A wyglądał raczej na kogoś, kto nie lubi opuszczać salonów i nie lubi ryzyka samodzielności. Dzięki Gowinowi na prawicy zrobił się prawdziwy tłok. Jest tam bowiem wiele partii realnych, takich jak PO, PSL, PiS, Solidarna Polska, i wiele potencjalnych, bo – jak sądzę – jest wielu mężczyzn, których rozpierają ambicje władzy i przekonanie, że o nią łatwo. No bo łatwo. Nie trzeba pisać programów, deklarować żadnych reform czy zmian: wystarczy głośno bronić tego, co było, czyli jakiejś wybiórczej Tradycji, jakiejś wymyślonej Polski czy polskości, Rodziny, a także zważać na hierarchów (Kościół to jeszcze ciągle potężna siła polityczna) oraz młokosów ze stadionów. Mam przekonanie, że w najbliższych eurowyborach sukces osiągnie partia typu LPR (drugie miejsce w poprzednich wyborach), tyle że „unowocześniona” o siłę narodowego kibolstwa. Taki sojusz Kościoła ze stadionem stał się zresztą możliwy i owocny, dzięki staraniom zarówno PiS, które odkryło, że prawdziwy patriota to kibol, jak i PO, która jednym ramieniem budowała stadiony, by kibol miał gdzie manifestować swój patriotyzm, a drugim wspierała i wciąż wspiera politykę Kościoła. PO przejdzie do historii jako matka różnych tea parties wyrosłych z zamiłowania Tuska do meczów i modlitwy.

Sukces ma ostatnio PSL, jego klubowi przybyło niedawno trzech posłów – uciekinierów z Ruchu Palikota. Nie wiem, czy to zasługa Piechocińskiego, czy samego Palikota. Ten ostatni zgromadził rzeczywiście zbyt wiele kompletnie bezideowych osób nastawionych na szybkie kariery, których w Ruchu zrobić nie mogli. W PSL też nie będą mogli, ale przynajmniej coś im skapnie: jakieś miejsce na listach wyborczych, jakaś posada, ziemniaki na zimę? Coś z tego posłowania trzeba przecież mieć. Bo w uwiedzenie ideami PSL nie uwierzę. By dać się nimi uwieść, trzeba słuchać lub czytać Piechocińskiego, a na to nikt, naprawdę nikt, nie ma siły. Obecny szef PSL w przeciwieństwie do poprzedniego jest krynicą wiedzy, elokwencji, przewidywań, pomysłów i antycypacji, z których niewiele wynika. Ani dla partii, ani dla innych. I PSL jest dziś trochę jak leniwe ciało bez głowy lub też gadająca głowa bez ciała. Zależy, z której strony na to patrzeć.

Bardzo zborne stało się za to PiS. Po wyciszeniu Hofmana i zolejnikowaniu Brudzińskiego (pana posła można teraz zobaczyć wyłącznie w „Kropce nad i”) Jarosław Kaczyński coraz bardziej przypomina Cesarego Borgię, którego tak wielbił Machiavelli. Oczywiście nie z powodu okrucieństw (prezes tych się nie dopuszcza, przeciwnie: dowodem jego wielkiej dobroci jest łaskawość wobec posła Pawłowicz), lecz bezgranicznego skupienia na władzy. Kaczyński jest dziś jedynym politykiem, który swoją pracę traktuje jak życie, a życie jak politykę. Poza nią nie ma nic. Ani rodziny, ani programu. I prezes albo zwycięży, albo zginie. Nie można tego powiedzieć o Tusku. Trudno w ogóle powiedzieć, o co mu chodzi. Władzy już chyba nie lubi, przyszłość polityczna go nie pociąga, obrona przeszłości też nie. Ale – co ciągle lubi powtarzać i czemu daje wyraz w rządowych nominacjach – żadnej „rewolucji obyczajowej” w Polsce nie będzie! A więc nie będzie już PO. W każdym razie u władzy. Solidarna Polska też się tam nie znajdzie. O ile się orientuję, Ziobrze najlepiej wychodzą dzieci. A więc: do dzieci! Postawić na dzieci – to dziś bardzo ważne polityczne zadanie. Zrozumiał to Gowin, zrozumie i Ziobro.

A na lewicy? Pustka. Wiatr hula, wyobraźnia wymęczona, nie ma pomysłów, politycznej woli, nie ma ludzi. Najstarszy i najbardziej wyrazisty narcyz polskiej lewicy Leszek Miller przerzucił się na recytację. Dawniej ludzie podziwiali go za to, jak zaczynał, teraz za to, jaką ma pamięć. Nigdy nie nauczy się kończyć. Natomiast Palikot zrobił rzecz niemożliwą: przebrał się w garnitur i zajął się promocją programu własnej partii. A więc go nie ma. To zresztą charakterystyczne dla naszej polityki: kto się nią zajmuje na poważnie – umiera, kto ją porzuca na rzecz mediów, Kościoła, meczy i teatru – wygrywa. Taki polski świat na opak. ■

Więcej możesz przeczytać w 51-52/2013 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.