Czy Rinat Achmetow, najbogatszy Ukrainiec wspiera separatystów na Wschodzie kraju? Od tygodni na Ukrainie zastanawiają się nad prawdziwymi intencjami miliardera - pisze "Financial Times".
Podczas gdy separatyści zajmują kolejne rządowe budynki i przejmują kontrolę w miastach na wschodzie Ukrainy, Rinat Achmetow, do którego imperium należą m.in. kopanie węgla, stalownie i elektrownie, nie angażuje się bezpośrednio w rozwiązanie konfliktu. Zachowanie oligarchy wywołało debatę nad jego prawdziwymi intencjami - czytamy w "Financial Times".
- Ci, którzy go znają, mówią, że jest zdeterminowany, by nie dopuścić do rozpadu kraju - pisze "FT". Według gazety Achmetow "balansuje na równoważni". Bowiem jeśli wesprze separatystów, Zachód może zastosować sankcję, a to może nawet znaczyć utratę biznesu. Z kolei jeśli oligarcha stanie po stronie Kijowa, ryzykuje utratę poparcia na wschodzie Ukrainy, który jest jego bazą. Również może się narazić na gniew Rosji, co też stawia pod znakiem pytania jego imperium.
Achmetow więc balansuje pomiędzy Kijowem a Donbasem. Z jednej strony wielokrotnie apelował o to, by Donieck pozostał częścią Ukrainy i popiera przeprowadzenie wyborów prezydenckich 25 maja, na co kategorycznie nie zgadzają się separatyści. Z drugiej jednak podziela niektóre żądania separatystów: większa autonomia i lepsza ochrona prawna języka rosyjskiego.
"FT" pisze, że zdaniem niektórych analityków poparcie Achmetowa dla separatystów jest większe, niż miliarder to ujawnia i że wykorzystuje on rebelię na wschodzie kraju, by wymusić ustępstwa na prozachodnim rządzie w Kijowie. "Chce przekształcić Donieck w swoje małe księstwo. Im większa będzie tam autonomia, tym lepiej będzie mógł pilnować swych interesów biznesowych" - cytuje "FT" jednego z prokijowskich aktywistów w Mariupolu.
Zdaniem Andersa Aslunda z Peterson Institute for International Economics, ostatecznie Achmetow "tupnie i zaprowadzi porządek (w regionie), najlepiej z wykorzystaniem dodatkowych uprawnień przekazanych przez Kijów". Inne opcje - secesja lub aneksja przez Rosję - "byłyby dla niego prawdziwą katastrofą, zapewne początkiem końca Achmetowa" - uważa Aslund.
"Financial Times", tk
- Ci, którzy go znają, mówią, że jest zdeterminowany, by nie dopuścić do rozpadu kraju - pisze "FT". Według gazety Achmetow "balansuje na równoważni". Bowiem jeśli wesprze separatystów, Zachód może zastosować sankcję, a to może nawet znaczyć utratę biznesu. Z kolei jeśli oligarcha stanie po stronie Kijowa, ryzykuje utratę poparcia na wschodzie Ukrainy, który jest jego bazą. Również może się narazić na gniew Rosji, co też stawia pod znakiem pytania jego imperium.
Achmetow więc balansuje pomiędzy Kijowem a Donbasem. Z jednej strony wielokrotnie apelował o to, by Donieck pozostał częścią Ukrainy i popiera przeprowadzenie wyborów prezydenckich 25 maja, na co kategorycznie nie zgadzają się separatyści. Z drugiej jednak podziela niektóre żądania separatystów: większa autonomia i lepsza ochrona prawna języka rosyjskiego.
"FT" pisze, że zdaniem niektórych analityków poparcie Achmetowa dla separatystów jest większe, niż miliarder to ujawnia i że wykorzystuje on rebelię na wschodzie kraju, by wymusić ustępstwa na prozachodnim rządzie w Kijowie. "Chce przekształcić Donieck w swoje małe księstwo. Im większa będzie tam autonomia, tym lepiej będzie mógł pilnować swych interesów biznesowych" - cytuje "FT" jednego z prokijowskich aktywistów w Mariupolu.
Zdaniem Andersa Aslunda z Peterson Institute for International Economics, ostatecznie Achmetow "tupnie i zaprowadzi porządek (w regionie), najlepiej z wykorzystaniem dodatkowych uprawnień przekazanych przez Kijów". Inne opcje - secesja lub aneksja przez Rosję - "byłyby dla niego prawdziwą katastrofą, zapewne początkiem końca Achmetowa" - uważa Aslund.
"Financial Times", tk