Na płytki ceramiczne wydaliśmy w 1998 r. równowartość miliarda dolarów
Popyt na kafelki ceramiczne - mimo zapaści mieszkaniowej - wzrasta co roku o jedną piątą. O ile średnia rentowność netto przedsiębiorstw w gospodarce narodowej wynosi 1,5 proc., o tyle produkcja płytek przynosi dziesięciokrotnie wyższe zyski. Krajowe produkty nie ustępują już włoskim czy hiszpańskim. Co zadecydowało o sukcesie tej branży? Czy ceramika budowlana stanie się polskim przemysłem narodowym i naszym największym hitem eksportowym?
W sektorze działa 18 firm, zatrudniających razem ponad 5 tys. osób. Co roku płacą one 150 mln zł podatków (na jednego pracownika przypada zatem 30 tys. zł). Dwie trzecie krajowej produkcji powstaje w Opocznie i okolicznych gminach. Region ten stał się zagłębiem ceramicznym. Zaczęło się od Zespołu Zakładów Płytek Ceramicznych Opoczno, który w minionym systemie był monopolistą na rynku. Niemal wszyscy właściciele i kadra kierownicza prywatnych spółek działających obecnie w tym sektorze pracowali wcześniej w opoczyńskiej fabryce.
Producenci płytek korzystają z idealnego położenia swoich firm - w pobliżu dwóch największych rynków zbytu: Warszawy oraz Łodzi i stosunkowo niedaleko od Krakowa, gdzie na Akademii Górniczo-Hutniczej istnieje jedyny w Polsce wydział kształcący ceramików. W Opocznie działa też kilkadziesiąt hurtowni zajmujących się handlem płytkami. Jedną z trzech największych jest firma Iza, należąca do Grzegorza Piotrowskiego. Jej właściciel postanowił skorzystać ze świetnej koniunktury i zajął się produkcją listew ozdobnych (tzw. dekorów). Oprócz krajowych odbiorców Piotrowski zamierza oferować dekory Włochom. Pierwsze próbki towaru już trafiły na Półwysep Apeniński.
Wysoka opłacalność produkcji sprawia, że nadal powstają nowe firmy. Aby uruchomić niewielki zakład z przestarzałą już linią tzw. dwukrotnego wypalania, trzeba zainwestować 4-5 mln zł. Nowoczesna technologia jednokrotnego wypalania płytek kosztuje 8 mln marek. Jednak przy obecnej rentowności i dobrym zarządzaniu inwestycja może się zwrócić po trzech, czterech latach. W Starachowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej (100 km od Opoczna) zakład buduje Cersanit, jedna ze spółek podległych Michałowi Sołowowi. Za kilka tygodni w Końskich (25 km od Opoczna) zacznie działać Ceramika Unikat. Zakład powstaje w rejonie o podwyższonym poziomie bezrobocia, dzięki czemu będzie miał możliwość dokonywania wyższych odpisów amortyzacyjnych. Większość udziałów w tej firmie ma Mirosław Jakubowski. - W czasach PRL nabywaliśmy nowe maszyny, ale na kupno nowoczesnych technologii nie starczało już dewiz. Metodą prób i błędów sami opracowywaliśmy procedury. Na początku jakość płytek pozostawiała wiele do życzenia, ale teraz już mamy większe doświadczenie - twierdzi Jakubowski. W branży jest jeszcze miejsce na trzy średniej wielkości zakłady. Niewykluczone, że niebawem nad Wisłą zaczną inwestować Włosi bądź Hiszpanie.
Co zadecydowało o sukcesie producentów ceramiki budowlanej? Przez dziesiątki lat płytki były towarem deficytowym. Zamiast nich stosowano różne substytuty, które wyznaczały różne standardy estetyczno-higieniczne. Na początku lat 90. dzięki importowi pojawiły się nowe możliwości wykańczania wnętrz naszych mieszkań. Zaczęliśmy nadrabiać stracone lata, wyrzucając dotychczas wykorzystywane materiały. Import nie był w stanie zaspokoić wzrastającego o kilkadziesiąt procent rocznie popytu. Kilka osób dostrzegło zbliżającą się koniunkturę i uruchomiło nowe firmy - Paradyż, Nowa Gala, Tubądzin - które natychmiast zaczęły konkurować z Opocznem.
