Bunt polskich przedsiębiorców

Bunt polskich przedsiębiorców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bunt polskich przedsiębiorców (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Mają dość polityków, absurdalnego prawa i wspierania zagranicznej konkurencji. Właściciele największych polskich firm postanowili sami walczyć o swój los.
- To, co robię jest aktem desperacji. Nie tylko mojej, ale wszystkich przedsiębiorców. Albo zaczniemy działać, albo będziemy musieli pogodzić się z tym, że pozostaniemy średniakami - zaczyna rozmowę Ryszard Florek, prezes nowosądeckiego Fakro, drugiego największego producenta okien dachowych na świecie. Wyjmuje z teczki własny raport o kondycji polskiej przedsiębiorczości. Jest źle. Bardzo źle. Według niego po 25 latach wolnej Polski jesteśmy zadłużeni, nieinnowacyjni, mało eksportujemy, a większość przedsiębiorstw działających u nas w kraju to te, które tak naprawdę nie budują naszego bogactwa. W sumie 21 powodów, przez które nie możemy dogonić Zachodu.

To już nie raport, a manifest oburzonych przedsiębiorców. Do Florka przyłączyło się kilkadziesiąt prezesów największych polskich firm. Jest Kazimierz Pazgan, producent drobiu z nowosądeckiego Konspolu. Jest Michał Sołowow, trzeci najbogatszy Polak, największy polski inwestor zagraniczny. Jest Tomasz Zaboklicki z bydgoskiej Pesy, Solange i Krzysztof Olszewscy z Solarisa, Irena Eris, Roman Kluska, Wiesław Wojas. To założyciele i właściciele polskich firm, które odniosły sukces za granicą. Mają już dość. Nie liczą na to, że w końcu przyjdzie jakaś mądra grupa polityczna, która poprawi warunki do prowadzenia biznesu w Polsce. Sami zabrali się za edukację. Nie chcą, żeby polskie firmy w starciu z zagranicznymi gigantami już na zawsze zostały przeciętniakami.

- Gdyby państwo polskie nam nie przeszkadzało, to zamiast 3,3 tys. zatrudnionych, pracowałoby u mnie dzisiaj 7-8 tys. osób. Gdyby jeszcze pomagało, zatrudnienie byłoby jeszcze większe. I o to chcę walczyć. – mówi Florek. W czym mu przeszkadzają politycy?

W najnowszym wydaniu rankingu ,,Paying Taxes”, który szereguje państwa według skali skomplikowania systemów podatkowych. Polska zajęła tak odległe miejsce, że z przyzwoitości lepiej o tym nie mówić. Jesteśmy za Słowacją, Rosją, San Marino, republiką Vanuatu w Oceanii, nawet malutkim Królestwem Suazi na południu Afryki. Polski przedsiębiorca dokonuje przeciętnie w ciągu roku 18 płatności podatku. Na rozliczanie się z fiskusem poświęca 36 dni roboczych w roku! Państwo zjada polskim przedsiębiorcom niecałe 42 proc. zarobionych pieniędzy. W Szwajcarii, Irlandii czy nawet Słowenii łączne podatki nie przekraczają jednej trzeciej zarobków. Na co idą pieniądze polskich przedsiębiorców? I tutaj, uwaga absurd.

Między innymi na zwolnienia podatkowe dla zagranicznych inwestorów, które wprowadzają się do Polski. Przez ostatnie dwie dekady Fiat nie płacił podatku dochodowego. Nic nie szkodzi. Rząd zwolni włoskiego producenta samochodów na kolejne 12 lat, bo firma ma zatrudnić tych, których wylała z pracy kilka lat temu. Francuzi z Michelin postawili władzom Olsztyna ultimatum: albo zwolnicie nas z płatności podatku od nieruchomości, albo nową fabrykę opon postawimy sobie gdzie indziej. Nieważne, że francuski koncern od lat działa w Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, gdzie i tak korzysta z bardzo komfortowych warunków prowadzenia biznesu. We Wrocławiu o grant z kasy państwa ścigali się tacy zagraniczni giganci jak IBM, HP czy Credit Suisse. Nieważne, że te firmy przynoszą rocznie miliardowe przychody liczone w dolarach. Darmowe złotówki od polskich podatników też im się pewnie przydadzą.

- Jak słyszę, że jakaś firma ma dostać z kasy państwa miliony złotych grantu czy zwolnień, to mogę tylko pomarzyć i pozazdrościć. Staliśmy się jakąś odmianą kolonializmu. Może nie tego brutalnego sprzed wieków, ale też dajemy się wykorzystywać. Zagraniczna firma da nam pracę, ale zysków nie zainwestuje w kraju, tylko zabierze je do swojej ojczyzny - mówi Wiesław Wojas, jeden z największych polskich producentów obuwia.

Z danych NBP wynika, że w zeszłym roku firmy o obcym kapitale zarobiły u nas w dywidendach 35,6 mld zł. Te pieniądze w większości nie zostają w Polsce, tylko odlatują do kraju pochodzenia zagranicznych właścicieli.   

Takie argumenty odbijają się od polityków jak od ściany. W zeszły wtorek wicepremier Piechociński powiedział, że strefy ekonomiczne powinny się nadal rozszerzać. Wcześniej poinformował, że będą działały o sześć lat dłużej, czyli do 2026 r. 

Zapraszamy do lektury tekstu w najnowszym wydaniu Wprost, który od poniedziałku dostępny będzie również w formie e-wydania: www.ewydanie.wprost.pl

Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay