Dwa tygodnie wcześniej Kingsley Moghalu, prezes banku centralnego Nigerii, zapowiedział wymianę 10 proc. nigeryjskich rezerw dolarowych na chińskiego juana. Na podobny krok zdecydowały się już Australia, Filipiny i Chile, a w ubiegłym roku Bank Chin podpisał z 20 krajami umowy (swap arrangements), według których w handlu z nimi walutą rozliczeniową będzie juan. Wartość umów przekracza 320 mld dolarów, a ich stroną jest m.in. Europejski Bank Centralny. Wraz z rozwojem międzynarodowej kariery juana Chiny skupują złoto. – To nie przypadek. Chińczycy kupują dużo i po cichu. Od trzech lat nie podają stanu swoich rezerw. Nie chcą przyciągać uwagi, bo wtedy cena poszłaby w górę. Lepiej kupić taniej – mówi Jeffrey Nichols, wpływowy amerykański ekspert rynku złota. Według brytyjskiego banku HSBC dzięki rosnącym zasobom złota i międzynarodowej pozycji Chin juan do końca 2015 r. stanie się trzecią walutą świata. Czy zbliża się koniec panowania dolara i nadchodzi epoka króla juana?
Jak długo żyje waluta
Rzymskie srebrne drachmy i złote aureusy pogrążyły długie cykle inflacji i gdzieś koło IV w. przestały być akceptowane poza imperium. Potem przyszedł czas na bizantyjskie solidusy i arabskiego dinara, którego po dewaluacji zastąpiła złota moneta papieska fiorino. Z czasem coraz większą rolę zaczęły odgrywać holenderskie floreny i guldeny, osłabione w XVII w. przez krach związany z tulipomanią i wypierane przez hiszpańskie złote reale. Kiedy w XIX w. Bank Anglii pierwszy zaczął gromadzić rezerwy złota, przyszedł czas na papierowy pieniądz i rozpoczęła się era brytyjskiego funta, w którym tuż przed I wojną światową rozliczano 60 proc. wszystkich transakcji. XX w. to panowanie dolara, a także rozpad systemu z Bretton Woods, czyli zaprzestanie wiązania kursu dolara ze sztywną ceną złota i narodzenie się pieniądza fiducjarnego, czyli pieniądza wiary.
Nie oznacza to jednak, że wiara w dolara będzie wieczna. Wręcz przeciwnie. Historycznie rzecz ujmując, era dolara może się zbliżać ku końcowi. Z badań wynika, że w ciągu ostatnich pięciu wieków średnia długość życia waluty rezerwowej wynosiła 95 lat. Najdłużej panowały funt i hiszpański real (obydwa po 110 lat), najkrócej, zaledwie 75 lat – gulden i portugalski real. Wspólne były zwykle przyczyny upadku: rosnące deficyty, zadłużenia wojenne, inflacje i sztuczne dewaluacje. Licząc panowanie dolara od zakończenia standardu złota w 1925 r., trwa ono dziś ponad 88 lat.
– Siła dolara jest oparta na ropie. Surowce energetyczne są notowane i rozliczane w dolarze. Dopóki tak się dzieje, pozycja dolara wydaje się niezachwiana – mówi Jeffrey Nichols. Z tego doskonale zdają sobie sprawę Chiny, które już przeciągają na swoją stronę kraje wydobywające ropę. Niedawna decyzja Nigerii – drugiej dziś gospodarki Czarnego Lądu i jednego z głównych eksporterów ropy – by zwiększyć rezerwy juana i wprowadzić rozliczenia właśnie w tej walucie, jest ważnym elementem tej rozgrywki.
Ekspansja juana jest stosunkowo cicha i powolna. Rozpoczęła się w niewielkiej części prowincji Shenzhen, opodal Hongkongu, w zatoce Qianhai. Od jakiegoś czasu mieszczące się w niej firmy mogą swobodnie wymieniać juany w działających w Hongkongu bankach. Wcześniej chińskie władze pozwoliły, by zagraniczne przedsiębiorstwa mogły rozliczać kontrakty w juanach w każdej prowincji Chin. To posunięcie rewolucyjne, bo przez lata juana nie można było ot tak kupić na rynku. Do tej pory nie ma wymienialności, a kurs juana porusza się w wąskich widełkach i jest ustalany centralnie przez Pekin. Nierezydentowi bardzo trudno zdobyć juana. Mogą go kupować tylko podmioty zarejestrowane w Chinach. Ale to ma się zmienić, bo zgodnie z zapowiedziami reformy systemu ustalania kursu chińskiej waluty powinny się zakończyć w 2017 r., co pozwoli w 2020 r. na pełną wymienialność juana i całkowite otwarcie rynku kapitałowego oraz finansowego. Jak napisał w swoim raporcie Deutsche Bank, taka liberalizacja parę lat temu byłaby nie do pomyślenia.
W rejonie Pacyfiku już tysiące firm rozlicza się w juanie, a państwa regionu gromadzą juany w swoich bankach. W ciągu ostatnich ośmiu lat chińska waluta umocniła się o 34 proc. w stosunku do dolara i odrobinę bardziej w stosunku do euro. Zhang Lei, były dyrektor działu rozliczeń międzynarodowych w Bank of China, a obecnie partner w Boston Consulting Group, twierdzi, że proces umiędzynarodowienia juana osiągnął krytyczny moment wyjścia poza region Azji i Pacyfiku. Po Hongkongu, Tajpeju, Singapurze przyszedł czas na rynki Sydney, Dubaju, Londynu, Paryża, Luksemburga i Frankfurtu. I coraz więcej firm tak robi. Z raportu Deutsche Banku wynika, że już 20 proc. badanych firm z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Holandii rozlicza się w chińskiej walucie. Rośnie też liczba inwestycji w juanie. Na Starym Kontynencie liderem jest Luksemburg, ósme pod względem wielkości na świecie centrum finansowania inwestycji, które skupia największe w strefie euro depozyty chińskiej waluty, sięgające 20 mld juanów.
Ponadplanetarny przywilej
Chiny po cichu skupują też złoto. Ostatni raz stan swoich rezerw złota podały w 2009 r., miały one wynosić 1054 tony. Jednak z przecieków WikiLeaks z 2011 r. wynika, że Państwo Środka intensywnie skupowało złoto, które gromadzono w europejskich skarbcach. Do 2011 r. miało dokupić 654 tony złota. Według Jeffreya Nicholsa kolejne 388 ton kupiło w 2012 r. i ponad 622 tony w ubiegłym roku. – Chiny mogą za chwilę ogłosić, że są trzecim albo drugim krajem na świecie posiadającym największe rezerwy złota. To bardzo by umocniło pozycję juana – mówi Nichols. Jednocześnie amerykański dolar idzie ścieżką innych walut, które przeszły do historii z powodu rosnącej dewaluacji. Od czasów kryzysu finansowego amerykańskie maszyny drukarskie pompują w rynek miliardy dolarów w kolejnych programach luzowania ilościowego. Jeszcze do stycznia w ten sposób Fed co miesiąc skupował obligacje wartości 85 mld dolarów miesięcznie. Bilans banku od tego czasu zwiększył się czterokrotnie, dochodząc do 4 bln dolarów. To więcej niż PKB Niemiec, trzeciej gospodarki świata.
Taka liczba dolarów może w którymś momencie doprowadzić do załamania kursu. Według Barry’ego Eichengreena z Uniwersytetu Kalifornijskiego może do tego doprowadzić choćby taki kryzys, jakiego byliśmy świadkami, kiedy republikanie i demokraci nie dogadali się co do podniesienia limitu zadłużenia budżetu. – Zapowiedzi śmierci amerykańskiej waluty są zdecydowanie przedwczesne, bo w razie kryzysu i tak wszyscy zaczną uciekać do dolara. Jednak nasza klasa polityczna igra z ogniem – mówi Eichengreen. Według niego dolar cieszy się przywilejem władcy, którego ciężko zrzucić z tronu. W latach 60. francuski minister finansów Valéry Giscard d’Estaigne ukuł termin „exorbitant privilege”, co można przetłumaczyć jako ponadplanetarny przywilej. Określił on w ten sposób korzyści, jakie Amerykanie czerpią z tego, że ich waluta jest globalnie akceptowanym środkiem płatniczym. Chińczycy, którzy już niedługo staną się pierwszą gospodarką świata, chcą ten przywilej przejąć.
Cały tekst ukazał się w numerze 12/20 14 tygodnik a "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" od poniedziałku rano będzie dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.