Na początku lat 90. - podobnie jak w czasach gospodarki nakazowo-rozdzielczej - producenci dyktowali ceny, gdyż popyt zdecydowanie przewyższał podaż. Dopiero gdy powstało więcej firm i skończył się czas tzw. rynku producenta, płytki ceramiczne zaczęły relatywnie tanieć. Od dwóch lat ceny ustalane przez producentów niewiele się zmieniają. U schyłku minionego systemu za równowartość miesięcznej pensji można było kupić 10 m kw. kiepskiej jakości płytek. Dzisiaj starcza ona na 40 m kw. przy nieporównywalnie wyższej jakości i większym wyborze.
Mimo niezłej kondycji, ZPC Opoczno SA (zysk netto 12 mln przy przychodach 245 mln zł; rentowność firmy jest niższa niż w całej branży) nie w pełni wykorzystuje swą szansę. Na każdego zatrudnionego (2,5 tys. osób) przypada tu zaledwie 5 tys. m kw. płytek rocznie. Tymczasem we włoskich fabrykach wydajność sięga 17-18 tys. m kw., a w najlepszych krajowych firmach dochodzi już do 15 tys. Nie ulega wątpliwości, że opoczyńską firmę, będącą jednoosobową spółką skarbu państwa, przygniata garb minionego systemu. Trzeba zmniejszyć zatrudnienie i przeprowadzić restrukturyzację zakładu.
Być może za kilka lat liderem polskiego rynku będzie Ceramika Paradyż. Ta mieszcząca się kilkanaście kilometrów od Opoczna spółka w ciągu sześciu lat stała się największym prywatnym zakładem w branży. Początkowo działała w niewielkiej hali po byłym Państwowym Ośrodku Maszynowym. W pierwszym roku wyprodukowała niespełna 200 tys. m kw. płytek, w 1999 r. ma dostarczyć na rynek 6,5 mln m kw. Dzisiaj pracuje w niej prawie 400 osób. Rok temu właściciele spółki rozpoczęli budowę drugiego zakładu w Tomaszowie Mazowieckim, w którym pracę znajdzie 240 osób. Pierwsze produkty z Tomaszowa (najbardziej poszukiwane i przynoszące największy zysk płytki gresowe) powinny się pojawić na rynku w listopadzie bieżącego roku. Nowa inwestycja spowoduje zwiększenie możliwości produkcyjnych do 10 mln m kw. rocznie. Ceramika Paradyż ubiega się o certyfikat jakości ISO 9001. - To warunek konieczny, by zdobyć zachodnie rynki - mówi Andrzej Goździk, dyrektor zakładu. Spółka rozpoczęła eksport do Niemiec i Wielkiej Brytanii. To efekt obecności na dwóch wystawach w Berlinie i Monachium.
W ubiegłym roku na płytki ceramiczne wydaliśmy równowartość miliarda dolarów. Krajowe firmy zaspokajają połowę popytu. Reszta pochodzi z importu, głównie z Hiszpanii i Włoch. Coraz aktywniejsi są Czesi, którzy opanowali kilka procent naszego rynku. Udział importu od kilku lat maleje i niedługo nie powinien przekraczać 25-30 proc. Krajowi wytwórcy obawiają się jednak nieuczciwej konkurencji ze strony zachodnich firm, którym pomagają tamtejsze rządy. W Hiszpanii i we Włoszech notuje się nadprodukcję płytek. - Hiszpańscy producenci otrzymują subwencje rządowe, włoscy mają prawo odliczyć jedną czwartą wydatków inwestycyjnych od dochodu. To obniża koszty i ceny. Niemożliwe, aby na Półwyspie Iberyjskim udało się wyprodukować płytki za mniej niż 3,5 dolara, a tyle kosztują one w Polsce po doliczeniu kosztów transportu - twierdzi Mirosław Jakubowski.
Jakie perspektywy ma przed sobą ceramika budowlana? Dobra koniunktura sprzyja inwestowaniu. W latach 1999-2001 krajowi producenci na poprawę konkurencyjności przeznaczą 70 mln dolarów, czyli 14 tys. dolarów na każdego zatrudnionego. Niektóre firmy już dysponują najnowocześniejszą technologią jednorazowego wypalania (mogą się nią poszczycić Opoczno, Tubądzin, Jasienica i Jopex).
