Zamiast galeonów mają zdezelowane łodzie wycofane ze służby w radzieckiej flocie oraz stare rybackie kutry i łódki. Nie zajmują się abordażem na wypełnione złotem okręty, lecz żyją z kontrabandy albo napadają na przybrzeżne wioski, jachty czy wycieczkowe wodoloty. Polskie i rosyjskie wody terytorialne na Morzu Bałtyckim i Zalewie Wiślanym stały się terenem pirackich łowów. Co roku popełnia się tam ponad tysiąc przestępstw.
Posowiecka flota piracka
W okolicach portów w Kaliningradzie, Bałtijsku, Ładuszkinie, Mamonowie i Swietłym (po rosyjskiej stronie Cieśniny Pilawskiej) swoje bazy ma co najmniej 12 grup piratów, składających się w większości z byłych marynarzy Floty Bałtyckiej. - O wyczynach morskich gangów wielokrotnie pisały wychodzące w Kaliningradzie gazety. Na złomowanych łodziach patrolowych marynarki, wojskowych pontonach czy małych kutrach rybackich, które umożliwiają pływanie po płytkich wodach przybrzeżnych, bandyci podpływają do wiosek i rabują sprzęt rybacki, sprzęt gospodarstwa domowego, rowery, a nawet kury i jajka - mówi Witalij Skrucki, dziennikarz z Kaliningradu.
Od kilku miesięcy rosyjscy piraci wpływają na polskie wody terytorialne, szczególnie ci z Mamonowa, którzy do polskiej granicy morskiej mają zaledwie 10 kilometrów. To oni grabią gospodarstwa w okolicach Nowej Pasłęki, Klejnówka czy Różańca (kradną motorowery, rowery, świnie, owce, indyki, kaczki i kury). Zdarza się, że piraci (specjalizują się w tym grupy rosyjsko-polskie) przerzucają do Polski nielegalnych imigrantów. Dotychczas ani polskiej straży granicznej, ani policji nie udało się przyłapać rosyjskich piratów na gorącym uczynku. - Słyszeliśmy o pirackich gangach działających po rosyjskiej stronie granicy, ale na razie nie zauważyliśmy ich na naszych wodach. Jeszcze nikogo nie przyłapaliśmy na gorącym uczynku - mówi komandor Jacek Światowski, dowódca Kaszubskiego Dywizjonu Straży Granicznej w Gdańsku. Mieszkańcy okolic Fromborka i Nowej Pasłęki, którzy są ofiarami kradzieży, twierdzą, że piraci pływają tuż przy brzegu, więc nie widać ich na radarach jednostek straży granicznej. Zresztą gdyby nawet ich namierzono, straż graniczna i tak nie podpłynęłaby do brzegu, bo dla jej łodzi jest tam za płytko. Niektórzy piraci przekraczają granicę Polski drogą lądową, część nawet legalnie przez przejście graniczne w Gronowie. Po polskiej stronie kradną łodzie i rabują nadmorskie wioski, po czym odpływają do Rosji i porzucają łodzie w lasach poniżej Szczukina, gdzie czekają na nich kompani w samochodach.
Desant przed świtem
- Byłem świadkiem, jak tuż przed świtem w okolicach Różańca do brzegu podpływały rosyjskie łodzie z nielegalnymi uchodźcami na pokładzie, a w drodze powrotnej gangsterzy okradali przybrzeżne gospodarstwa - opowiada Wiktor Paszkowski, mieszkaniec Braniewa, często łowiący ryby w kanale łączącym Zalew Wiślany z Braniewem.
Piraci trudnią się także przemytem. Towar jest przewożony z Rosji statkami pasażerskimi i wyrzucany za burtę zaraz po przekroczeniu polskiej granicy. Specjalnie skonstruowane worki (tak, by nie zatonęły) z kontrabandą są potem zbierane przez działających po polskiej stronie wspólników. Walka z tym procederem jest utrudniona, bo polskie prawo nie zabrania pływania po Zalewie Wiślanym, nawet w odległości kilku metrów od granicy. Policjanci i pogranicznicy musieliby kontrolować wszystkie kutry i łodzie, by znaleźć przemycony towar.
