Po tym jak media upubliczniły film z przebiegu zdarzenia z udziałem posła Przemysława Wiplera, w końcu w sprawie zabrały głos policja i prokuratura. Komenda Stołeczna Policji wydała oświadczenie, a rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie wypowiadał się na ten temat podczas konferencji.
"W związku z interwencją policyjną wobec posła Przemysława Wiplera, do której doszło w październiku 2013 r., informuję, że dochodzenie w tej sprawie zostało przez Prokuraturę wszczęte z urzędu w dniu 30 października 2013 r. Policja przekazała prokuraturze całość zebranego materiału dowodowego. Zgromadzony materiał dowodowy, w ocenie prokuratury, dostatecznie uzasadnił podejrzenie, iż Przemysław Wipler, w dniu 30 października 2013 r., przy ul. Mazowieckiej w Warszawie, popełnił czyny zabronione" - pisze w oświadczeniu rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji Mariusz Mrozek.
"Materiały zebrane w tej sprawie przez Policję to nagrania z monitoringu z ulicy Mazowieckiej obejmujące miejsce zdarzenia, nagrania z monitoringu Izby Wytrzeźwień Stołecznego Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych i monitoringu jednostki Policji oraz zeznania bezpośrednich świadków. Interwencja i działania podejmowane przez policjantów na ulicy Mazowieckiej spotkały się ze strony posła Przemysława Wiplera z zachowaniem, które wyczerpywało znamiona biernego i czynnego oporu, co dawało podstawy do użycia środków przymusu bezpośredniego" - informuje policja.
"W sytuacji, gdy funkcjonariusze Policji są stroną prowadzonego postępowania, czynności prowadzone są zawsze przez Prokuraturę. Policja nie może i nigdy nie powinna występować w roli sędziego we własnej sprawie" - można przeczytać w oświadczeniu.
Jak zaznaczono w oświadczeniu, upublicznione dziś nagrania są "tylko częścią zapisu i nie przestawiają całego przebiegu interwencji". Policja twierdzi, że rozważała ujawnienie materiałów z monitoringu, jednak nie chciał "wchodzić w paradę" prokuraturze. "Ujawnienie przez policję jakichkolwiek materiałów dowodowych bez zgody prokuratury byłoby łamaniem obowiązującego prawa" - napisano w oświadczeniu.
- Udostępniony materiał nie jest pełny. Prokuratura dysponowała nie kilkoma minutami, ale wieloma godzinami nagrań z pięciu kamer. Mieliśmy także zeznania bezstronnych świadków. Spokojnie zbieraliśmy dowody. Materiał został dokładnie opracowany procesowo i opisany i to z niego wynikają zarzuty - tłumaczył podczas konferencji prasowej rzecznik Prokuratury Okręgowej Przemysław Nowak.
Śledczy twierdzą, że Wiplerowi nie przedstawiono zarzutu pobicia policjantów, a jedynie oskarżono go o naruszenie nietykalności i znieważenie funkcjonariuszy. - Mamy do czynienia ze sprawą, w której pijany obywatel podchodzi do policjantów i rozpoczyna społeczną interwencję - szarpie ich, obraża. Policjanci nie wiedzieli, że był posłem. Robienie z tego sprawy politycznej jest rzeczą absurdalną - dodaje Nowak.
Do incydentu z udziałem posła doszło 31 października 2013 r. w Warszawie przed klubem na ul. Mazowieckiej. Policjanci pojawili się tam, ponieważ dostali informacje o bójce kilkunastu osób. Po dotarciu na miejsce spotkali jedynie dwie osoby. Podczas próby wylegitymowania podszedł do nich mężczyzna, którym - jak relacjonuje policja - okazał się być poseł Przemysław Wipler. Według relacji policjantów Wipler znajdował się pod wpływem alkoholu lub "innych środków" i zachowywał się agresywnie. Poseł tłumaczył wtedy, że on jedynie włączył się do interwencji funkcjonariuszy wobec innej osoby i to policja była wobec niego agresywna.
Tymczasem, na nagraniu, które opublikowały "Super Express" i "Fakt", widać jak radiowóz na sygnale podjeżdża do dwóch osób stojących na ulicy przed klubem. Wipler siedział wtedy niedaleko, na murku i przyglądał się całemu zajściu. Potem podchodzi do radiowozu i zaczyna rozmawiać z funkcjonariuszami. Nie wiadomo co mógł mówić poseł, ale po chwili zaczyna się przepychanka, później Wipler szarpie się z policjantem, który później pryska mu w twarz gazem. Pojawia się też policjantka, która razem z funkcjonariuszem przewraca posła na ziemię i próbują go skuć, uderzają go pałkami.