- Nie obawiamy się likwidacji ulg budowlanych, ale negatywny może być wpływ planowanego wzrostu podatku VAT na artykuły budowlane. Zmniejszenie popytu potrwa jednak najwyżej kilka miesięcy. Mamy nadzieję, że rząd zrealizuje obietnice obniżenia podatku dochodowego od przedsiębiorstw do 22 proc., co przyspieszyłoby naszą ekspansję - mówi Grzegorz Piotrowski.
Na obniżeniu stawek podatkowych nie skorzystałaby Ceramika Paradyż, która płaci podatek dochodowy tak jak osoby fizyczne. Do budżetu odprowadza zatem do 40 proc. dochodów, a nie 34 proc. - jak spółki prawa handlowego. Wydawałoby się, że nic prostszego, jak zmienić formę własności. Niestety, przepisy nakazują, aby przez trzy lata po zakończeniu inwestycji (spółka przez cały czas je realizuje) firma nie zmieniała statusu prawnego.
Nakłady kapitałowe przyczyniają się do zwiększenia zdolności produkcyjnych branży. Zdaniem dyrektora Goździka, za kilka lat rynek krajowy nasyci się, a jedyną szansą rozwoju polskich firm będzie eksport. Niestety, większość producentów nie uświadamia sobie tej oczywistej prawdy. Na największych światowych targach ceramiki budowlanej w Bolonii nie pojawiła się jeszcze ani jedna polska firma. Tymczasem Czesi i Litwini połączyli swoje siły i wspólnie zorganizowali ekspozycję.
Jacek Skwierczyński
właściciel firmy konsultingowej Skwierczyński Management
Pojawiła się ogromna szansa, by ceramika budowlana stała się polskim przemysłem narodowym i naszą specjalnością w środkowowschodniej Europie. Producenci podpatrują mistrzów, jakimi są Włosi, a że robią to coraz lepiej, krajowe wyroby nie ustępują zagranicznym. Ostatnim przebojem rynkowym są płytki imitujące kamienną posadzkę. Produkująca je Ceramika Paradyż nie jest w stanie sprostać zamówieniom, ponieważ popyt pięciokrotnie przewyższa możliwości produkcyjne. Wzrastająca liczba klientów, stabilizująca się sytuacja gospodarcza, bliskość rynku niemieckiego i krajów WNP - to wszystko czyni ten sektor bardzo obiecującym. Jednak dynamiczny rozwój może doprowadzić do przeinwestowania. Krajowe firmy powinny rozważyć możliwość zawarcia aliansów, choćby w zakresie powoływania wspólnych grup technicznych, które przejmowałyby część usług (naprawy i konserwacje). Sprzyja temu koncentracja branży wokół Opoczna.
W sektorze działa 18 firm, zatrudniających razem ponad 5 tys. osób. Co roku płacą one 150 mln zł podatków (na jednego pracownika przypada zatem 30 tys. zł). Dwie trzecie krajowej produkcji powstaje w Opocznie i okolicznych gminach. Region ten stał się zagłębiem ceramicznym. Zaczęło się od Zespołu Zakładów Płytek Ceramicznych Opoczno, który w minionym systemie był monopolistą na rynku. Niemal wszyscy właściciele i kadra kierownicza prywatnych spółek działających obecnie w tym sektorze pracowali wcześniej w opoczyńskiej fabryce.
Producenci płytek korzystają z idealnego położenia swoich firm - w pobliżu dwóch największych rynków zbytu: Warszawy oraz Łodzi i stosunkowo niedaleko od Krakowa, gdzie na Akademii Górniczo-Hutniczej istnieje jedyny w Polsce wydział kształcący ceramików. W Opocznie działa też kilkadziesiąt hurtowni zajmujących się handlem płytkami. Jedną z trzech największych jest firma Iza, należąca do Grzegorza Piotrowskiego. Jej właściciel postanowił skorzystać ze świetnej koniunktury i zajął się produkcją listew ozdobnych (tzw. dekorów). Oprócz krajowych odbiorców Piotrowski zamierza oferować dekory Włochom. Pierwsze próbki towaru już trafiły na Półwysep Apeniński.