Ochrona z Westerplatte
Od niedawna na wodach Zalewu Wiślanego, tuż przy wodnej granicy z Rosją, stałą służbę pełni statek straży granicznej z bazy z Westerplatte - SG-142. Funkcjonariusze nadzorują ruch graniczny i kontrolują pływających po zalewie rybaków. Podczas naszej obecności sprawdzali wodolot Polesie, kursujący między Fromborkiem a Swietłym, na którego pokładzie znajdują się sklepy wolnocłowe. Rosyjscy piraci i ich wspólnicy po polskiej stronie wykorzystują wodoloty oraz statki kursujące między Polską i Rosją do kontrabandy, w tym do przerzutu ludzi. Większość z nich ma fałszywe paszporty - gdy zatrzymano Pakistańczyka z kubańskim paszportem, nie był on w stanie z dokumentu odczytać ani słowa. - Granica lądowa jest coraz szczelniejsza, więc gangi żyjące z granicznych przestępstw szukają swojej szansy na wodzie - mówi Światowski.
Polscy korsarze
Rosyjscy piraci, którzy grasują na wodach Zalewu Wiślanego, konkurują z polskimi grupami. Rodzimi piraci upodobali sobie porty w Krynicy Morskiej, Fromborku i Nowej Pasłęce. Większość z nich nie musi dysponować własnymi łodziami. Portowe kanały i przybrzeżne szuwary (zwłaszcza w okolicach Nowej Pasłęki) pełne są starych porzuconych łódek, które doskonale nadają się do jednorazowych akcji - napadów na rybaków, na turystyczne jachty czy kradzieży w portach i na kempingach. Tak było w wypadku najazdu na port jachtowy we Fromborku. Przestępcy przypłynęli zdezelowaną łodzią rybacką, z której przesiedli się na wart 100 tys. zł jacht. Okazało się jednak, że nie potrafią nim sterować. Piraci zawadzili jachtem o keję i burty kilku innych łódek. - Uszkodzenia były na tyle poważne, że na wodach zalewu skradziony jacht zaczął tonąć, a przestępcy wpadli w ręce prowadzących pościg policjantów - opowiada komisarz Anna Kos z Komendy Powiatowej Policji w Braniewie.
Nękani przez piratów rybacy często sami sobie radzą z przestępcami. Na Zalewie Wiślanym już kilkakrotnie dochodziło do strzelanin między rybakami a piratami. Do takiego dramatycznego zdarzenia doszło m.in. w okolicach Krynicy Morskiej, gdzie pirackie bandy opróżniały rybackie sieci. Roman D., który z brzegu zauważył, że piraci kradną ryby, wsiadł na swój kuter i wypłynął w pościg za złodziejami. Najpierw ostrzelał ich łódź, a potem ją staranował. Bandyci wypadli za burtę, jeden z nich utonął.
Piraci są też wykorzystywani w walce między rybakami o lepsze, choć często nielegalne łowiska. Kilka lat temu o podziale łowisk decydował swoistego rodzaju wyścig kutrów: pierwszego dnia sezonu o świcie z portów wypływały wszystkie jednostki i rywalizowały o miejsca na zasadzie "kto pierwszy, ten lepszy". Zajęte w ten sposób łowisko eksploatowano już do końca sezonu. Obecnie o najlepsze miejsca trzeba walczyć właściwie codziennie. Zdarza się, że piraci podpływają w pobliże łowisk, po czym popychają stare barki w kierunku kutrów rybackich, by je staranować. Ofiary podejrzewają, że piratów wynajmuje konkurencja.
Pirackie grube ryby
Piraci grasują nie tylko na Zalewie Wiślanym, ale i w Zatoce Gdańskiej, Zatoce Puckiej, na Zalewie Szczecińskim, na mazurskich jeziorach oraz na morzu. Uaktywniają się w sezonie turystycznym. Na porządku dziennym są wtedy napady na jachty żeglujące po Bałtyku czy Zatoce Puckiej. Bandyci rabują zwykle pieniądze, telefony komórkowe i wyposażenie łodzi. Opornych wyrzucają za burtę, szczególnie na wodach Zatoki Puckiej, której głębokość w wielu miejscach nie przekracza 1,5 m.
W sezonie turystycznym piractwem zajmują się nie tylko przestępcy z wybrzeża, lecz także z innych części kraju. Do nadmorskich portów zawijają wówczas jachty mafijnych bossów, którzy - spędzając jednocześnie wakacje - nadzorują piracki biznes. Ich nie interesują kradzieże rowerów czy kur. Często dokonują abordażu najokazalszych jachtów, żądając wysokich opłat za ochronę. O tych najgroźniejszych piratach wiadomo najmniej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.