Potem pojawiają się kolejne osoby, pomagające w interwencji. Nagranie kończy się, gdy policji udało się już skuć posła i leży on na ziemi, a na miejsce przyjeżdża kolejny radiowóz.
TVN24, Wprost.pl, Onet, se.pl, fakt.pl
"Materiały zebrane w tej sprawie przez Policję to nagrania z monitoringu z ulicy Mazowieckiej obejmujące miejsce zdarzenia, nagrania z monitoringu Izby Wytrzeźwień Stołecznego Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych i monitoringu jednostki Policji oraz zeznania bezpośrednich świadków. Interwencja i działania podejmowane przez policjantów na ulicy Mazowieckiej spotkały się ze strony posła Przemysława Wiplera z zachowaniem, które wyczerpywało znamiona biernego i czynnego oporu, co dawało podstawy do użycia środków przymusu bezpośredniego" - informuje policja.
"W sytuacji, gdy funkcjonariusze Policji są stroną prowadzonego postępowania, czynności prowadzone są zawsze przez Prokuraturę. Policja nie może i nigdy nie powinna występować w roli sędziego we własnej sprawie" - można przeczytać w oświadczeniu.
Jak zaznaczono w oświadczeniu, upublicznione dziś nagrania są "tylko częścią zapisu i nie przestawiają całego przebiegu interwencji". Policja twierdzi, że rozważała ujawnienie materiałów z monitoringu, jednak nie chciał "wchodzić w paradę" prokuraturze. "Ujawnienie przez policję jakichkolwiek materiałów dowodowych bez zgody prokuratury byłoby łamaniem obowiązującego prawa" - napisano w oświadczeniu.
- Udostępniony materiał nie jest pełny. Prokuratura dysponowała nie kilkoma minutami, ale wieloma godzinami nagrań z pięciu kamer. Mieliśmy także zeznania bezstronnych świadków. Spokojnie zbieraliśmy dowody. Materiał został dokładnie opracowany procesowo i opisany i to z niego wynikają zarzuty - tłumaczył podczas konferencji prasowej rzecznik Prokuratury Okręgowej Przemysław Nowak.
Śledczy twierdzą, że Wiplerowi nie przedstawiono zarzutu pobicia policjantów, a jedynie oskarżono go o naruszenie nietykalności i znieważenie funkcjonariuszy. - Mamy do czynienia ze sprawą, w której pijany obywatel podchodzi do policjantów i rozpoczyna społeczną interwencję - szarpie ich, obraża. Policjanci nie wiedzieli, że był posłem. Robienie z tego sprawy politycznej jest rzeczą absurdalną - dodaje Nowak.
Do incydentu z udziałem posła doszło 31 października 2013 r. w Warszawie przed klubem na ul. Mazowieckiej. Policjanci pojawili się tam, ponieważ dostali informacje o bójce kilkunastu osób. Po dotarciu na miejsce spotkali jedynie dwie osoby. Podczas próby wylegitymowania podszedł do nich mężczyzna, którym - jak relacjonuje policja - okazał się być poseł Przemysław Wipler. Według relacji policjantów Wipler znajdował się pod wpływem alkoholu lub "innych środków" i zachowywał się agresywnie. Poseł tłumaczył wtedy, że on jedynie włączył się do interwencji funkcjonariuszy wobec innej osoby i to policja była wobec niego agresywna.
Tymczasem, na nagraniu, które opublikowały "Super Express" i "Fakt", widać jak radiowóz na sygnale podjeżdża do dwóch osób stojących na ulicy przed klubem. Wipler siedział wtedy niedaleko, na murku i przyglądał się całemu zajściu. Potem podchodzi do radiowozu i zaczyna rozmawiać z funkcjonariuszami. Nie wiadomo co mógł mówić poseł, ale po chwili zaczyna się przepychanka, później Wipler szarpie się z policjantem, który później pryska mu w twarz gazem. Pojawia się też policjantka, która razem z funkcjonariuszem przewraca posła na ziemię i próbują go skuć, uderzają go pałkami.
Potem pojawiają się kolejne osoby, pomagające w interwencji. Nagranie kończy się, gdy policji udało się już skuć posła i leży on na ziemi, a na miejsce przyjeżdża kolejny radiowóz.
TVN24, Wprost.pl, Onet, se.pl, fakt.pl