Wysoka opłacalność produkcji sprawia, że nadal powstają nowe firmy. Aby uruchomić niewielki zakład z przestarzałą już linią tzw. dwukrotnego wypalania, trzeba zainwestować 4-5 mln zł. Nowoczesna technologia jednokrotnego wypalania płytek kosztuje 8 mln marek. Jednak przy obecnej rentowności i dobrym zarządzaniu inwestycja może się zwrócić po trzech, czterech latach. W Starachowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej (100 km od Opoczna) zakład buduje Cersanit, jedna ze spółek podległych Michałowi Sołowowi. Za kilka tygodni w Końskich (25 km od Opoczna) zacznie działać Ceramika Unikat. Zakład powstaje w rejonie o podwyższonym poziomie bezrobocia, dzięki czemu będzie miał możliwość dokonywania wyższych odpisów amortyzacyjnych. Większość udziałów w tej firmie ma Mirosław Jakubowski. - W czasach PRL nabywaliśmy nowe maszyny, ale na kupno nowoczesnych technologii nie starczało już dewiz. Metodą prób i błędów sami opracowywaliśmy procedury. Na początku jakość płytek pozostawiała wiele do życzenia, ale teraz już mamy większe doświadczenie - twierdzi Jakubowski. W branży jest jeszcze miejsce na trzy średniej wielkości zakłady. Niewykluczone, że niebawem nad Wisłą zaczną inwestować Włosi bądź Hiszpanie.
Co zadecydowało o sukcesie producentów ceramiki budowlanej? Przez dziesiątki lat płytki były towarem deficytowym. Zamiast nich stosowano różne substytuty, które wyznaczały różne standardy estetyczno-higieniczne. Na początku lat 90. dzięki importowi pojawiły się nowe możliwości wykańczania wnętrz naszych mieszkań. Zaczęliśmy nadrabiać stracone lata, wyrzucając dotychczas wykorzystywane materiały. Import nie był w stanie zaspokoić wzrastającego o kilkadziesiąt procent rocznie popytu. Kilka osób dostrzegło zbliżającą się koniunkturę i uruchomiło nowe firmy - Paradyż, Nowa Gala, Tubądzin - które natychmiast zaczęły konkurować z Opocznem.
Na początku lat 90. - podobnie jak w czasach gospodarki nakazowo-rozdzielczej - producenci dyktowali ceny, gdyż popyt zdecydowanie przewyższał podaż. Dopiero gdy powstało więcej firm i skończył się czas tzw. rynku producenta, płytki ceramiczne zaczęły relatywnie tanieć. Od dwóch lat ceny ustalane przez producentów niewiele się zmieniają. U schyłku minionego systemu za równowartość miesięcznej pensji można było kupić 10 m kw. kiepskiej jakości płytek. Dzisiaj starcza ona na 40 m kw. przy nieporównywalnie wyższej jakości i większym wyborze.
Mimo niezłej kondycji, ZPC Opoczno SA (zysk netto 12 mln przy przychodach 245 mln zł; rentowność firmy jest niższa niż w całej branży) nie w pełni wykorzystuje swą szansę. Na każdego zatrudnionego (2,5 tys. osób) przypada tu zaledwie 5 tys. m kw. płytek rocznie. Tymczasem we włoskich fabrykach wydajność sięga 17-18 tys. m kw., a w najlepszych krajowych firmach dochodzi już do 15 tys. Nie ulega wątpliwości, że opoczyńską firmę, będącą jednoosobową spółką skarbu państwa, przygniata garb minionego systemu. Trzeba zmniejszyć zatrudnienie i przeprowadzić restrukturyzację zakładu.
Być może za kilka lat liderem polskiego rynku będzie Ceramika Paradyż. Ta mieszcząca się kilkanaście kilometrów od Opoczna spółka w ciągu sześciu lat stała się największym prywatnym zakładem w branży. Początkowo działała w niewielkiej hali po byłym Państwowym Ośrodku Maszynowym. W pierwszym roku wyprodukowała niespełna 200 tys. m kw. płytek, w 1999 r. ma dostarczyć na rynek 6,5 mln m kw. Dzisiaj pracuje w niej prawie 400 osób. Rok temu właściciele spółki rozpoczęli budowę drugiego zakładu w Tomaszowie Mazowieckim, w którym pracę znajdzie 240 osób. Pierwsze produkty z Tomaszowa (najbardziej poszukiwane i przynoszące największy zysk płytki gresowe) powinny się pojawić na rynku w listopadzie bieżącego roku. Nowa inwestycja spowoduje zwiększenie możliwości produkcyjnych do 10 mln m kw. rocznie. Ceramika Paradyż ubiega się o certyfikat jakości ISO 9001. - To warunek konieczny, by zdobyć zachodnie rynki - mówi Andrzej Goździk, dyrektor zakładu. Spółka rozpoczęła eksport do Niemiec i Wielkiej Brytanii. To efekt obecności na dwóch wystawach w Berlinie i Monachium.
W ubiegłym roku na płytki ceramiczne wydaliśmy równowartość miliarda dolarów. Krajowe firmy zaspokajają połowę popytu. Reszta pochodzi z importu, głównie z Hiszpanii i Włoch. Coraz aktywniejsi są Czesi, którzy opanowali kilka procent naszego rynku. Udział importu od kilku lat maleje i niedługo nie powinien przekraczać 25-30 proc. Krajowi wytwórcy obawiają się jednak nieuczciwej konkurencji ze strony zachodnich firm, którym pomagają tamtejsze rządy. W Hiszpanii i we Włoszech notuje się nadprodukcję płytek. - Hiszpańscy producenci otrzymują subwencje rządowe, włoscy mają prawo odliczyć jedną czwartą wydatków inwestycyjnych od dochodu. To obniża koszty i ceny. Niemożliwe, aby na Półwyspie Iberyjskim udało się wyprodukować płytki za mniej niż 3,5 dolara, a tyle kosztują one w Polsce po doliczeniu kosztów transportu - twierdzi Mirosław Jakubowski.
Jakie perspektywy ma przed sobą ceramika budowlana? Dobra koniunktura sprzyja inwestowaniu. W latach 1999-2001 krajowi producenci na poprawę konkurencyjności przeznaczą 70 mln dolarów, czyli 14 tys. dolarów na każdego zatrudnionego. Niektóre firmy już dysponują najnowocześniejszą technologią jednorazowego wypalania (mogą się nią poszczycić Opoczno, Tubądzin, Jasienica i Jopex).
- Nie obawiamy się likwidacji ulg budowlanych, ale negatywny może być wpływ planowanego wzrostu podatku VAT na artykuły budowlane. Zmniejszenie popytu potrwa jednak najwyżej kilka miesięcy. Mamy nadzieję, że rząd zrealizuje obietnice obniżenia podatku dochodowego od przedsiębiorstw do 22 proc., co przyspieszyłoby naszą ekspansję - mówi Grzegorz Piotrowski.
Na obniżeniu stawek podatkowych nie skorzystałaby Ceramika Paradyż, która płaci podatek dochodowy tak jak osoby fizyczne. Do budżetu odprowadza zatem do 40 proc. dochodów, a nie 34 proc. - jak spółki prawa handlowego. Wydawałoby się, że nic prostszego, jak zmienić formę własności. Niestety, przepisy nakazują, aby przez trzy lata po zakończeniu inwestycji (spółka przez cały czas je realizuje) firma nie zmieniała statusu prawnego.
Nakłady kapitałowe przyczyniają się do zwiększenia zdolności produkcyjnych branży. Zdaniem dyrektora Goździka, za kilka lat rynek krajowy nasyci się, a jedyną szansą rozwoju polskich firm będzie eksport. Niestety, większość producentów nie uświadamia sobie tej oczywistej prawdy. Na największych światowych targach ceramiki budowlanej w Bolonii nie pojawiła się jeszcze ani jedna polska firma. Tymczasem Czesi i Litwini połączyli swoje siły i wspólnie zorganizowali ekspozycję.
Jacek Skwierczyński
właściciel firmy konsultingowej Skwierczyński Management
Pojawiła się ogromna szansa, by ceramika budowlana stała się polskim przemysłem narodowym i naszą specjalnością w środkowowschodniej Europie. Producenci podpatrują mistrzów, jakimi są Włosi, a że robią to coraz lepiej, krajowe wyroby nie ustępują zagranicznym. Ostatnim przebojem rynkowym są płytki imitujące kamienną posadzkę. Produkująca je Ceramika Paradyż nie jest w stanie sprostać zamówieniom, ponieważ popyt pięciokrotnie przewyższa możliwości produkcyjne. Wzrastająca liczba klientów, stabilizująca się sytuacja gospodarcza, bliskość rynku niemieckiego i krajów WNP - to wszystko czyni ten sektor bardzo obiecującym. Jednak dynamiczny rozwój może doprowadzić do przeinwestowania. Krajowe firmy powinny rozważyć możliwość zawarcia aliansów, choćby w zakresie powoływania wspólnych grup technicznych, które przejmowałyby część usług (naprawy i konserwacje). Sprzyja temu koncentracja branży wokół Opoczna.
Więcej możesz przeczytać w 24/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.